Jako konsumenci mamy wpływ na to, co jest prezentowane w przestrzeni publicznej!
Autor zdjęcia: Jakub Szymczuk
Grupka internautów udowodniła coś niesamowitego: zwykły człowiek, który czuje niesmak, oglądając wulgarną reklamę, ma wpływ na jej usunięcie.
Chodzi o Stowarzyszenie Twoja Sprawa. Ledwie założyła je grupka znajomych z Warszawy i okolic, już w internecie zebrało się wokół nich 1100 osób. Ci ludzie, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba, piszą listy elektroniczne do firm. Zaznaczają w nich grzecznie, że ich zdaniem, reklama przekracza granicę dobrego smaku. W kulturalny sposób dołączają kilka argumentów.
Myślisz, że to nieskuteczne i bez sensu? Jesteś w błędzie. Okazało się, że w części przypadków to wystarcza. Aktywność zwykłych ludzi, którzy po prostu robią coś razem, wywiera wrażenie nawet na wielkich korporacjach.
Masz wpływ
Kim są założyciele tego stowarzyszenia? Ania Olasik pracuje jako tłumacz języków angielskiego i francuskiego w firmie prawniczej. Zbyszek Korba to prawnik, a przy okazji naczelnik Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza”. Rafał Porzeziński jest dziennikarzem. Jest kilka młodych matek, które zawiesiły karierę zawodową i wychowują dzieci. — Jesteśmy w różnym wieku, ale większość z nas parę lat temu skończyła studia i ma teraz po 30, 35 lat — mówi Anna Olasik. — Niektórzy z nas jeszcze nie założyli rodzin, inni już mają dzieci, zazwyczaj małe — charakteryzuje swoich przyjaciół. Nie ze wszystkimi spotkała się twarzą w twarz, ale dobrze się znają dzięki internetowi.
— Chcemy zmobilizować ludzi, wyrwać z poczucia, że na nic nie mają wpływu. Bo mają! — mówi Zbigniew Korba. — Sami pisaliście o zwykłych ludziach spod Rzeszowa, którzy założyli komitet Contra in Vitro, napisali projekt ustawy całkowicie zakazującej sztucznego zapłodnienia i zaczęli zbierać podpisy. I nagle okazało się, że z całej Polski napłynęło do nich aż 150 tys. podpisów. W Polsce są ogromne rzesze katolików, którzy nie mają pojęcia, że naprawdę mogą mieć wpływ na to, co dzieje się wokół nas — tłumaczy.
Reklama znika
Ludzie ze Stowarzyszenia Twoja Sprawa też mają na koncie pierwsze sukcesy. Pod koniec zeszłego roku, gdy stowarzyszenie było jeszcze w fazie rejestracji, na wiatach przystanków w Warszawie zawisły reklamy pisma CKM. Tego samego dnia twórcy stowarzyszenia uznali, że ta reklama jest wulgarna i przekracza granice, które dotąd w polskiej reklamie nie były naruszane. Włączyli więc komputery i rozesłali do około dwustu znajomych maile z prośbą, żeby zareagowali.
W następnych godzinach do zarządu transportu miejskiego oraz do zastępcy prezydenta Warszawy zaczęły napływać listy elektroniczne z bardzo grzecznie wyrażaną prośbą o interwencję. Listy nie były identyczne, bo każdy z piszących starał się użyć jakiegoś własnego argumentu. Ludzie pisali, że takie reklamy psują dzieci, że dewastują porządek społeczny i uwłaczają godności kobiet. — Kiedy do jakiejś instytucji przyjdą dwa albo pięć takich listów, to nikt się tym nie przejmie. Ale jeśli tych listów jest kilkadziesiąt, to już jest coś — mówi Anna Olasik. — Adresat czyta i myśli: skoro kilkudziesięciu ludziom chciało się usiąść i napisać indywidualny list, to za nimi stoją setki innych ludzi, którzy myślą podobnie — dodaje.
Urzędnicy miejscy zainteresowali się sprawą. A kilka godzin później także szefowie prywatnej firmy, która była właścicielem wiat przystankowych, uznali racje protestujących. — Reklamy zostały wtedy w całej Warszawie zdjęte w jedną noc. Okazało się, że nie trzeba było żadnej wielkiej akcji. Wystarczyło wyrażenie opinii, poparte rozsądnymi argumentami — mówi Rafał Porzeziński, rzecznik stowarzyszenia.
Nie zrzędzimy
Ania Olasik robiła takie akcje już od kilku lat, ale na mniejszą skalę. Przed powstaniem stowarzyszenia listy do firm pisało około dwustu znajomych, którzy nazywali swoją nieformalną inicjatywę „Akcja-reakcja”. Kiedyś protestowali przeciw reklamom z warszawskiej Galerii Mokotów, które odbierali jako bardzo wulgarne i niesmaczne. Z początku wydawało się, że ich listy nie odniosły żadnego skutku, bo reklamy wisiały do końca sezonu. — Jednak w następnych sezonach reklamy były zupełnie inne, nie mieliśmy już do nich zastrzeżeń — mówi Anna Olasik. — Przekonywaliśmy się wiele razy, że takie oddolne działania przynoszą skutek i firmy zmieniają swoją strategię reklamową — dodaje.
To działa zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o poważną firmę, która przywiązuje wagę do swojego wizerunku w oczach społeczeństwa. Ludzie ze Stowarzyszenia Twoja Sprawa bardzo też zwracają uwagę na to, żeby ich listy nie były agresywne. Jeśli mogą w tym samym liście daną firmę za coś pochwalić, robią to. Przypominają na przykład jakąś jej udaną, zabawną kampanię reklamową z ubiegłych lat. Dzięki temu trudno ich oskarżyć, że są zrzędami, którym nic się nie podoba. Jeśli zobaczą, że następna kampania reklamowa firmy nie jest już wulgarna, wysyłają listy z wyrazami poparcia. — Bo to nie jest tak, że my działamy przeciwko komuś. Nam chodzi o dobro wspólne. Nie jesteśmy agresywni, wolimy zachęcać do dobrego — mówi Anna Olasik.
Z tego powodu na internetowej stronie www.twojasprawa.org.pl założyciele stowarzyszenia stworzyli zakładkę „Dobre reklamy”. Napisali: „Nie mamy nic przeciwko reklamom. Wiele z nich to dzieła sztuki, które potrafią rozbawić, wzbudzić optymizm, dać do myślenia. A niektóre są po prostu genialne! Nadsyłajcie Wasze propozycje, najciekawsze umieścimy na tej stronie”. Na razie wisi tam billboard Reeboka, reklamówka Plusa w wykonaniu „Mumio”, reklamy Coca-coli i Żubra, który odpowiada każdemu.
Porno precz z Ruchu
Ludzie z Twojej Sprawy mówią, że ich misją jest nacisk konsumencki na firmy. — Tyle, że akurat my nie pilnujemy tego, żeby w sklepach kiełbasa była świeża. Nas interesuje obrona praw człowieka — mówi Rafał Porzeziński.
— Pokazujemy firmom: zarobicie mniej, jeśli będziecie ignorować zdanie dużej grupy konsumentów — dodaje Zbigniew Korba. — W USA, gdzie w takich akcjach bierze udział mnóstwo ludzi, to narzędzie świetnie działa. Zwłaszcza że następnym argumentem jest bojkot konsumencki danej firmy. Nie powinniśmy się jednak łudzić, że z każdą firmą pójdzie nam jak z płatka — mówi.
Niedawno Stowarzyszenie Twoja Sprawa wzięło się za bardzo poważną sprawę. Poprosiło 1100 ludzi, którzy zarejestrowali się na ich stronie, o pisanie listów do spółki Ruch S.A. Do spółki tej zaczęły więc napływać apele o zaprzestanie prezentowania w salonikach Ruchu pornografii w sposób widoczny dla dzieci. Ludzie z „Twojej Sprawy” załączyli zdjęcia zrobione w kioskach Ruchu, na przykład białego pluszowego misia opartego o pisemka „One to lubią” i „Striptiz”, twarde porno obok półki z gumami do żucia lub przy lodówce z napojami.
Ruch odpisał, że nic nie może w tym względzie zmienić. A jednak sprawa na tym się nie zakończyła. Ludzie związani z „Twoją Sprawą” poprosili bowiem o interwencję ministra skarbu (Ruch należy do Skarbu Państwa) oraz rzeczników praw obywatelskich i praw dziecka. A rzecznicy pod koniec maja poparli stanowisko internautów. Rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski wysłał do Ruchu stanowczy list, w którym poprosił, żeby spółka zaczęła stosować się do obowiązujących przepisów prawa. Powołał się na konkretne paragrafy kodeksu karnego, zabraniające prezentowania porno ludziom, którzy tego sobie nie życzą, a zwłaszcza małoletnim.
Do chwili zamknięcia tego numeru „Gościa” Ruch S.A. nie odpowiedział na list rzecznika. Ma na to 30 dni.
— Aktywność rzecznika jest w dużym stopniu odbiciem aktywności społeczeństwa — powiedział nam nieoficjalnie jeden z urzędników biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Dowiedzieliśmy się, że o wspieranie swoich inicjatyw do biura RPO często występują np. organizacje homoseksualistów. Jednak środowiska chrześcijańskie i konserwatywne do tej pory były przerażająco bierne. Inicjatywa Stowarzyszenia Twoja Sprawa pokazuje, że coś zmienia się na lepsze.
opr. mg/mg