Fragmenty książki "Egzorcyzmy czy terapia?"
Ulrich Niemann EGZORCYZMY CZY TERAPIA? |
Dzisiaj nie interpretujemy ani chorób psychicznych, ani bałwochwalstwa w kategoriach symulacji. Znaczy to ni mniej ni więcej, że to, co duchowo obce nie jest postrzegane jako wytwór innej psychiki. Odpada też kwestia władzy. Jeśli zestawimy biblijne relacje przedstawiające opętanych, to staje się jasne, iż chorzy psychicznie nie są postrzegani jako potencjalne źródło zagrożenia, lecz jako „biedni obłąkani”. Ponieważ wykluczyliśmy aspekt władzy, nie może być też mowy o wypędzaniu obcych mocy.
Swego rodzaju symulację można jednak dostrzec u psychicznie chorych również dzisiaj. Niektórzy obłąkani odgrywają określoną rolę po to, aby wyrzucić niejako swoją chorobę na zewnątrz. Grają inną osobę; w ten sposób aktualne staje się pierwotne znaczenie słowa „osoba”, bo „persona” oznacza właściwie „rolę” (w teatrze, w sądzie). Chory mógł zaczerpnąć odgrywaną przez siebie rolę ze swojego religijnego życiorysu. I tak w środowiskach katolickich osoba obłąkana może przejąć rolę anty-świętego. Wówczas cały proces chorobowy przebiega zgodnie z dualistycznym schematem. Dewiacja chorego wyraża się w odwróceniu świątobliwego postępowania.
Ma to oczywiście i swoje zalety. Jeśli choroba wyraża się w takiej grze ról, to Kościół może wykorzystać poszczególne dostępne mu środki, aby pomóc choremu postępując zgodnie z regułami gry. W ten sposób samo przyjęcie określonej roli staje się elementem terapii.
Innymi słowy: jeśli chory może i musi wybrać sposób wyrażania swojej choroby jako opętania, to wtedy szanse wyzdrowienia są większe. Chodzi mianowicie o elementy składowe religijnego inwentarza Kościoła, które w większym lub mniejszym zakresie nadają się do użycia jako środki o działaniu terapeutycznym, zgodnie z mottem: „wychowany w wierze — podatny na terapię przez wiarę”. Przy tym kwestia władzy nie ma tu większego znaczenia.
Z innych zgoła powodów uważam podtrzymywanie antydemonicznej tradycji w Kościele katolickim za sensowną. Chodzi przy tym o metaforykę towarzyszącą walce duchowej. Sprzeciwiam się próbom zniesienia „Abrenuntiatio satanae” (wyrzeczenia się szatana) w czasie chrztu. Bo przynajmniej w tym jednym momencie powinno być jasne, iż naszym celem nie jest li tylko wychowanie życzliwie usposobionych ludzi, lecz że istnieje też walka nosząca ciągle jeszcze znamiona dualizmu, i w której chodzi o prawdę. Również modlitwa „Ojcze nasz” w jej końcowej prośbie: „Ale nas zbaw ode złego/Złego” powinna być rozumiana jako modlitwa skierowana przeciw Szatanowi. Te dwa wymienione przeze mnie na końcu obszary dotyczą walki o prawdę i otchłani zła, nie stanowią interpretacji choroby.
Więcej w księgarni Wydawnictwa WAM >>opr. aw/aw