Rozmowa z Dyrektorem Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie, wspomagającego działalność duszpasterską przede wszystkim na terytorium byłego ZSRR
KS. INF. IRENEUSZ SKUBIŚ: — Obchodzimy w tym roku XII Dzień Pomocy Kościołowi na Wschodzie. Co zawiera się w nazwie: „Kościół na Wschodzie”?
KS. LESZEK KRYŻA SChr: — Nasz Zespół powstał wtedy, kiedy pojawiły się możliwości pracy na wschodnim terenie, w krajach byłego Związku Radzieckiego. Była to odpowiedź na konkretne znaki czasu. Wtedy nazywaliśmy się Zespołem Pomocy Kościelnej dla katolików w ZSRR.
Kościół na Wschodzie zatem to Kościół w krajach byłego Związku Radzieckiego, jeśli chodzi o odcinek administracyjno-geograficzny. A za tą nazwą idzie cały kontekst społeczny, historyczny, duchowy i mentalnościowy ludzi tam mieszkających.
— Kto jest adresatem naszej pomocy?
Pomoc, która jest prowadzona w II niedzielę Adwentu, ma docierać do kościołów katolickich na Wschodzie. Doskonale wiemy, że większość wiernych stanowią tam ludzie polskiego pochodzenia. W dużej mierze pomoc ta trafia więc do Polaków bądź ludzi polskiego pochodzenia mieszkających za naszą wschodnią granicą — w różnych krajach — tam, gdzie Kościół zaczyna się odradzać albo dopiero zaczyna swoją działalność. Adresatem jest więc Kościół katolicki, w dużej mierze oparty na Polakach tam mieszkających, choć otwarty na wszystkich tamtejszych mieszkańców, którzy są katolikami.
— Na Wschodzie są kraje będące w różnej kondycji, zarówno gdy chodzi o warunki życia obywateli, jak i o znaczenie religii. Inaczej jest na Litwie, gdzie Polacy mają obecnie ogromne problemy z tzw. nowoczesnym państwem litewskim, inna sytuacja jest na Łotwie, w Estonii, na Ukrainie czy w samej Rosji. Są też kraje takie, jak np. Kazachstan. Jak jest zatem z tą geografią Kościoła na Wschodzie?
Sytuacja Kościoła za wschodnią granicą jest bardzo różna, trzeba spojrzeć na to przez pryzmat każdego kraju z osobna. Każdy kraj ma swoją specyfikę, ustawodawstwo itd. i w związku z tym ta pomoc różnie wygląda, bo są różne potrzeby. Nie ma np. aż tylu potrzeb remontowo-budowlanych w krajach, które w tej chwili należą do Unii Europejskiej, są natomiast inne. Jednak w krajach, które ciągle jeszcze borykają się z wieloma trudnościami materialno-bytowymi, te potrzeby są stale aktualne. Tam albo odzyskuje się kościoły, albo buduje na nowo. I tam głównie pomoc jest kierowana. Dla Zespołu ważny jest temat pomocy, co dzięki niej można zrealizować, w jaki sposób można pomóc tamtemu Kościołowi. Pod tym kątem próbujemy tę ogólnopolską zbiórkę dzielić.
— Czy chodzi tylko o pomoc materialną, czy są też inne jej formy?
Pierwszą i najważniejszą pomocą, jakiej Polska udzieliła Kościołowi na Wschodzie, jest pomoc personalna: księża, siostry zakonne — obecnie jest to ponad 1200 osób. Teraz trzeba tworzyć zaplecze dla ich działania i ono jest organizowane dzięki zbiórce. Oczywiście, nie chodzi tylko o pieniądze. Podstawowym darem, na jaki oczekują, jest pamięć modlitewna przed Panem Bogiem. Są świadomi, że bez modlitewnego wsparcia niewiele sami będą mogli zdziałać. Są też inne formy pomocy, np. organizowanie wyjazdów grup parafian do Polski, wakacji dla dzieci na miejscu czy przyjazdów wolontariuszy, którzy będą pomagać. Niedawno był u mnie ksiądz z Kirgistanu, który opowiadał, że kiedy przyjeżdżają młodzi z Polski jako wolontariusze, by tam pracować, to mówią o Panu Bogu i dają świadectwo wiary swoim życiem; naturalne, czyste świadectwo.
— Polska parafia jest dziś dość uboga, bieda wzrasta — wbrew temu, co mówi się w mediach, Polakom żyje się ciężko. Dużych kwot zapewne się nie uzbiera. Jak ta pomoc wygląda w stosunku do potrzeb?
Obecnie do naszego biura wpływa rocznie 360-380 próśb. Na wszystkie odpowiadamy pozytywnie, choć, oczywiście, nigdy nie w 100 proc., bo na to nas nie stać. Ale mamy też świadomość, że jesteśmy jedną z instytucji, która stara się pomóc tamtejszemu Kościołowi. Wielokrotnie także przyjeżdżają do Polski duszpasterze ze Wschodu, organizują zbiórki w różnych parafiach, prowadzą rekolekcje, głoszą kazania, co również należy do konkretnych form pomocy. Trzeba pokłonić się tu nisko tym wszystkim, którzy mimo trudnej sytuacji materialnej potrafią się podzielić z innymi. Wiem, że ci, którzy zbierają pieniądze, robią to świadomie i są szczerze wdzięczni za każdą, nawet najmniejszą ofiarę. To bardzo cenne. Był u mnie na spotkaniu ksiądz z Ukrainy, który ma 30-osobową parafię. Jej utrzymanie, nie mówiąc już o jakichkolwiek remontach czy inwestycjach, jest dla niego czymś naprawdę trudnym. Z całą wdzięcznością wyrażał się o wszystkich, którzy przysyłają mu jakiekolwiek pieniądze.
— W jaki sposób Ksiądz Dyrektor nawiązuje kontakty z polskimi wspólnotami na Wschodzie?
Kontakty są dwojakie. Pierwsze to te nawiązywane przez wizyty duszpasterzy ze Wschodu w naszym Biurze w Warszawie. Od niedawna sprawuję tę funkcję (czerwiec 2011 r.), ale przez ten czas kontaktowało się z nami wielu biskupów i duszpasterzy ze Wschodu. Opowiadają o swojej pracy, przywożą zdjęcia, filmy, by pokazać, jak wszystko tam wygląda. Drugi rodzaj kontaktów to ten, kiedy ja wyjeżdżam do nich, by zobaczyć efekty pomocy, którą przekazujemy. Oni bardzo chętnie nas zapraszają, chcą pokazać, co za nasze ofiary zostało zrobione. I mogę zaświadczyć, że w 100 proc. te ofiary są zużytkowane zgodnie z prośbą i przeznaczeniem. To m.in. dom samotnej matki, remont takiego czy innego kościoła, budowa czy remont plebanii itd. Widząc efekty, upewniam się, że pieniądze, które przekazujemy, zostały dobrze wykorzystane.
Jestem zauroczony postawą kapłanów, sióstr zakonnych, którzy z namaszczeniem i niezwykłą gorliwością angażują się w trudne życie na tamtym terenie.
— Czy pomoc finansowa jest ukierunkowana bardziej na instytucje — parafia, diecezja, zakon — czy też na możliwość wsparcia biednych rodzin, dzieci? Czy działacie według jakiegoś określonego systemu?
Pomoc trafia do konkretnych wspólnot parafialnych. Zresztą w ogóle o pomoc zwracają się do nas diecezje, zgromadzenia zakonne i konkretne parafie albo organizacje, które w tych parafiach działają, np. rada parafialna czy inne grupy lub wspólnoty. Część z tych pieniędzy, przeznaczona na sprawy materialne, budowlane, trafia rzeczywiście do konkretnych ludzi, rodzin, żeby zaspokoić ich potrzeby, chociażby przez dofinansowanie kuchni dla ubogich, z której korzystają niemający własnego domu, czy wspomnianego domu samotnej matki lub wakacji dla dzieci. Jeżeli chodzi o strukturę tej pomocy, to zawsze musi ona iść przez parafię i być potwierdzona przez miejscowego biskupa, co daje pewność, że pieniądze są rzeczywiście potrzebne i trafiają tam, gdzie powinny.
— Czy Polacy chętnie pomagają?
Mam świadomość, że zbiórka w II niedzielę Adwentu, w której Polacy uczestniczą, odpowiadając na apele społeczne, nie jest jedyna. I zawsze odpowiedź jest. Choć mamy trudną sytuację, potrafimy się dzielić. Nie tylko ja to widzę, tak twierdzą również misjonarze, duszpasterze, którzy zawsze coś uzbierają. Zakres tej pomocy może być różny, ale absolutnie potrafimy się dzielić.
— Zapewne nie dysponujecie większymi kwotami, sądząc po zasobności naszych portfeli...
...ale naprawdę jesteśmy zadowoleni z tego, co otrzymujemy. Odwiedzający nas cieszą się, gdyż nikt z pustymi rękami od nas nie wyjeżdża, potrzebujący zawsze otrzymają jakąś konkretną pomoc materialną, finansową. Czasami zrobimy wspólne zakupy (np. piec, nagłośnienie). No i podbudowują się duchowo i psychicznie. Warto to kontynuować.
— Czy są przypadki, że jakaś parafia w Polsce ma partnerską parafię np. na Białorusi czy w Rosji, ma z nią łączność i może jej pomagać?
Są takie próby, ale nie do końca się to udaje. Już wiele lat wcześniej próbowałem kontaktować dwie wspólnoty: na Ukrainie i na Białorusi z parafiami polskimi lub z którąś ze wspólnot polonijnych. Przez jakiś czas to działało. Ale wiele zależy tu od duszpasterzy, czy będą kontynuowali współpracę. Czasami to współdziałanie zamierało. Oczywiście, jest to jakaś szansa. Spotykam się z takimi sytuacjami, kiedy do parafii regularnie przyjeżdżają duszpasterze ze Wschodu, głoszą kazania, pomagają w akcji liturgicznej, duszpasterskiej, za co otrzymują ofiary. I to jest jakby na stałe wpisane w życie danej wspólnoty parafialnej. Nie jest to formalnie nazwane partnerstwem między parafiami — jest to bardziej partnerstwo z takim czy innym konkretnym duszpasterzem — ale ofiary trafiają tam, gdzie jest potrzeba, co jest konkretną formą pomocy. Warto pójść tym śladem. Moim zdaniem, dużo zależy tu od prowadzących wspólnoty, od duszpasterzy, od tego, czy w nawale różnych prac pomoc Kościołowi na Wschodzie nie zejdzie na plan dalszy.
— Czy Ksiądz Dyrektor ma ustaloną geografię potrzeb?
Staramy się tak spoglądać na prośby, które do nas spływają, żeby wyławiać wśród nich te, które są najpilniejsze i najbardziej palące. Ostatnio np. nadeszła prośba z Kazachstanu, gdzie pracuje duszpasterz, który objął niedawno placówkę — miejsce, w którym ma mieszkać, jest w stanie opłakanym. Idzie zima, a temperatury w tym kraju wynoszą — 40oC. To sytuacja, której musimy szybko zaradzić. Wszystkie inne sprawy, choć bardzo ważne, mogą trochę poczekać, np. na lato. Staramy się więc załatwiać jak najszybciej te najpilniejsze.
— Jak widzicie kwestię pomocy siostrom klauzurowym w Kazachstanie, w Oziornoje? One są niemal skazane na ofiarność innych, nie zarabiają pieniędzy.
Spotykamy się w Biurze z biskupami diecezji zza wschodniej granicy i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, bo oni bardzo troszczą się o siostry klauzurowe. Są świadomi tego, że stanowią one modlitewne zaplecze dla diecezji, i szukają dla nich pomocy. Zawsze ujmuje mnie, kiedy pasterz diecezji sam wstawia się w takiej intencji. To świadczy o tym, że obecność tych sióstr w każdej diecezji jest naprawdę cenna i ważna.
— Wspomniał Ksiądz, że pomoc Kościoła polskiego kierowana jest do wspólnot polskich na Wschodzie. Czy duszpasterstwo polskie ma szanse pomóc polskim szkołom na Litwie, czy zostawia to dyplomacji polskiej?
Wskazany byłby tu pewnego rodzaju lobbing, by sytuację poprawić. Jesteśmy wszyscy świadomi, że to delikatna sprawa. Trzeba ogromnego wyczucia, na ile i co można zrobić. Odwiedził mnie ksiądz z Litwy, który opowiadał, że w seminarium wileńskim kandydaci na kapłanów mają obowiązkowo naukę języka polskiego. To jest ciekawe, znaczy bowiem, że wszyscy są świadomi, iż polskość jest tam ważnym elementem bytu państwowego. Myślę, że powinno się iść po tej linii.
— Ta sprawa dotyczy zapewne i innych krajów byłego Związku Radzieckiego, bo wszędzie są grupy polskie, które nie mają przywilejów mniejszości narodowej. Do takich instytucji, jak Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie, który Ksiądz Dyrektor reprezentuje, należy więc pewnie także troska o pielęgnowanie języka polskiego.
Absolutnie tak. Współpracujemy na tym polu z wieloma organizacjami, m.in. z Fundacją im. ks. Stefana Niedzielaka, z Fundacją Oświata Polska za Granicą, ze Stowarzyszeniem Wspólnota Polska itd. Idziemy wspólnym frontem, dbając o wszystkie te sprawy. Sami dostarczamy za wschodnią granicę prasę polskojęzyczną.
— Jak „Niedziela” czy inne tytuły katolickie mogą pomóc w duszpasterstwie Polaków na Wschodzie?
Na pewno polskie czasopisma katolickie mają tu wiele do zrobienia. Śledzę polską prasę i wiem, że ukazuje się w niej wiele artykułów mówiących o życiu tamtejszych ludzi, o pracy duszpasterzy. Jest to bardzo potrzebne, by było wiadomo, że ten Kościół istnieje, że się rozwija i jest prawdziwy. To nie jest jakiś skansen, lecz coś, co naprawdę żyje i wymaga nie tylko naszego zainteresowania, ale i konkretnej pomocy. Jest to wielkie pole do popisu dla każdej prasy. Dlatego cieszymy się, że te gazety tam docierają, nawet z opóźnieniem. Ponadto każde słowo napisane po polsku jest tam odbierane jako coś wielkiego i ważnego. Widzę to i słyszę.
— Wspomnę tu jeszcze piękną postać poprzednika Księdza Dyrektora, ks. Józefa Kubickiego, który zginął w wypadku. Był bardzo gorliwym orędownikiem dla Kościoła na Wschodzie...
Tak, ks. Józef przez 10 lat prowadził to dzieło, oddał tej pracy całego siebie. Teraz ja próbuję kontynuować jego pracę, będąc świadomy, że wiele jeszcze jest do zrobienia na tym polu. Ale wiem też, że to, co dzieje się obecnie, jest m.in. konsumowaniem owoców tego, co ks. Józef dla tej sprawy uczynił.
Nawiązując zaś jeszcze do dorocznej akcji Dzień Pomocy Kościołowi na Wschodzie, która w tym roku odbędzie się w grudniu, chciałbym podkreślić, że działa ona w dwie strony. My zbieramy ofiary, które przekazujemy za wschodnią granicę, a mieszkańcy tamtych terenów zapewniają nas, że modlą się w tym dniu w naszej intencji. To jest cudowny most wymiany między jednymi i drugimi, duchowy dialog, który przekłada się na realną pomoc. Z całego serca dziękuję wszystkim za ofiary złożone w tym dniu na Kościół na Wschodzie...
opr. mg/mg