Terapie stosujące "niekonwencjonalne metody leczenia" to z reguły nic innego jak szamanizm lub inna forma okultyzmu!
Kiedy rodzice postanawiają prowadzić dziecko do tzw. terapeuty stosującego niekonwencjonalne metody leczenia, nie zdają sobie sprawy, na jak wielkie niebezpieczeństwo je narażają. I dopiero po szkodzie zdają sobie — być może — sprawę z tego, jak wiele zła i zamieszania powodują niekonwencjonalne terapie, wprowadzone w 1995 roku rozporządzeniem rządowym Leszka Millera, ówczesnego ministra pracy i polityki socjalnej, na tzw. rynek usług.
I wcale nie chodzi tu o rynek usług medycznych, bo te może oferować jedynie dyplomowany lekarz. Niekonwencjonalne terapie funkcjonują od lat na rynku usług podobnie jak krawcy, szewcy czy fryzjerzy. Niekonwencjonalny terapeuta może nie mieć żadnej wiedzy o funkcjonowaniu i fizjologii ludzkiego organizmu, bo np. z wykształcenia i zawodu jest stolarzem. Po drugie, taki „lekarz”, zalecając określone terapie czy praktyki paralecznicze, nie bierze żadnej odpowiedzialności za nasze zdrowie. W razie pogorszenia niemożliwe jest udowodnienie bezpośredniego wpływu stosowanych praktyk na stan naszej kondycji. Po trzecie, udając się po pomoc do gabinetu niekonwencjonalnego, nawet nie wiemy, że nie tylko kwestionujemy świat tradycyjnej nauki i medycyny, ale wyrażamy zgodę na światopogląd i system wartości „terapeuty”, którego nie tylko nie znamy, ale nawet nie wiemy, czy zasługuje on na nasze minimalne zaufanie. Gabinety te nie są praktycznie przez nikogo kontrolowane ani nadzorowane. Nie chcemy kupować produktów żywnościowych z niewiadomych źródeł, tym bardziej zdrowia własnego czy zdrowia dziecka nie powierzajmy w ręce manikiurzystek-pseudookultystek udających terapeutki.
Osoby prowadzące gabinety niekonwencjonalnej terapii zakładają, że choroba toczy się na tzw. poziomie energetycznym i przyczyną wszelkich chorób są zakłócenia w przepływie tzw. energii. Pamiętajmy, że energie te są wymysłem okultystów i są nieznane światowi medycyny. Ostatnio wciąż jeszcze słyszymy o lekach homeopatycznych i tzw. dotyku dla zdrowia. Twórcą homeopatii jest Samuel Hahnemann (1755-1843), okultysta i członek tajnych lóż masońskich, który uważał, że podobne leczy podobne. Homeopatyczna substancja ma pobudzić nieokreśloną bliżej sferę energetyczną chorej osoby. Tzw. lek pochodzenia zwierzęcego, roślinnego lub mineralnego ma swoją „osobowość”, którą nadaje mu homeopata przez wstrząsanie mikrodawką określonej substancji. Właściwie są to czynności magiczne. W podobny sposób okultyści „dynamizują” różne magiczne mikstury, które podobnie jak w homeopatii oddziałują nie na ciało fizyczne, ale na niewidzialne ciało energetyczne. Rodzic kupujący takie „lekarstwo” równie dobrze mógłby nabyć dowolną substancję o działaniu placebo. W wypadku homeopatii mamy do czynienia z okultystyczną metodą leczenia, której w żaden sposób nie możemy potwierdzić, zaś skutki przyjmowania takich środków spadają wyłącznie na rodzica, który w najlepszym wypadku bierze udział w eksperymencie medycznym, nawet o tym nie wiedząc. Podobnie jest z tzw. dotykiem dla zdrowia, który bazuje wyłącznie na regulowaniu tzw. pola energetycznego.
Niekonwencjonalne terapie i nauki funkcjonują nie tylko w świecie paramedycyny, ale w świecie paraedukacji. I tutaj możemy mówić choćby o kinezjologii edukacyjnej. Twórca tej metody na bazie różnych pseudonauk, m.in. programowania neurolingwistycznego i akupunktury, stworzył metodę wspierającą proces uczenia. Potocznie nazywa się to gimnastyką mózgu, określone ćwiczenia mają m.in. energetyzować i pomagać odtworzyć połączenia nerwowe między ciałem a mózgiem, ułatwiając przepływ tzw. energii elektromagnetycznej przez ciało i mózg. Znów mamy do czynienia z bliżej nieokreśloną energią, której działanie ma czynić cuda. Dziś coraz więcej kursów obiecuje osiągnięcie nadzwyczajnych stanów, czytanie cudzych myśli, przesyłanie ich na odległość; oferowane są kursy szybkich technik uczenia się i czytania itd. Dzieci mają dziś — głównie przez świat filmu i literatury — rozbudzony apetyt na cuda. Terapie i kursy niekonwencjonalne wykorzystują ten fakt na zimno, nie ponosząc z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. A rodzice tracą pieniądze, czas i zdrowie. Bo cuda są pokusą, ale tak jak w bajce Aleksandra Puszkina o rybaku i złotej rybce, chciwość i oczekiwanie nadzwyczajności przynoszą taki efekt, że na koniec pozostaje tylko lepianka i rozwalone koryto.
opr. mg/mg