Pod łachmanami jest człowiek

Na ulicach, parkowych ławkach, dworcach można spotkać bezdomnych mężczyzn i kobiety z dziećmi. „To zmarznięte kwiaty ulicy” - mówi s. Kondracka, albertynka

Na ulicach Lwowa, parkowych ławkach, dworcach można spotkać bezdomnych mężczyzn i kobiety z dziećmi. Najgorzej jest zimą, bo nie mają gdzie się schronić. - Mówimy o nich, że to zmarznięte kwiaty ulicy, które trzeba podnosić i dawać nadzieję na lepsze jutro. Mrozy i trwająca pandemia jeszcze bardziej pokazały, jak potrzebne jest przytulisko - podkreśla pochodząca z diecezji siedleckiej s. Hieronima Dorota Kondracka, albertynka.

O planach budowy placówki pisaliśmy w sierpniowym numerze „Echa Katolickiego”, tuż po uroczystości wmurowania kamienia węgielnego pod inwestycję. Od tamtej pory wiele się zmieniło. - Od 4 października budowa postępuje bardzo dynamicznie. Wykonano najtrudniejsze i najbardziej pracochłonne rzeczy. Wyszliśmy na poziom ziemi. Są już piwnice i zalane fundamenty. Można wznosić mury. Jednak jesteśmy uzależnieni od finansów, a te topnieją w szybkim tempie - opowiada s. Hieronima.

Może... św. Józef dopomoże

Przytulisko na lwowskim osiedlu Majorówka, które będzie nosiło nazwę Dom Miłosierdzia bł. s. Bernardyny Jabłońskiej, współzałożycielki Zgromadzenia Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim, gdzie schronienie i pomoc znajdzie ok. 40 bezdomnych kobiet i matek z dziećmi, powstaje dzięki ofiarności ludzi dobrej woli, głównie z Polski. - Codziennie dziękujmy Bogu za ich wrażliwość. Staramy się odwdzięczyć, zamawiając każdego miesiąca Msze św. za naszych darczyńców i ich rodziny. Obchodzimy Rok Świętego Józefa, dlatego powierzyłyśmy mu budowę naszego domu dla bezdomnych, ufając, że pomoże nam doprowadzić to dzieło do końca, bo potrzeby są ogromne - dodaje zakonnica. Pandemia, a co za tym idzie - brak turystów, którzy tłumnie odwiedzali miasto i dawali bezdomnym pieniądze lub jedzenie, oraz wyjątkowo mroźna zima pokazały, jak bardzo to przytulisko jest potrzebne.

Wśród najuboższych spośród ubogich

Lwowską wspólnotę ss. albertynek tworzą trzy siostry: Polka - s. Hieronima oraz dwie Ukrainki - s. Radosława i s. Dorotea. Na co dzień posługują najbardziej potrzebującym. - Idziemy do najuboższych spośród ubogich, pochylamy się nad ich biedą i niemocą, wykonując najniższe posługi: kąpiemy, sprzątamy, opatrujemy rany zarówno fizyczne, jak i duchowe - mówią zakonnice. Towarzyszą też chorym w szpitalu psychiatrycznym, rozdają posiłki bezdomnym, gotując z tego, co dadzą ludzie lub siostry przywiozą z Polski, organizują wieczerzę wigilijną i śniadanie wielkanocne dla najuboższych. S. Hieronima służy pomocą w ośrodku dla młodzieży uzależnionej, a s. Radosława pracuje w kuchni dla ubogich Caritas Archidiecezji Lwowskiej, gdzie każdego dnia wydaje ok. 80 posiłków, a zimą ok. 150. Teraz doszły do tego obowiązki związane z budową przytuliska. S. Hieronima co kilka miesięcy przyjeżdża do Polski, gdzie odwiedza m.in. parafie i lokalne media, opowiadając o budowie domu dla bezdomnych i licząc na ofiarność ludzi. Zakonnice starają się też o środki, pisząc do różnych instytucji, firm, fundacji: polskich, lwowskich, zagranicznych. - Chciałybyśmy, żeby przytulisko powstało jak najszybciej. Jest ono bardzo potrzebne, co pokazuje dom dla mężczyzn, który w Lwowie prowadzą br. albertyni. My często stajemy z rozłożonymi rękami, bo nie mamy dokąd posłać tych kobiet. Owszem, możemy im zapewnić ciepłą herbatę, posiłek, kołdrę czy koc, ale dachu nad głową już nie - mówi s. Hieronima.

Siostry mieszkają w wynajętym domu i nie mogą sprowadzać tam ubogich, bo zostałyby eksmitowane. - Ci ludzie często nie mają gdzie się podziać, nawet kiedy chorują. Noclegownia nie przyjmuje chorych, a szpital bezdomnych - z przyczyn higienicznych. Żyjący na ulicy są brudni, śmierdzący, a w placówkach medycznych nie ma miejsc, by ich oporządzić. A przecież pod łachmanami ubogiego jest żywy człowiek - zauważa.

Zmarznięte kwiaty ulicy

Lwowskie albertynki przyznają, że gdyby dzisiaj otworzyły przytulisko, od razu miałyby komplet. Bezdomność to tam ogromny problem. Jego główną przyczyną jest konflikt w Donbasie. - Odcisnął ogromne piętno na tamtejszej ludności, dla której jedynym ratunkiem jest ucieczka. Na ulicach, parkowych ławkach, dworcach można spotkać bezdomnych mężczyzn i kobiety z dziećmi. Ich jedynym dobytkiem jest zwykle brudna torba, którą zabrali, uciekając z domu. Najgorzej jest zimą, bo nie mają gdzie się podziać. Mówimy o nich, że to zmarznięte kwiaty ulicy, które trzeba podnosić i dawać nadzieję na lepsze jutro. Często bowiem są zastraszeni, boją się mówić, skąd przybyli, często przedstawią się nieprawdziwym imieniem. Nie mają dowodów tożsamości. Nie pójdą do żadnych instytucji czy opieki społecznej. Nie potrafią też załatwić formalności. Zresztą tu jest inaczej niż w Polsce - dodaje s. Hieronima, która tamtejsze realia zna jak mało kto, ponieważ wcześniej przez 14 lat pracowała na Ukrainie jako katechetka, była też przełożoną domu. Po powrocie do Polski pięć lat posługiwała w domu opieki w Lublinie, a potem została przełożoną domu ss. albertynek przy ul. Cmentarnej w Siedlcach. W 2017 r. przyjechała do Lwowa, gdzie zgromadzenie otwierało nowy dom i planowało wybudować przytulisko dla kobiet i matek z dziećmi. Był to powrót ss. albertynek na Ukrainę. Do 1945 r. zgromadzenie miało tam 14 domów. Siostry posługiwały w przytułkach dla ubogich, sierocińcach, ośrodku dla trudnych chłopców. Po zamknięciu granic wschodnich w 1945 r. musiały opuścić te tereny, zostawiając cały swój dobytek. Cztery lata temu ss. albertynki pojawiły się w Lwowie, by pomóc bezdomnym kobietom. - Część z tych, które trafiły na ulice, uciekła z domów z powodu przemocy. Inne zostały wyeksmitowane, bo nie miały pieniędzy na opłacenie czynszu, rachunków za gaz, prąd. Są też takie, które straciły dach nad głową, ponieważ zostały zwolnione z pracy czy umarł mąż - jedyny żywiciel rodziny. Pierwsze kroki kierują do noclegowni i jeśli nie znajdują tam miejsca, śpią pod gołym niebem. Pomagamy im, dając ubrania, koce, śpiwory i kołdry, ale nie jest to rozwiązanie, ponieważ dary te zwykle odbierane są kobietom przez mężczyzn. Takie prawo ulicy - tłumaczy albertynka.

Nie bądźmy obojętni

W przytulisku, które powstaje, kobiety znajdą nie tylko dach nad głową. Ss. albertynki chcą prowadzić tam m.in. kursy gotowania, dzięki czemu ich podopieczne będą miały szansę na zdobycie pracy. - Nie chcemy dawać przysłowiowej ryby, ale wędkę, by pomóc wyjść z bezdomności - zaznacza s. Hieronima, dodając, że w ośrodku znajdą się: stołówka, pralnia, łaźnia, a do dyspozycji bezdomnych kobiet - psychoterapeuci, lekarz, pielęgniarki. Jednak na razie wszystko wciąż pozostaje w sferze planów, bo do ich realizacji potrzebne są pieniądze, a tych siostry nie mają. Tylko s. Radosława otrzymuje wynagrodzenie za pracę w kuchni Caritas. S. Hieronima i s. Dorotea są wolontariuszkami. Dlatego ss. albertynki proszą o wsparcie. - To przytulisko jest wielkim Bożym dziełem, które będzie służyć wielu zagubionym ludziom - zapewnia s. Hieronima.

Nie bądźmy obojętni na ten apel. Zwłaszcza teraz, w Wielkim Poście. Może to być okazja do wypełnienia jednej z trzech - oprócz modlitwy i postu - praktyk, czyli jałmużny, którą Kościół od wieków wskazuje jako uczynek pokutny stanowiący drogę do nawrócenia.

Echo Katolickie 8/2021

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama