W hospicjum jak w raju

O hospicjum na ul. Poświęckiej we Wrocławiu

"Ból jest jak pożar, trzeba go gasić w zarodku, nie czekając aż ogarnie cały organizm - mówi dr Stanisław Salwa, jeden z trójki lekarzy pracujących w Hospicjum Bonifratrów we Wrocławiu. - To nasze najważniejsze zadanie - zmniejszamy cierpienie ciała i duszy naszych pacjentów. Trudniej jest zwalczyć to drugie, ale pracownikom nowej placówki, działającej od lutego br., udało się przynieść ulgę, nadzieję i poprawić samopoczucie wielu ciężko chorym. "Nie wiem, czy w raju będzie mi lepiej - snuje refleksję pan Władysław. - Na każdy nasz szelest przybiega pielęgniarka lub dwie, gotowe nieść pomoc. Przywieziono mnie tu półprzytomnego, a teraz chodzę sam, nawet bez tego wehikułu - pan Władysław wskazuje na specjalny chodzik na kółkach, na którym może się oprzeć, by czuć się bezpieczniej. - Od kiedy tu jestem, wróciły mi siły, jestem sprawniejszy, a mimo to przez cały czas personel mnie pilnuje. Kiedy byłem jeszcze bardzo słaby, któregoś dnia usiadłem na łóżku, przechyliłem się i spadłem. Nie zdążyłem się dobrze zorientować, co się stało, a w ciągu paru sekund było przy mnie dwóch lekarzy, którzy troskliwie się mną zajęli". Do jedynego na Dolnym Śląsku stacjonarnego hospicjum przy ul. Poświęckiej we Wrocławiu w ciągu minionych ośmiu miesięcy przyjęto 78 chorych na nowotwory w bardzo ciężkim stanie. 59 z nich zmarło. Zaledwie kilku opuściło oddział, ale każda poprawa u osób, którym wcześniej nie dawano żadnych szans przeżycia, jest cudem. Najmłodszy pacjent miał 27 lat, najstarszy - 97. Średnio przebywają w domu przy Poświęckiej kilkanaście dni. Był jednak chory, który spędził tam ponad dwa miesiące, a także tacy, którzy odeszli do Pana kilka lub kilkanaście godzin po przewiezieniu do bonifraterskiej placówki. "Naszym zadaniem jest zapewnienie godnego życia tuż przed śmiercią - mówi o. Karol Siembab, kierownik hospicjum. - Dlatego każdą trudność, wszystkie problemy - od najdrobniejszych po najpoważniejsze - musimy pokonywać tak, by nie odczuli ich nasi pacjenci". Każdego dnia dziewiątką ciężko chorych zajmuje się 10 osób. Na dwóch zmianach pracują po dwie pielęgniarki, przed południem dodatkowo ich przełożona oraz dwóch lekarzy. W ciągu dnia pomaga im dwóch bonifratrów. Jedna osoba dba o jedzenie chorych, a inna o czystość w całym domu. Zatrudnionych na etatach i umowach-zleceniach wspierają wolontariusze z Towarzystwa Pomocy Hospicjum. "Tu jest tak czysto, wręcz sterylnie - nie ukrywa zaskoczenia pani Ewa, odwiedzająca hospicjum po raz pierwszy. - A jednocześnie ciepło, przytulnie i kolorowo. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie to miejsce". Wiele osób ma takie właśnie odczucia. "Ludzie nie mają pojęcia, jak tu jest - mówi pani Helena, której mąż leży przy Poświęckiej od 11 września br. - Moi znajomi dziwią się, że wybraliśmy tę placówkę, a ja Bogu dziękuję, że najbliższa mi osoba jest tutaj i ma tak wspaniałą opiekę. W domu nie byłabym w stanie zapewnić mężowi fachowej pielęgnacji. Tutaj ma wszystko, czego potrzebuje. Podziwiam młodych ludzi, którzy zajmują się chorymi. Mąż wielokrotnie podkreślał ich zaangażowanie, troskę, serdeczność. Nie chce nawet, żebym przychodziła do niego codziennie. Tutaj człowiek nie czuje się opuszczony. Powiedziałam rodzinie, że w ciężkiej chorobie chcę być u bonifratrów. Wszystkim życzę, by pod koniec życia mieli taką opiekę". Pan Tadeusz chwali domową atmosferę i piękny wystrój pokoi chorych. "Kolorowe ściany, zasłony i pościel, wesołe obrazy, ładne meble. Nic tu nie przypomina szpitala - mówi. - Chorzy, którzy mają siłę opuścić łóżko, mogą korzystać z pięknego ogrodu. Zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże pacjentowi wyjść na spacer, można też skorzystać z wózka. Lekarze, pielęgniarki i bracia są zawsze mili, uśmiechnięci. Opiekują się nami z radością. Nigdy nie wyczułem ich złości lub zniecierpliwienia". "Żart i uśmiech często są naszą samoobroną, kiedy jesteśmy bezsilni wobec ogromu cierpienia. W ten sposób rozładowujemy napięcie, łagodzimy strach, nie tylko chorych, ich rodzin, ale i własny" - dzieli się swoimi doświadczeniami pielęgniarka Renata Piechnik. "Najtrudniej jest rozmawiać z chorymi o umieraniu - dodaje jej koleżanka Edyta Wójcik. - Musimy odpowiadać na pytania, kiedy i jak przyjdzie śmierć, a to nie jest łatwe". Personel bonifraterskiego hospicjum musi sobie radzić za wieloma problemami. Dr Renata Suchnicka, pełniąca funkcję szefa medycznego, zwraca uwagę na nieświadomość wielu pacjentów. "Przyjeżdżają do nas, nie wiedząc, na co są chorzy i jaki jest ich stan. Bolesny obowiązek powiedzenia im prawdy spada na nas. W innych krajach przestrzega się prawa pacjentów do informacji o ich stanie zdrowia po to, aby mogli załatwić sprawy zawodowe, finansowe, rodzinne i duchowe. Ale przede wszystkim, by pobudzić ich układ immunologiczny do walki. W Polsce mówi się o chorobie rodzinie, znajomym, a pomija najbardziej zainteresowanego i jedynego uprawnionego do uzyskania takich informacji. Dlatego pacjenci tracą zaufanie do lekarzy". Dzięki szczerym rozmowom wielu chorych z wrocławskiego hospicjum uregulowało swoje ważne, życiowe sprawy. Przy Poświęckiej odbył się chrzest pacjentki, która pod koniec życia znalazła drogę do Pana Boga. Wyprawiono tam też uroczysty ślub kościelny z udziałem lekarzy, pielęgniarek i braci. Po nim pan młody poczuł się lepiej. Opuścił hospicjum wdzięczny personelowi, z nadzieją na poprawę stanu zdrowia. "Każdą śmierć bardzo przeżywamy - mówi dr R. Suchnicka - ale najciężej odejście młodych pacjentów, rodziców małych dzieci. Kiedy jest naprawdę trudno, wychodzę do hospicyjnego ogrodu, patrzę na zieleń krzewów, błękit nieba. To pomaga". Pracownicy wrocławskiego hospicjum każdego dnia starają się dawać swoim chorym to, czego oczekują ludzie u kresu życia. Ulżyć cierpieniu ciała i duszy, dać wiarę i nadzieję, nie oszukując i nie łudząc nierealnymi obietnicami. Na całym świecie wspiera się taką działalność. Temu także służył niezwykły koncert, który zaplanowano na 14 października br. o godz. 19.30 naszego czasu. O tej porze w różnych miastach na całym świecie, gdzie znajdują się hospicja, znane orkiestry, chóry i soliści wykonują utwór G. F. Haendla pt. "Mesjasz". We Wrocławiu charytatywna impreza odbywa się w kościele garnizonowym pw. św. Elżbiety.

opr. mk/po/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama