Rozmowa z biskupem Janem Zającem
Jego Ekscelencjo, jak Ksiądz Biskup wspomina swoje dzieciństwo, młodość, swoje lata szkolne?
Wspominam bardzo sentymentalnie i z wielką jakąś radością, choć lata mojego dzieciństwa były latami trudnymi, ponieważ przyszedłem na świat 3 miesiące przed wybuchem II wojny światowej w 1939 roku. Moje dzieciństwo wypadło na lata okupacji. Łatwo sobie wyobrazić, jak mogło to wyglądać. Byłem szóstym dzieckiem rodziny prostej, ubogiej, mama — gospodyni domowa, ojciec — pracownik na kolei. Było niełatwo, ale atmosfera w rodzinie była taka, że wzajemnie sobie pomagaliśmy, a mnie pomagano jako najmłodszemu w sposób szczególny. Ale gdy już dorastałem również byłem do dyspozycji i rodzicom i rodzeństwu. I to wzajemne wspomaganie prowadziło nas do tego, że była to rodzina na pewno szczęśliwa, choć w trudnych warunkach żyjąca, w biedzie, ale nie była to bieda taka, że nie było co jeść, choć trzeba było starać się o każdy kawałek chleba. Ponieważ była to również praca na roli, pasienie krów — dlatego też było co jeść, choć jak powiedziałem potrzeby materialne były ciężkie, trudne ale rodzina, sąsiedztwo — to była jakaś taka wzajemna życzliwość, wzajemne wspomaganie. Również to co było jakąś siłą to życie religijne i rodziców, i rodzeństwa, bliskość kościoła a zatem też służenie do Mszy św., kontakt z księżmi, zwłaszcza z księdzem katechetą, pomagało do tego, że to wszystko było i radosne i pełne jakiejś nadziei choć sytuacja na pewno nie była łatwa i prosta.
Tu również później nastąpiły lata już po wyzwoleniu a raczej dostaniu się pod inną okupację, a więc czasy stalinowskie, które były wtedy, gdy rozpocząłem i naukę w szkole podstawowej w Libiążu. Potem ukończenie szkoły podstawowej i szkoła średnia — liceum ogólnokształcące w Chrzanowie. I tak etapami przygotowywałem się do tego, żeby wejść w życie dojrzałe, które w jakiś sposób się rozpoczęło z chwilą zdania matury w 1957 roku. I wtedy decyzja, by szukać drogi swojego życia a więc odpowiedź na powołanie, które odczytałem w tymże właśnie roku wstępując do krakowskiego Seminarium Duchownego. Ale tu już jesteśmy w latach nie dziecięcych ale w latach młodzieńczych prawie już dorastającego człowieka.
Czy może Ksiądz Biskup opowiedzieć, jak odkrył swoje powołanie do kapłaństwa? Jak wygląda formacja w diecezjalnym seminarium duchownym?
Jak wspomniałem bliskość kościoła, uczestniczenie we Mszy św., nabożeństwach, kontakt z katechetą ks. Antonim Oberchałem spowodował, że zastanawiałem się nad tym, czy po prostu nie być księdzem. A ten katecheta też w swoisty sposób pomagał odkrywać powołanie pytając się już dziecka w II, III klasie szkoły podstawowej: „czy ty nie chciał byś być księdzem”. To nie było podpowiadanie czy jakieś sugerowanie ale pomoc dziecku jeszcze a później młodemu człowiekowi zastanawiania się, czy jednak nie jest to wybór drogi którą Pan Jezus wskazuje — życie kapłańskie. A miałem to jeszcze szczęście, że mój starszy o osiem lat brat też był księdzem. Był, ponieważ kilka lat temu odszedł do Pana. I moje pytanie o przyszłość, o moją drogę życia wtedy zbiegło się z tym, że on został wyświęcony w 1956 roku. I gdy on przygotowywał się do już święceń kapłańskich, do życia w kapłaństwie wtedy u mnie taka myśl powstała, że chyba też pójdę tą samą drogą. A więc rozmowa z księdzem, ale przede wszystkim modlitwa i wzór mojego brata spowodował, że właśnie w 1956 roku podjąłem decyzję pójścia do Seminarium a w 1957 roku po zdaniu matury zrealizowałem to zamierzenie.
By odczytać to odczucie jako głos Boży, choć odpowiedź na to, czy człowiek jest powołany daje się odpowiedź w ciągu całego życia seminaryjnego, które trwało sześć lat. Jeśli mówimy o formacji w Seminarium Duchownym, to jest to cały elaborat, jest to trudna sprawa do krótkiego określenia. Formacja seminaryjna to jest jednak długotrwała praca. Praca duchowa a więc formacja wiary, życia religijnego, życia modlitwy, ubogacanie wewnętrzne przez życie sakramentalne — tak jak każdy chrześcijanin, a to się odbywa w ramach Seminarium. I przygotowanie intelektualne do tego, aby spełniać posłannictwo kapłana, który ma być duszpasterzem, ma być tym, który innych prowadzi do Boga, który innym pomaga przeżywać spotkania z Bogiem, który ma udzielać Sakramentów świętych. A więc cała formacja seminaryjna to jest pogłębianie życia religijnego, ubogacanie wiedzą filozoficzną i teologiczną i wreszcie uczenie się, jak być duszpasterzem we współczesnym świecie, jak iść i docierać do współczesnego człowieka z Ewangelią i propozycją współpracy z Łaską Bożą. I cała formacja kapłańska w Seminarium właśnie na tym polega, ale to jest cały zakres zadań, które stawia Seminarium a raczej stawia biskup poprzez Seminarium komuś, kto odkrywa powołanie i chce, żeby to powołanie było wypełniane.
Był Ksiądz Biskup przez jakiś czas rektorem Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie, później dyrektorem Wydziału Koordynacji Duszpasterstwa Archidiecezji Krakowskiej a obecnie jest Jego Ekscelencja również w Radzie Kapłańskiej, Radzie Duszpasterskiej i Kolegium Konsultorów. Chyba to duża odpowiedzialność za przygotowanie nowych duszpasterzy Kościoła i sprawowanie nad nimi dalszej opieki?
Takim uzupełnieniem tego pytania jest to, że najpierw przez sześć lat byłem ojcem duchownym Seminarium, a więc tym, który troszczy się o formację duchową kandydatów do kapłaństwa. Przez dziewięć lat pełniłem funkcję rektora Seminarium. Te pozostałe funkcje na pewno są w jakiś sposób uzupełnieniem czy wyrażeniem tej troski o kształt i duszpasterstwa ale też i o formację nie tylko przyszłych duszpasterzy, ale i kapłanów którzy już spełniają tę funkcję w duszpasterstwie, w Kościele, zwłaszcza w Kościele krakowskim. Odpowiedzialność jest tym zasadniczym zadaniem, żeby zdawać sobie z tego sprawę, że od tego, co przekażę tym ludziom, zależy również ich postępowanie, ich praca kapłańska. Ale trzeba pamiętać o tym, że odpowiedzialność, jaka spada na człowieka, to nie jest tylko sprawa osobista tylko to jest podejmowanie dzieła, które Pan Bóg wyznacza a więc współpraca z Łaską Bożą, współpraca z ludźmi. I wtedy przynosi to owoce. Tutaj taka mała anegdota związana z Papieżem Janem XXIII — to oczywiście jest prehistoria dla Redaktora. Gdy został wybrany papieżem, miał się mu podobno przyśnić Pan Jezus. I zaczął ubolewać „Jak ja sobie dam radę, taka odpowiedzialność ogromna za Kościół spoczywa na papieżu”. A Pan Jezus miał mu odpowiedzieć: „Janie, nie bądź taki ważny, bo to Ja jestem jednak tutaj obecny, a nie żeby całą odpowiedzialność na siebie brać”. Dlatego też w taki sposób odpowiadam sobie: Nie bądź taki ważny, że tu już cała odpowiedzialność na tobie spoczywa, tylko rób, co do ciebie należy, co otrzymujesz w jakiś sposób od Pana Jezusa w Kościele, a owoce i troska o to, co z tego wyniknie trzeba pozostawić Duchowi Świętemu i Kościołowi, który przecież nad całością czuwa.
Jest Jego Ekscelencja Kustoszem Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach. Czy może Ksiądz Biskup w kilku zdaniach przedstawić historię kultu Miłosierdzia Bożego na ziemiach polskich?
Tutaj trochę „wykręcę” się od tego pytania. Bardzo trudno w kilku zdaniach przedstawić historię kultu Miłosierdzia Bożego. Zainteresowanych odsyłam do książek, które ukazują rozwój kultu Bożego Miłosierdzia.
Mogę tylko powiedzieć, że Łagiewniki miały ten zaszczyt, że kilka lat tam spędziła Św. Siostra Faustyna, której prywatne objawienia były podstawą do tego, żeby rozwijał się kult Miłosierdzia Bożego. Z tymi wszystkimi problemami jak zakaz tego nabożeństwa. Ale trzeba było jednak cierpliwości a zwłaszcza wyjaśniania sedna tego kultu. I okazało się, że ks. kardynał Karol Wojtyła jako arcybiskup krakowski a następnie jako Jan Paweł II spowodował, że ten kult nie tylko ożył ale dzisiaj zakresem swoim sięga prawie na cały świat.
Natomiast to, że zostałem tam rektorem czy kustoszem jest takim znakiem Bożego Miłosierdzia, że od kilku lat jestem tam z tym miejscem związany i wszedłem w tę drogę rozwoju tego kultu, który swoje apogeum miał w dwóch wizytach Ojca Świętego Jana Pawła II. W 1997 roku po raz pierwszy, gdzie zostały postawione zadania aby wybudować Sanktuarium, wybudować Bazylikę Miłosierdzia Bożego, żeby to miejsce stało się centrum kultu Bożego Miłosierdzia. W 2002 roku po raz drugi, wtedy konsekrował Bazylikę Miłosierdzia Bożego.
Tam zostałem postawiony i wypełniam to jak potrafię, żeby to miejsce stało się jednak tym centrum, gdzie pielgrzymi przybywają z całego świata. W ubiegłym roku przybyli prawie z 80 krajów w liczbie półtora miliona ludzi. Dlatego trzeba, aby przy współpracy Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia i kapłanów tam pracujących, wytrwale prowadzących pielgrzymów każdy, kto tam przychodzi mógł spotkać się i w sakramencie pokuty, i w uczestnictwie we Mszy św. i ubogacić się wewnętrznie przy tym ogniu Miłosierdzia, które tam w tym miejscu płonie. Św. Faustyna i Jan Paweł II mówili, że jest tam iskra, która wychodzi na cały świat, która prowadzi do Miłosiernego Boga.
Ksiądz Biskup w swoim herbie biskupim umieścił słowa „WSTAŃCIE, CHODŹMY!”. Dlaczego takie hasło?
Gdy zostałem powołany do tej posługi pasterskiej, biskupiej zastanawiałem się tak jak to czyni każdy kandydat do biskupstwa o swoim wezwaniu, o haśle, które będzie myślą wiodącą w posłudze biskupiej. Wtedy na biurku leżała nowo wydana książka Jana Pawła II „Wstańcie, chodźmy!”. Już wtedy wiedziałem, że to będzie moje wezwanie. A są to słowa, które wypowiedział Pan Jezus do Apostołów, gdy po dramacie modlitwy w Ogrojcu zastał śpiących Apostołów. Wtedy powiedział im: „Wstańcie, chodźmy ponieważ zbliża się mój zdrajca”. Gdy rozpoczęła się droga Męki i Śmierci Pana Jezusa trzeba było, aby „trącił” tych Apostołów, żeby się pobudzili wreszcie z jakiegoś takiego przygnębienia i osłabienia i żeby iść. Powiedział „chodźmy” a więc nie: „idźcie teraz sami a ja pójdę swoją drogą” tylko idziemy razem. Wezwał, żeby iść z nową energią, nowym zapałem drogami Zbawienia, On idzie razem z człowiekiem. To pobudziło mnie do tego, żeby niejako ożywić swoją gorliwość kapłańską, żeby iść tymi drogami które Pan Jezus wyznacza. Mam świadomość, że nie idę sam, bo sam nie dałbym rady, ale trzeba, żeby trzymać się ręki Pana Jezusa a więc stąd to „Wstańcie, chodźmy!” po drogach Miłosierdzia, po drogach Zbawienia.
Każdy biskup ma przypisany kościół tytularny. W przypadku Księdza Biskupa jest to Taddua. Skąd wywodzi się tradycja kościoła tytularnego biskupów?
W latach starożytnych, w początkach Kościoła, biskup zawsze był przypisany do jakiegoś lokalnego kościoła, był biskupem tego lokalnego kościoła. Nie było tak, że był tylko biskupem dla samego siebie. Były wtedy kościoły w północnej Afryce i w Azji Mniejszej szczególnie w tych pierwszych wiekach i każdy biskup otrzymywał jedną z tych diecezji. Ponieważ tam chrześcijaństwo zniknęło z różnych powodów i przyczyn ale te właśnie kościoły, te diecezje zatrzymały nazwy. Dlatego też biskupi pomocniczy otrzymują te tytularne kościoły, które kiedyś w historii były diecezjami, były kościołami lokalnymi a dzisiaj są tylko wspomnieniem.
Nie ma śladu, gdzie jest Taddua, ale na pewno jest to północna Afryka. Moja Taddua została mi przekazana po biskupie pomocniczym w Niemczech, który został biskupem diecezjalnym a więc ma już swój kościół a mnie przypadł w udziale ten kościół w Tadduy.
W Archidiecezji Krakowskiej toczą się procesy beatyfikacyjne Sługi Bożego ks. bp. Jana Pietraszki i Sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego. Na jakim są one etapie i czy toczą się jeszcze jakieś inne procesy beatyfikacyjne i kanonizacyjne na terenie naszej Archidiecezji?
Powinno to pytanie być skierowane do człowieka, który nad tym czuwa. Został niedawno ustanowiony ks. dr Andrzej Scąber, który po skończeniu specjalnego kursu w Rzymie czuwa nad tym — to co kiedyś robił ks. dr Stefan Ryłko ze zgromadzenia kanoników regularnych.
Powiem, że te procesy trwają, są już na etapie rzymskim, natomiast jest cały szereg innych procesów. Wspomnę tylko niedawno otwarty proces beatyfikacyjny Sługi Bożego ks. Józefa Kurzeji, prawie że męczennika kościoła w Nowej Hucie — Mistrzejowicach który oddał życie mając 30 kilka lat, ale jego życie było pasmem troski i kolegiów i sądów, żeby mogła powstać ta parafia św. Maksymiliana Marii Kolbe w Mistrzejowicach.
2 kwietnia odszedł do Pana po wieczną nagrodę Ojciec Święty Jan Paweł II. Jak Ksiądz Biskup wspomina te swoiste „rekolekcje narodowe”, które miały wówczas w Polsce miejsce?
Nie tyle wspominam, ile tymi rekolekcjami żyję. Nazwałbym to wiewem Ducha Świętego, który się rozpoczął podczas uroczystości pogrzebowej Ojca Świętego Jana Pawła II. Jakimś takim znakiem tego był wiatr potężny, który miał miejsce podczas tej uroczystości. A byłem bardzo blisko, może jakieś 20 metrów od trumny Ojca Świętego i widziałem, jak nie tylko ornaty fruwały w powietrzu ale przede wszystkim zamknięty został Ewangeliarz położony na trumnie. I tak to odebrałem, że Ojciec Święty niejako zamknął swoje głoszenie Ewangelii tutaj na ziemi i powiedział to ostatnie „Amen” i „Teraz bierzcie się do roboty, wszyscy, jak tu jesteście i głoście tę Ewangelię”. I powinniśmy ją głosić na taką miarę jak czynił to Jan Paweł II. To się działo na całym świecie, nie tylko w Polsce, bo to cały świat przeżywał wiew Ducha Świętego, który budził refleksję. Ludzie się nawracali. Wystarczy wspomnieć, ilu ludzi po wielu, wielu latach przystępowało do spowiedzi świętej między innymi w Łagiewnikach i którzy odczuwali, że jest to moment najbardziej odpowiedni, by pojednać się z Bogiem, by pojednać się z drugim człowiekiem. Ten wiew Ducha Świętego, to zapalenie tego ognia Bożego Miłosierdzia trwa nadal i sądzę, że nie tylko będzie wspomnieniem, ale to jest wypełnienie Testamentu Ojca Świętego, żeby jednak pójść tymi drogami, które Jan Paweł II wskazał. Ta realizacja tej drogi przez nowego Ojca Świętego Benedykta XVI wskazuje na to, że i to światło i moc Ducha Świętego działa. Jest to nowe jak gdyby Zesłanie Ducha Świętego, nowe Zielone Świątki, które trwają i oby tylko trwały i przynosiły owoc. Zadaniem biskupów i wszystkich duszpasterzy jest aby dobrze skorzystać z tej możliwości, jaką jest ten zapał młodych. Aby przyjąć Orędzie o Miłosiernym Bogu i wypełniać to, by Ewangelia była głoszona na całym świecie i według tej Ewangelii każdy starał się żyć. Jest to znak z tego powiewu, który nieustannie trwa i oby przynosił owoce.
Co Ksiądz Biskup sądzi o świadomości historycznej i patriotycznej dzieci i młodzieży w obecnych latach?
Kontakt z dziećmi i młodzieżą tą szkolną skończył się dosyć dawno, ale teraz mam możliwości spotykania się w czasie wizytacji. I rozmawiam z nimi. Myślę, że jest to jednak coś takiego, co otrzymaliśmy, co zostało nam przekazane od starszych. Jeżeli starsze pokolenie traci tą świadomość historyczną, patriotyczną, to nic dziwnego, że nowe pokolenie nie otrzymuje tej świadomości w pełni. To nie oznacza, że tak jest u każdego. Wszystko trzeba robić, żeby ta świadomość była. Wiadomo, że kto traci swoją świadomość historyczną, traci swoją tożsamość. Nie możemy w tym się rozmyć, a przede wszystkim w sytuacji tzw. globalizacji świata abyśmy nie zatracili tego, że jednak jesteśmy Ojczyzną, jesteśmy Narodem. Pamiętajmy o odpowiedzialności za tę Ojczyznę i Naród. I to jest najzdrowszy patriotyzm! Żeby się nie zagubić. Nie na tym polega globalizacja, że stanie się jedna tylko jakaś masa, ale że każdy naród będzie tylko sobą i będzie tworzyć ojczyznę ojczyzn, jak uczył nas Ojciec Święty Jan Paweł II. Na tym polega wspólnota, nie żeby ujednolicić, nie żeby była ojczyzna światowa czy ojczyzna europejska, ale ojczyzna ojczyzn, czyli każdy naród ma swą tożsamość, ma swą historię i nie możemy tego zatracić, bo zatraci się to co najistotniejsze a więc wspólnotę ducha, wspólnotę historii, wspólnotę dóbr kulturowych, które przecież każdy naród posiada jako skarb nieprzeciętny.
Co chciałby Ksiądz Biskup na koniec powiedzieć Czytelnikom?
Bądźcie tymi, którzy przyjmują dobra historii, ubogacajcie tę historię i przekazujcie następnemu pokoleniu. To jest dobro, które Boża Opatrzność złożyła w nasze ręce i trzeba to dobro przyjąć, ubogacić swoją pracą, swoim wysiłkiem, swoim życiem, również i religijnym, życiem intelektualnym. To dobro wspólne przekazujcie następnemu pokoleniu. To świadczy o wielkości człowieka, o wielkości chrześcijanina! Szczęść Wam Boże, kochani!
Serdecznie dziękuję Jego Ekscelencji Księdzu Biskupowi za rozmowę.
Czerwiec 2005
opr. mg/mg