Wielki Post to czas ogołocenia: dobrze nam zrobi, jeśli się zastanowimy, czego możemy się pozbawić, aby pomóc innym i wzbogacić ich naszym ubóstwem.
„Wielki Post to czas ogołocenia: dobrze nam zrobi, jeśli się zastanowimy, czego możemy się pozbawić, aby pomóc innym i wzbogacić ich naszym ubóstwem. Nie zapominajmy, że prawdziwe ubóstwo boli: ogołocenie byłoby bezwartościowe, gdyby nie miało wymiaru pokutnego. Budzi moją nieufność jałmużna, która nie boli” - pisał przed laty papież Franciszek.
Jakiś czas temu zgłosili się do hospicjum młodzi ludzie przygotowujący się do sakramentu małżeństwa z pytaniem, czy ich goście weselni zamiast kwiatów nie mogliby obdarować podopiecznych maskotkami. Propozycja została zaakceptowana, stosowną informację narzeczeni umieścili w zaproszeniach. Wkrótce otrzymaliśmy pokaźny transport pluszowych misiów, lalek, wszelkiej maści „przytulanek” itp. Radości nie było końca! Niestety, czar prysł szybko. Okazało się bowiem, że sporo zabawek było... brudnych, zniszczonych, starych. Zapach pozostałych (w tym nowych), przechowywanych kilka dni w foliowych workach, też pozostawiał wiele do życzenia. Przykro to mówić, ale większość nie nadawała się do użytku. Wylądowała na śmietniku.
Nie warto może pisać o tak wstydliwych historiach, ale jakoś trudno opędzić się od pytań: co myśleli „darczyńcy”, świadomi przecież, kogo obdarowują, gdy pakowali upominki? Jak wyobrażają sobie biedę, samotność? Czy - według nich - chore dziecko nie poczuje zapachu stęchlizny, rodzice nie dostrzegą sfatygowanego, ubrudzonego misia? Pokornie przełkną upokorzenie, udając, że nic się nie stało? Czy „dobrodzieje” odeszli ze świadomością, że „dopełnili” obowiązku? Tanim kosztem udało się odegrać komedyjkę na potrzeby widzów?
Trudno powiedzieć. Nie nam oceniać. Smutno tylko...
***
Jałmużna musi zaboleć - tłumaczył papież Franciszek w 2014 r.: „Wielki Post to czas ogołocenia: dobrze nam zrobi, jeśli się zastanowimy, czego możemy się pozbawić, aby pomóc innym i wzbogacić ich naszym ubóstwem. Nie zapominajmy, że prawdziwe ubóstwo boli: ogołocenie byłoby bezwartościowe, gdyby nie miało wymiaru pokutnego. Budzi moją nieufność jałmużna, która nie boli”.
***
„Wracałem z zajęć na uniwerku” - pisze student. „Z licealnych lat pozostał mi zwyczaj wstępowania na krótką modlitwę do kościoła. Obrywałem za to od kolegów, którzy przylepili mi łatkę prowincjusza, ale co tam - ich problem. Tego dnia na Krakowskim Przedmieściu, tuż obok warszawskiego kościoła św. Anny, stała kobieta. Prosiła o wsparcie. Ludzie omijali ją. Musiała być w wielkiej desperacji, ponieważ nie wyglądała jak (przepraszam za słowo) «zawodowi żebracy». Cała była jednym wielkim błagalnym gestem o litość! Życie musiało jej nieźle dokopać. Zrobiłem szybki rachunek: w jednej kieszeni garść drobniaków: dziesięciogroszówek, kilkanaście miedziaków, parę większych nominałów - w drugiej banknot pięćdziesięciozłotowy. I dylemat: oddać drobne czy położyć to, co miało mi wystarczyć na jedzenie przez najbliższych kilka dni? Wybrałem pierwszy wariant. Kiedy monety zabrzęczały w plastikowym pojemniku na ulicznym trotuarze, przez chwilę spojrzała na mnie. Zobaczyłem bezmierną przepaść smutku. Wszedłem do kościoła, zadowolony z siebie. Ale szybko czar prysł... Patrzyłem na monstrancje, ale widziałem jej oczy! Czułem, jakby Hostia była za pancerną szybą - a w tej szybie moje odbicie. Tylko moje!... Nie wytrzymałem! Wybiegłem, uklęknąłem przed kobietą, położyłem banknot. Spojrzała zdziwiona. A potem jeszcze, chyba nie do końca świadom sytuacji, ucałowałem dłoń... Coś jakby lekki uśmiech na chwilę pojawił się na jej twarzy.
Następne dni były najszczęśliwsze w moim życiu. Nigdy wcześniej suchy makaron (bo tylko on mi pozostał) tak nie smakował. Nigdy też nie czułem się tak wolny!”.
***
Dlaczego jałmużna musi boleć? Nie lepiej dać z tego, co zbywa - tak, by wszyscy byli zadowoleni? Zagrać w kiepskim spektaklu, gdzie role są rozdane: ja gram główną, reszta to podrzędni aktorzy „obstawiający” epizody.
Ma zaboleć, aby pomóc wybudzić się z oszukańczego snu. By w bólu dostrzec własną biedę. „Prawdziwa jałmużna polega na tym, że biedak się dzieli z biedakiem” - ktoś napisał. Nie chodzi o pieniądze, one w istocie są tylko narzędziem. Mogę mieć sześciocyfrową kwotę na koncie, a zarazem być nędzarzem - biedniejszym od tego, komu daję garść miedziaków. Uwikłanym w pustą gonitwę, grzech, chciwość, zapieczenie w niezgodzie czy nienawiści. Beznadziejnie!
Tylko doświadczenie braku może obudzić ze śmiertelnego letargu - otworzyć na Tego, który jest prawdziwym Życiem. Pomóc oddać Mu panowanie nad moim sercem. Przynieść pokój. I wolność.
Trudne to. Ale przecież w bólu rodzi się życie. I ból nawrócenia, pokuty to życie przywraca.
Echo Katolickie 9/2021
Echo Katolickie 9/2021
opr. mg/mg