Rozmowa z Tomaszem Sikorą, mistrzem biegów biathlonowych
Rozmowa z Tomaszem Sikorą — wicemistrzem olimpijskim, mistrzem świata, mistrzem Europy i wielokrotnym mistrzem Polski w biegach biathlonowych
Czy sport wyczynowy kształtuje charakter, czy raczej trzeba mieć charakter, żeby uprawiać sport?
Trochę tak i trochę tak. W moim przypadku na pewno sport bardzo mi pomógł, bo byłem nieśmiałym człowiekiem, miałem problemy z nawiązywaniem kontaktów, a dzięki temu, że zacząłem uprawiać sport „skazałem się” na zmianę tego. Co prawda dalej pozostałem nieśmiały, ale w o wiele mniejszym stopniu. A charakter miałem od początku — wiadomo w sporcie nie ma ludzi, którzy nie chcą wygrywać.
Skąd ta chęć wygrywania?
Myślę, że z chęci rywalizacji, która właściwie jest w każdym z nas. Ja np. jak wiem, że moje wyniki nie są dobre, to się złoszczę, rozczarowuję siebie, ale kiedy przychodzi sukces — to jest ogromna radość. Oczywiście są granice, których nie można przekraczać.
Czy rodzice zachęcili Pana do sportu, czy to był Pana wybór?
To był mój wybór, a rodzice w pewnym okresie byli nawet przeciwni. Szczególnie tata, który chciał, żebym zajął się nauką, osiągnął wykształcenie. Sport (przynajmniej w Polsce) jest bardzo niepewnym źródłem utrzymania. Wystarczy jeden słabszy sezon i można stracić środki do życia. Myślę, że dlatego ojciec był przeciwny. Natomiast mama interesowała się sportem i tak po cichutku wspierała mnie.
Ale teraz tata nie ma już nic przeciwko?
Ojciec bardzo długo bał się, co będzie kiedy zakończę karierę, ale od czasu kiedy zdobyłem medal olimpijski uspokoił się.
Czy Pana treningi odbywały się kosztem nauki?
Niestety tak. Biathlon, to sport zimowy, wymagający wielu wyjazdów. I trzeba było nadrabiać później zaległości. Mnie udało się skończyć szkołę średnią, ale wiem, że na studiach byłoby już bardzo ciężko. Biathloniści zaczynają przygotowania do sezonu pod koniec maja i aż do końca zimy są ciągłe wyjazdy. Praktycznie jest to stała nieobecność, więc szans na zaliczenie sesji zimowej właściwie nie ma.
Jakie cechy charakteru wykształciło w Panu uprawianie sportu?
Myślę, że przede wszystkim systematyczność. Każda przerwa w treningach odbija się na wynikach. Na pewno też solidność i dokładność, bo moja konkurencja ich wymaga. No i oczywiście cierpliwość, bo to jest sport, w którym nie da się osiągnąć od razu wyników. Czasami trzeba bardzo długo czekać, nawet 10 i 15 lat.
Złe cechy też się pojawiły?
Czasami zbyt duże emocje po nieudanych startach. Czasami ciężko nad sobą zapanować i pierwsze odruchy są przykre dla innych. Po pół godzinie już te osoby przepraszam. Na szczęście moje otoczenie już to rozumie...
Jak się zaczęła Pana przygoda ze sportem?
Jestem pasjonatem sportu i to praktycznie w każdym wydaniu. I czynnym i jeśli chodzi o oglądanie. Zaczynałem w jednym czasie dwie dyscypliny — biathlon, a także byłem bramkarzem w drużynie piłki nożnej. Jestem miłośnikiem piłki i było mi bardzo ciężko wybrać między tymi dwoma konkurencjami. „Pomogły” mi wyjazdy, które praktycznie uniemożliwiły treningi piłkarskie, tak że wybrałem biathlon.
A skąd zainteresowanie właśnie biathlonem?
W mojej szkole podstawowej nie mieliśmy sali gimnastycznej i wszystkie zajęcia zimowe odbywały się prawie wyłącznie na nartach. Nie było gdzie wykonywać innych zajęć, stąd był nacisk na narciarstwo biegowe. Ze szkoły wyjeżdżaliśmy na różne zawody i wielu z nas przeszło do klubu biathlonowego do Rybnika.
Czy sport może być niebezpieczny dla młodego człowieka?
Oczywiście. Ze sportem też można przesadzić, bo wszystko ma swoje granice. Można stracić zdrowie, szacunek... Trzeba pamiętać, że jest się nie tylko sportowcem, ale i człowiekiem, że trzeba mieć szacunek dla tych, którzy ze sportowcem współpracują i w ogóle dla innych osób. Bywa bardzo często, że młodzi ludzie po odniesieniu sukcesu gubią się. Z drugiej strony sport jest o wiele bezpieczniejszy od innych zajęć, które teraz młodzież bardzo często wybiera.
Sport służy jeszcze naturalnemu rozwojowi człowieka czy jest to już tylko medycyna, doping, technologia?
To już jest tylko profesjonalizm. Całkowity. Dobry sportowiec musi oczywiście być doskonale przygotowany fizycznie, ale np. w biathlonie 70% sukcesu to sprzęt. Najlepszy zawodnik, jeśli będzie miał słabsze narty, nie ma szans na osiągnięcie dobrego wyniku. Dlatego obecnie sport nie jest już obiektywny. Do tego dochodzi doping... Ja nigdy w życiu nie chciałbym używać dopingu, bo wiem jakie pozostawiłoby to piętno na mnie i na mojej rodzinie. Są kraje, w których sportowców bardzo często się łapie na dopingu, więc stało się to normą, w Polsce są to bardzo rzadkie przypadki, więc to piętno jest cięższe niż gdzie indziej.
Czy w sporcie wyczynowym można jeszcze mówić o zasadach fair play, szacunku dla przeciwnika, czy chodzi tylko o to, by za wszelką cenę wygrać?
W biathlonie rywalizacja jest tylko na trasie. Po zawodach atmosfera jest zupełnie inna, jesteśmy kolegami, wspólnie spędzamy czas. To taka rodzina.
Jaki wpływ ma uprawianie sportu na Pana rodzinę?
Powiem szczerze, że bardzo dużo zależy od wyników. Moja kariera była taka, że sam początek był bardzo słaby. Później przyszedł okres, kiedy zrobiłem bardzo duże postępy i osiągnąłem sukcesy i niestety po tych sukcesach przyszło bardzo wiele lat słabych, a właśnie wtedy założyłem rodzinę. No i po pewnym czasie przyszło znużenie nie tylko moje, ale i rodziny — bo jestem 250 dni w roku poza domem. Teraz natomiast jest o wiele prościej. Rodzina cieszy się z moich sukcesów. Oczywiście odbywa się to kosztem mojej nieobecności. Dopiero po sezonie widzę, jak bardzo dzieci się zmieniają, ile problemów ma żona z codziennością. Czasami kiedy do mnie dzwoni, jak jestem na obozie, trudno mi nawet zrozumieć o jakich problemach mowa. Dopiero po sezonie, kiedy jestem w domu, widzę dlaczego tak jest. Żona kiedy jest sama, musi sprostać obowiązkom i kobiecym, i męskim. Być mamą i tatą.
Modlicie się razem?
Modlimy się razem z dziećmi.
A przed startami się Pan modli?
Modlę się zawsze wieczorem. Także przed startem. Modlę się, żeby wszystko było dobrze, żeby dobiec do mety w takim stanie, w jakim startuję, bo sport jest sportem, ale zdrowie jest o wiele ważniejsze. Bez sportu można się zajmować bardzo wieloma rzeczami, a bez zdrowia nie. Oczywiście proszę także, żeby wyszło dobrze, ale przede wszystkim o zdrowie.
Komu zawdzięcza Pan swoją wiarę?
Myślę, że wiarę wszczepiła mi mama. Jest bardzo wierzącą osobą, ale chyba zwykle mamy mają w tym względzie większy wpływ niż ojcowie.
Na co powinni zwracać uwagę rodzice dzieci, które uprawiają sport?
Z mojego doświadczenia wynika, że często sport uprawiają dzieci sportowców. I bardzo często jest tak, że poprzez dzieci, rodzice chcą spełnić swoje niespełnione ambicje. I myślę, że to jest największe zagrożenie, największe zło. Wymagania stawiane dzieciom są wtedy bardzo duże. Sam widzę jak moja córka, która startuje w szkolnych zawodach, jeśli coś nie wyjdzie patrzy jaka będzie moja reakcja. Choć ja staram się nie wywierać na nią żadnego nacisku. Wyobrażam więc sobie, co się dzieje z dziećmi, których rodzicom zależy, by dzieci trenowały i osiągały sukcesy. Dzieciom trzeba dać spokój i nie wymagać od nich cudów czy wyników, na które czasami po prostu ich nie stać. One mają czerpać przyjemność z uprawiania sportu.
Chciałby Pan, żeby Pana dzieci zajęły się sportem?
Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno wiem, że dla córki biathlon byłby za ciężką konkurencją. Uważam, że jest to sport bardziej dla mężczyzn. Nie dość, że trzeba biegać — jest to ogromny wysiłek — to karabin obija plecy. Oczywiście, gdyby córka chciała, to bym jej nie odradzał, ale również nie będę jej do tego namawiał. Chciałbym, żeby znalazła to, co się jej będzie podobać. To będzie jej decyzja.
Ale zachęcałby Pan do uprawiania sportu?
Na pewno zachęcałbym do uprawiania jakiegokolwiek sportu, z tym, że niekoniecznie biathlonu...
Jakie są Pana plany?
Sportowe — dobrze przygotować się do Igrzysk Olimpijskich i jak najlepiej tam wypaść. A prywatne — chciałbym więcej czasu być z rodziną. Mam nadzieję, że po tych dwóch latach będzie to już możliwe.
A co po zakończeniu kariery?
Myślę, że nie będzie problemu, na pewno będę chciał pozostać w sporcie. Sądzę, że dam sobie radę, choć będzie to wymagało całkowitej zmiany trybu życia. Koniec kariery to dla sportowca koniec beztroskiego życia, bo powiem szczerze jest ono o wiele bardziej beztroskie i dlatego wielu sportowcom jest później tak ciężko się odnaleźć.
rozmawiali:
Małgorzata Tadrzak-Mazurek
ks. Andrzej Godyń SDB
opr. mg/mg