O niektórych zagadnieniach wychowania duchowieństwa

List Kongregacji Seminariów i Uniwersytetów o niektórych zagadnieniach wychowania duchowieństwa, 5.07.1959

Święta Kongregacja Seminariów i Uniwersytetów wysłała w tych dniach list do wszystkich Ordynariuszów (z datą 5 lipca, Uroczystość Najśw. Serca), w którym rozpatruje niektóre podstawowe zagadnienia wychowania duchowieństwa. Nawiązując do życia i przykładu św. Proboszcza z Ars, instrukcja przypomina odwieczne zasady Kościoła odnoszące się do przygotowania duchowieństwa, aby ono dzisiaj i zawsze było odpowiednim narzędziem do prawdziwej odnowy życia chrześcijańskiego.

Ze względu na ważność tego dokumentu podajemy główną jego treść:

Jeszcze nie przebrzmiało echo wspaniałych uroczystości setnej rocznicy objawień w Lourdes, które zgromadziły miliony ludzi - pielgrzymów wszystkich narodów i ras u stóp Groty Massabielskiej, a myśli i serca nasze zwracają się znowu ku ziemi francuskiej do małej wioski, która była świadkiem działalności apostolskiej pokornego, wiejskiego proboszcza Przez niego to raczył Chrystus odnowić cuda swojego publicznego życia i rozlewać obficie owoce odkupienia.

Ta święta Kongregacja Seminariów i Uniwersytetów pragnęłaby, aby ten rok nie minął bez zwrócenia z Jej strony uwagi tym, którzy są powołani do kapłaństwa, na syna ludu wieśniaczego, który umiał tak wiernie odpowiedzieć na łaskę powołania i stać się w ręku Bożym stosownym narzędziem do prawdziwej i szerokiej odnowy życia chrześcijańskiego.

Dużo ma do powiedzenia i do pouczenia młodych lewitów święty Proboszcz z Ars i można stwierdzić, że jego posłannictwo z przybytków chwały niebieskiej jest dzisiaj bardziej aktualne, niż kiedykolwiek.

Przede wszystkim świeci on jako przykład ochotnego i wiernego pójścia za wezwaniem łaski; gdy raz poznał w stosunku do siebie wolę Bożą, zdąża do ideału kapłaństwa z uporem niezrównanym, nie zniechęca się licznymi trudnościami, jakie zdają się mu zagradzać drogę do jak gorąco, ale pokornie upragnionego celu; zawsze kieruje się niezmiernym szacunkiem godności kapłańskiej, tak, że wyrywa mu się z duszy okrzyk: "O, jak wielki jest kapłan! Wielkość jego ukaże się w całej pełni dopiero w niebie. Gdyby kapłan zrozumiał całkowicie na ziemi swoją godność, umarłby nie z przerażenia, ale z miłości".

Ten szacunek, tę stałość, to oddanie ukazuje Kościół młodzieży duchownej naszych czasów, aby stąd czerpała zachętę pielęgnowania świętego ideału, do którego ją Bóg powołał.

Znana jest mała liczba powołań, na jaką cierpi Kościół w naszych czasach, gdy potrzeby wiernych wzrastają z każdym prawie dniem. Nie jakoby Pan mniej obficie zasiewał ziarno Bożego powołania; ale raczej dlatego, że to ziarno mały przynosi plon. Wielu jest takich, którzy przyłożywszy rękę do pługa, oglądają się za siebie i opuszczają rozpoczętą pracę. Do tych zaś, którzy usłyszeli usilne wezwanie Pana, by byli krzewicielami Jego dzieła zbawienia, zwraca się św. Proboszcz z Ars, by rozważali nieoceniony dar, jaki posiadają i nie pozwolili, by dla braku ducha ofiarności i oddania, zły duch przez ułudy światowe pozbawił ich perły ukrytej, dla posiadania której należy radośnie wszystko poświęcić.

"Wybrańcy Boży", jak wyraża jasno ich nazwa "klerycy": część ukochana ogromnej rodziny Bożej, powołana do specjalnego zadania, dla szczególnego dziedzictwa; winni oni zawsze pamiętać, dla czerpania stąd odwagi i pobudki do wytrwania, jakiej czułej dobroci, łaskawości i hojności są przedmiotem ze strony Pana. Jeżeli Apostoł przypominał zwykłym wiernym niewypowiedziane dobrodziejstwo Odkupienia, by żyli godnie jako synowie światłości, a zapomnieli na zawsze ponęt ciała, o ileż więcej usłyszeć winni takie wezwanie młodzieńcy powołani nie tylko do uczestniczenia w zbawieniu, ale w orszaku Boskiego Mistrza, na tego zbawienia zarządców i szafarzy. Niech więc myślą stale o darze Bożym, o akcie Bożej miłości i niechaj stają się z dnia na dzień więcej godnymi przez odpowiednie prowadzenie się, przez codzienne ofiarowanie swojej młodości Kościołowi, który domaga się tego dla ich zbawienia i dla zbawienia ich braci.

Jeżeli przypatrzymy się sylwetce kapłańskiej św. Proboszcza z Ars. dochodzimy do wniosku, że jaśnieje ona tak, że można ją przedstawić jako wzór niezwykłej wielkości. Wiedział on, że kapłaństwo utożsamiło go mistycznie z jedynym i wiecznym kapłanem, Słowem Wcielonym, stad też powtarzał następujące słowa: "Gdy widzicie kapłana, myślcie o Panu naszym Jezusie Chrystusie", albo "Kapłaństwo jest miłością Serca Jezusowego". A cóż wnoszą te słowa, tak w sobie piękne i dobitne, w których się kryje ta Boża rzeczywistość?

Istotnym było dla niego przeżywanie kapłaństwa, jakie Chrystus sprawował przez niego jako swoje narzędzie.

Oto więc święty Proboszcz w postawie, jakiej chce Apostoł, pośrednika dla swojego ludu, przez całe życie przy adoracji, wstawiennictwie, w całopalnej ofierze był także i on ofiarą jak i Odkupiciel, by wypraszać "wzdychaniami niewymownymi" w dzień i w noc odpuszczenie grzechów, gotowy zawsze do pełnienia w ciele swoim tego, co nie dostaje cierpieniom Chrystusa.

To zjednoczenie z Bogiem, ta zgodność z Wiecznym Kapłanem, które tak pobudzały jego modlitwą i życie wewnętrzne, były także źródłem jego sukcesów duszpasterskich wzbudzających podziw. Wiedział on doskonale, że skuteczność jego trudów zależy w pierwszym rzędzie od modlitw i jedności z Bogiem i pokornie świadomy swojego stanowiska, jakże wzniosłego, jako narzędzia łaski Bożej, od niej, i od niej samej jedynie oczekiwał powodzenia w swojej pracy apostolskiej.

Nie bez słuszności zatem Pius XI ustanowił św. Proboszcza z Ars specjalnym patronem proboszczów i duszpasterzy, chcąc przez to podkreślić, że działalność duszpasterska, jeżeli ma być naprawdę owocna, musi się opierać na osobistej świętości, pochodzącej z głębokiego życia wewnętrznego.

Jest faktem, że bez życia wewnętrznego, nie ma prawdziwego apostoła, i wszelki szum jaki może czynić, tak z zastosowaniem wspaniałej techniki i zewnętrznej organizacji, nie przyniesie owoców trwałych i zbawczych. Prawdziwy apostoł, świadomy, że jest tylko prostym narzędziem w ręku Boga, wie że ma do dyspozycji inne środki, nie uwarunkowane zmiennością techniki. Wie on, że gmach duchowny wznosi się całkowicie na łasce i modlitwie, i o tyle owoce są obfite, o ile zaufa się pomocom duchowym i nie zastąpi się ich niczym innym: "Tak więc, ani ten, co sadzi, nie jest czymś, ani ten co podlewa; ale Bóg, który pomnożenie daje". (I Kor 7-9). Jesteśmy bowiem pomocnikami Bożymi.

Papież Pius XI powiada jasno: "Byłoby bardzo ciężkim błędem kapłana, który poniesiony fałszywą gorliwością, zaniedbałby własnego uświęcenia, pogrążając się całkowicie w czynnościach zewnętrznych, chociażby dobrych, swojego kapłańskiego posługiwania. Bez pobożności najświętsze czynności i najwznioślejsze obrzędy świętego urzędu będą wykonywane mechanicznie i zwyczajowo; zabraknie im ducha, namaszczenia, życia". (Ad. cath. Sacerd. 20 grudnia 1935. AAS. vol. 28. p. 23-24).

Bliższy nam Pius XII w Menti Nostrć (23 IX 1950) nalega na to samo usilnie: "Duch gorliwej modlitwy, jeżeli kiedyś, to dzisiaj jest szczególnie konieczny, skoro tzw. naturalizm zaatakował umysły ludzkie i enota jest narażona na niebezpieczeństwa różnego rodzaju, jakie napotyka się w wykonywaniu tego urzędu. Cóż może lepiej zabezpieczyć przed tymi zasadzkami, cóż może duszę podnieść lepiej do rzeczy niebieskich i utrzymać zjednoczenie z Bogiem, jak nie usilna modlitwa i wzywanie pomocy Bożej?" (AAS. v. 42, p. 673).

Ostatnio także Ojciec Święty Jan XXIII chwalebnie nam panujący, który tak nalega, by duchowieństwo z całym oddaniem poświęcało się duszpasterstwu, w przemówieniu swoim do Unii Apostolskiej Duchowieństwa (12 marca 1959) ukazując właśnie postać św. Proboszcza z Ars, upomina bardzo wymownie: "Dlaczego mimo tylu wysiłków i ofiar, mimo niezliczonych zasiewów, zebrany owoc jest często tak skąpy? Dlaczego mimo zastosowania wszystkich środków duszpasterstwa nie powstają umarli synowie Kościoła? Może dlatego, że nie zawsze jest czysta intencja; może dlatego, że ufa się zbytnio środkom podobnym do tych ludzkich, a przez to słabych, bez oparcia o modlitwą i ofiarę".

Nalegamy, dlatego najusilniej, by wychowawcy seminariów duchownych, szczególnie rektorzy i ojcowie duchowni, pouczali, jak należy, często swoich alumnów, szczególnie tych, którzy bliskimi są święceń wyższych, o naturze kapłaństwa, o celach jego posłannictwa i o środkach apostolstwa. Niechaj to czynią w oparciu o zdrową i oparta na tradycji naukę, czerpana z Objawienia, interpretacji Ojców i nauczania Kościoła.

Jest to rzecz wielkiej wagi. Gdyż jakie idee ustalą się w wychowywaniu aż do ukończenia seminarium, takie będzie i nastawienie alumnów, gdy kiedyś wyświęceni wejdą do kapłaństwa.

Znane jest wszystkim przywiązanie bez zastrzeżeń, jakie miał Proboszcz z Ars do Kościoła. Dla tej Matki wszystkich wierzących miał miłość najczulszą i kiedy o niej mówił w słowach prostych, natchnionych, do swoich licznych słuchaczy, oblicze jego przemieniało się, a głos drżał z gorliwości gorącej. Gdy serce jego przekraczało ciasne granice swojej wioszczyny Ars, obejmowało wszystkich braci w Chrystusie. Zresztą, czyż dzieci Kościoła nie przybywały ze wszystkich krańców ziemi, by oblegać jego kazalnicę i konfesjonał? Jego oddanie, szacunek i miłość kierowała się przede wszystkim do Zwierzchnika, do Głowy widzialnej, Papieża. Ze świadectw procesu kanonizacyjnego wynika, że korzystał z każdej okazji, by okazać autorytetowi Ojca Świętego bezgraniczny szacunek. Nie mógł ukryć wzruszenia, gdy słyszał albo sam mówił o Matce Kościele, Matce wszystkich Kościołów. Własnemu biskupowi okazywał szacunek, miłość i posłuszeństwo "tamquam Domino". I jakie posłuszeństwo. Wszyscy wiedzą, jak Święty Proboszcz świadomy swojej własnej niegodności, oraz wielkiej odpowiedzialności, wzrastającej z każdym dniem, rozważa kilkakrotnie, aby się usunąć w kącik ukryty i opłakiwać, jak mówił, nędzne swe życie. Lecz posłuszeństwo wyrażone przez władze, by pozostał w Ars, sprawia, że tam pozostaje, by nieść ciężki krzyż, w codziennym ofiarowaniu siebie samego.

Wychowawcy kandydatów do kapłaństwa mają tutaj przedmiot poważnego zastanowienia się, gdyż cnota posłuszeństwa jest jedną z zasad całej formacji, jakiej winni udzielić adeptom do kapłaństwa. Chodzi rzeczywiście o wyrobienie w nich wyraźnego nawyku, sięgającego do zasadniczego przekonania alumnów powierzonych ich trosce - w czasach, jak nasze, w których mocno odczuwa się demona pychy, który trudno uwierzyć, pretenduje, by nie poddawać się normom jakimkolwiek i dąży do nieograniczonej niezależności i w sądzie i w działaniu. I takie zasady, ogłaszane jako zdobycz, wdarły się w metody wychowawcze, usiłując podważyć same fundamenty katolickiej nauki o wychowaniu. Niestety i w instytucjach wychowujących duchowieństwo nierzadko były wypadki, w których Kongregacja musiała interweniować. Są eksperymenty usiłujące zezwalać zbytnio na nieskrępowana inicjatywę w wychowaniu i jakoby zapominając o chorej naturze ludzkiej - zezwalają mniej lub więcej skrycie hołdować zasadom tzw. "samowychowania".

Słuszny i konieczny jest zaiste wysiłek tych, którzy dbając, by wytworzyć w młodzieży im powierzonej silne i zdrowe przekonania, usiłują rozwinąć w nich stopniowo zmysł osobistej odpowiedzialności, zdolność sądu, zmysł inicjatywy indywidualnej czy zbiorowej, lecz co należy potępić jako zgubne, to postawę bierna wychowawcy, który rezygnując ze swojej pozycji przełożonego i zmieniając tym samym prawdziwe pojecie karności, obawia się, że rozkaz mógłby urazić osobowość ucznia oraz jest niewłaściwym wkroczeniem w sanktuarium sumienia drugiego. Jest to fałszywa koncepcja; gdyż jedynie poprzez surową karność dochodzi się do pełnego osiągnięcia silnej osobowości, gotowej do ofiar i do ducha samozaparcia, które jest konieczne dla tego, który chce iść bez kompromisu i bez udawania śladem naszego Pana Jezusa Chrystusa, aż do dzielenia, jeżeli zajdzie konieczność, kielicha Getsemani i ofiary krzyża. Jedynie w takiej dyscyplinie wychowują się prawdziwi apostołowie, gotowi przezwyciężyć własne zachcianki i kaprysy, by czynić co Bóg rozkazuje przez przełożonych.

Niechaj zatem karność z miłością przeżywana, a nie tylko biernie przyjmowana będzie dla przełożonych sprawdzianem powołań ich alumnów. Niechaj się domagają od nich posłuszeństwa, nie tylko teoretycznego, lecz skutecznego, pełnego, jasnego, niedwuznacznego, jakiego żąda regulamin seminaryjny codziennie, nawet w sprawach mniejszej wagi. Przełożeni niechaj umieją go egzekwować, lecz niechaj umieją rozkazywać, odwołując się do motywów nadprzyrodzonych, jakie rozkaz usprawiedliwiają, czerpiąc siłę przede wszystkim z Modelu Doskonałego, którego jednym i jedynym programem było: "czynić, Boże, wolę Twoją". (Żyd 10, 7). Niechaj przypominają przy każdej okoliczności, że posłuszeństwo zawiera w sobie "obsequium", czyli dar umysłu i woli, na tym bowiem polega fakt, że czynności nasze podobają się Bogu.

Jeżeli przełożeni zdołają to osiągnąć, mogą być spokojni, że alumni osiągną dobre wyniki w zdobywaniu innych także cnót kapłańskich, szczególnie tych, które jak np. czystość, wymagają silnej woli, panowania nad sobą.

We wszystkich pobożnych instytucjach winna więc obowiązywać zasada, że regulamin jest wyrażoną wolą Bożą, i stad jest on konieczny dla formacji kapłana. Obecność i zadanie przełożonego nie może być uważane jako skierowane do zabicia osobowości, lecz jako pomoc do rozwoju tego co jest dobre i pożyteczne dla osiągnięcia pełni duchowej, jaka jest konieczna i jaka jest duma powołania kapłańskiego. "Wszystko jest wasze, a wy Chrystusowi, a Chrystus Boży". (I Kor 3, 22-23).

Zwracając się obecnie bezpośrednio do ukochanych alumnów seminarium chcielibyśmy ich zachęcić, by trzymali się tutaj stałej nauki Kościoła, który w licznych dokumentach porównuje duchowieństwo do wyborowego oddziału, dobrze uzbrojonego, groźnego dla nieprzyjaciół, szczególnie z powodu karności, jaka go ożywia. Niechaj w ciągu długiego i surowego czasu pracy w seminarium, pielęgnują ducha karności, wdrażają w siebie silne przekonania, zdobywając owe doskonałe i bezwarunkowe "sentire cum Ecclesia", które uzdolni ich na jutro do walki z zapałem "pro salute communi fortia facere et pati paratum", do pokojowego budowania królestwa Bożego. (Leon XIII. Alloc. 18 stycznia 1895, Ench. Cler. n. 458).

Tak trudne mogłoby się wydawać przygotowanie do kapłaństwa i przyszły urząd pełen przeszkód, wysiłków i ofiar, jednak wielkie i bogate są radości i nagroda, jaka obiecuje Pan tym, którzy dzielnie walczą pod Jego znakami. Potwierdza to wymownie wielki św. Augustyn, on także powołany do apostolstwa w czasach trudnych jak i te, w których: "Nihil esse in hac vita et maxime hoc tempore difficilius, laborosius, periculosius episcopi aut presbiteri aut diaconi officio, sed apud Deum nihil beatius, si eo modo militetur quo noster Imperator iubet". (Epist. 21, 1).

Chodzi o wzmocnienie poczucia odpowiedzialności w stosunku do łaski Bożego powołania, o podtrzymanie prymatu życia wewnętrznego jako warunku istotnego przyszłego urzędu duszpasterskiego; o wzmocnienie zadania wychowawczego w karności przyjętej sumiennie i dobrowolnie, by bronić w ten sposób i rozwijać życie prawdziwie kapłańskie, by odpowiedziało i mogło sprostać wymogom czasów i warunkom, w których winno się dokonywać dzieło apostolskie. Nie można jednak zapominać o źródłach wiecznych, z których czerpie Kapłaństwo całą swoją szlachetność i skuteczność nadprzyrodzoną.

Święta Kongregacja Seminariów, kończąc tę zachętę i podkreślając inne istotne wymogi formacji duchownej - jak wymagana wiedza której, podkreślamy, nie brakło św. Proboszczowi z Ars, skoro sam Bóg cudownie ubogacił go darami Ducha św. - nakazuje, by biskupi polecili zapoznać się z tym dokumentem oraz odpowiednio go komentować alumnom.

Źródło: L'Osservatore Romano z dnia 5 lipca 1959 r. nr 153; Wiadomości Archidiecezji Warszawskiej, 50 (1960), ss. 295 - 300.

opr. kkk/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama