Jak Kościół w Polsce radzi sobie w warunkach pandemii? Na to pytanie odpowiadają duchowni i świeccy z różnych parafii i środowisk
Kościół w czasach pandemii — jak sobie radzi z ograniczeniami, reżimami sanitarnymi, izolacją? Czy wierni tęsknią za kościelną normalnością? Jak w nowej sytuacji odnajdują się księża? Czy parafie niegdyś tętniące życiem mają nadzieję, że ten nienormalny czas już się kończy? Zapytaliśmy duchownych i świeckich — mieszkańców dużych miast, miasteczek i wiosek, jak z ich perspektywy Kościół poradził sobie i nadal radzi z pandemią.
Wiele się zmieniło w naszej małej społeczności. Zgodnie z zaleceniami na czas pandemii w świątyniach trzeba było zwiększyć dystans między wiernymi. Wiosną w każdym kościele było kilka osób, teraz jest ich kilkadziesiąt. Trudno mi określić, ilu wiernych ogranicza wyjścia do kościoła z obawy przed zarażeniem, a ilu czyni to ze zwykłego lenistwa.
W naszej parafii, liczącej ok. 2,7 tys. wiernych, przed epidemią we Mszach św. uczestniczyło ok. 25-30%, czyli jakieś 700-900 osób. Teraz jest ich znacznie mniej, bo we wszystkich sześciu kościołach parafii gromadzi się łącznie 250-300 osób, oczywiście, zgodnie z limitami przewidzianymi dla danej świątyni. Nabożeństwa, takie jak: Gorzkie żale, Droga Krzyżowa, majowe, czerwcowe, Różaniec czy wypominki odprawiane są normalnie. W kościele organizujemy spotkania dla młodzieży przed bierzmowaniem oraz dla dzieci przed I Komunią św. i ich rodziców.
Pozytywnie przyjęte zostały spotkania kolędowe w kościołach, w których uczestniczyło 30-40% osób przyjmujących księdza z kolędą w poprzednich latach.
Praca duszpasterska została w dużej mierze zindywidualizowana. Organizujemy spotkania w kancelarii parafialnej z racji chrztu czy bierzmowania. Oczywiście, zachowujemy wszystkie zalecenia sanepidu. W tej chwili dobrze się sprawdza parafialne pogotowie modlitewne, grupujące kilkanaście osób, w którym parafianie, informując się wzajemnie przez SMS-y, modlą się w konkretnej intencji. Modlimy się, by dystans między ludźmi nie przełożył się na dystans do Pana Boga i by pandemia na świecie ustała.
Ks. Krzysztof Tomaszewicz
proboszcz parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Lipkach Wielkich k. Gorzowa Wielkopolskiego, diecezja zielonogórsko-gorzowska
Lockdown, który miał miejsce wiosną ubiegłego roku, był chyba dla wszystkich wielkim zaskoczeniem. Z dnia na dzień zmieniła się cała rzeczywistość mojego życia, a przede wszystkim dzień powszedni. W pamięci najbardziej utkwiły mi święta Wielkiej Nocy, które musieliśmy przeżywać w domu, bez spotkań z bliskimi i bez udziału w Eucharystii. Z jednej strony nasz dom stał się kościołem, doświadczyliśmy z mężem i dziećmi czasu wspólnej modlitwy, rodzinnego zjednoczenia, a z drugiej — pierwszy raz miałam poczucie ogromnej tęsknoty za Mszą św., za „moim” kościołem, za przyjęciem Jezusa w Komunii św. Jak tylko kościoły zostały otwarte, postanowiłam pojechać na Eucharystię, nie zważając na nic. Cały czas towarzyszyło mi przekonanie, że moje życie należy do Boga, i to On decyduje o tym, co się w nim wydarzy, czy zachoruję na COVID-19, czy będę zdrowa. Byłam gotowa objechać całe miasto w poszukiwaniu domu Bożego, w którym będzie dla mnie miejsce. Pamiętam ogromne wzruszenie, poczucie szczęścia i wielką radość ze spotkania z żywym Bogiem. Jednocześnie zrozumiałam, że nie doceniałam tego, jak istotna jest dla mnie możliwość spotkania się z Bogiem w Eucharystii, w sakramencie pokuty, jak ważna jest modlitwa przed Najświętszym Sakramentem. Doświadczenie lockdownu pozwoliło mi docenić dom, w którym są Eucharystia, rodzinna modlitwa. Dało mi również inne spojrzenie na kościół, na Jezusa, który tam na mnie czeka. Mam poczucie ogromnej wdzięczności wobec księży, dzięki którym mogę spotykać się z Panem. Przeżywam każdą Eucharystię dużo głębiej, dziękując Bogu za to, że mogę w niej uczestniczyć.
Agnieszka Burchardt
Diecezja zielonogórsko-gorzowska
Gdy rok temu, w czasie pierwszej fali epidemii, życie społeczne było niemal zupełnie zamrożone, a w nabożeństwach w kościołach mogło uczestniczyć maksymalnie 5 osób i „z kwitkiem” musieliśmy odsyłać parafian, myśli były coraz czarniejsze. Na przełomie kwietnia i maja 2020 r., kiedy rząd powoli luzował obostrzenia, ludzie zaczęli wracać do kościołów. W naszym regionie nie wszyscy wrócili od razu. Działo się to stopniowo, choć pamiętam radość, gdy jako jedyna parafia w mieście wyszliśmy na ulicę z Jezusem Eucharystycznym. Jako kapłan czułem, że zarówno księżom, jak i wiernym było to bardzo potrzebne. Później cieszyliśmy się, widząc w następne niedziele kolejne twarze parafian, którzy wracali. Można powiedzieć, że we wrześniu do kościoła wróciło trochę więcej niż połowa uczestników niedzielnej Mszy św. sprzed pandemii. Ten przyrost jednak został zahamowany drugą falą i nowymi obostrzeniami. Tym razem spadek liczby uczestników nie był tak gwałtowny jak w marcu, ale widoczny. Teraz, w Wielkim Poście, my — duszpasterze zauważamy nieco więcej osób w kościele, co oczywiście cieszy serca i tym bardziej dopinguje do zachowywania reżimu sanitarnego i nienarażania parafian.
Przyszłość? Mamy nadzieję, że w perspektywie kilku miesięcy sytuacja wróci do normy i większość ludzi przyjdzie do kościoła. Pewnie znajdą się i tacy, którzy odzwyczają się od uczestnictwa w liturgii. Trzeba będzie im pomóc, zwołać ich i przekonać, czy to w osobistej rozmowie, czy za pomocą innych środków duszpasterskich. Pomocą mogą być np. wizyta duszpasterska po pandemii albo pewne formy przekazu masowego, np. za pomocą broszur czy komunikacji cyfrowej. Chodzi o rozpalenie na nowo płomienia wiary, który nie mając „paliwa”, przygasł nieco w czasie pandemii.
Ks. Paweł Rozpiątkowski
Parafia Świętej Trójcy w Będzinie, diecezja sosnowiecka
Zbliżają się święta wielkanocne. Wspominamy w parafii te ubiegłoroczne i z niepokojem zadajemy sobie pytanie: jak będą one przebiegały w tym roku? W życiu osobistym, społecznym, a także parafialnym nauczyliśmy się funkcjonować w tej nietypowej sytuacji. Służby sanitarne również nabierają doświadczenia, wysuwają wnioski i dostosowują przepisy, choćby w sprawie pochówku osób, które zmarły na skutek powikłań spowodowanych przez COVID-19. Kilkakrotnie ulegały one zmianie. Ufam, że się nie powtórzy ubiegłoroczna sytuacja, kiedy niezależnie od wielkości świątyni w najważniejszych celebracjach liturgicznych w ciągu roku oprócz kapłanów i asysty mogło wziąć udział tylko 5 osób. Mimo ówczesnych ograniczeń szukaliśmy rozwiązań, aby wierni, którzy pragnęli przyjąć Chrystusa Eucharystycznego, mieli taką możliwość. Umawialiśmy się z pięcioosobowymi grupami parafian, aby co 15 minut udzielać Komunii św. Taki stan trwał kilka tygodni. Ludzie przy tej okazji dawali świadectwo tęsknoty za wspólną modlitwą, spotkaniami grup i sakramentami. Kiedy tylko ograniczenia zostały poluzowane, wielu wróciło do udziału w liturgii. Najsłabiej, niestety, ten powrót wygląda wśród młodzieży. W parafii Matki Bożej Królowej Polski w Chojnicach mamy do dyspozycji dwa kościoły, w których do tej pory w niedzielę sprawujemy kilka Mszy św. równocześnie. W dni powszednie w małym kościele trwa adoracja Najświętszego Sakramentu, a w dużym sprawowane są trzy Msze św. Pragnę zauważyć, że mimo spadku ogólnej liczby uczestników Mszy św. niedzielnej w dni powszednie w liturgii bierze udział więcej osób niż przed pandemią. Wzrosło poczucie odpowiedzialności materialnej za parafię. Patrząc na życie z punktu widzenia wiary, mam nadzieję, że także obecne doświadczenia przyczynią się do jej pogłębienia. Pan Bóg nawet z najtrudniejszych sytuacji wyprowadza błogosławieństwo.
Ks. Janusz Chyła
Parafia Matki Bożej Królowej Polski w Chojnicach, diecezja pelplińska
Kiedy rok temu zaczęły się pojawiać pierwsze przypadki zachorowań na Covid-19 w Polsce, nikt chyba nie przypuszczał, jak bardzo dotknie to nasze życie sakramentalne. Pierwsze obostrzenia — limity osób uczestniczących w liturgii — i nagle potrafiliśmy, zamiast w ostatniej chwili, wychodzić do kościoła dużo wcześniej. Z każdym kolejnym zaostrzeniem przepisów sanitarnych była coraz większa obawa, czy będziemy mogli uczestniczyć w Eucharystii w kościele, czy zostanie tylko transmisja. Jako nadzwyczajny szafarz Komunii św. posługiwałem cały czas przy ołtarzu, ale moja żona wielokrotnie wracała do domu, bo limit osób był już wyczerpany. I nagle z 3-4 Hostii, które zabierałem w bursie co niedzielę do chorych, robiło się np. 10, bo chciałem i w swoim domu, żonie i dzieciom, udzielić Komunii św. Największej duchowej radości doświadczyłem, kiedy ksiądz proboszcz zaproponował mi asystę w czasie Triduum Paschalnego, a z 10-tysięcznej parafii poprosił, oprócz sióstr pallotynek, tylko dwie osoby świeckie. Doświadczyłem wtedy bliskości Boga i ogromnej bliskości wspólnoty parafialnej, mimo pustego kościoła. Obostrzenia, wbrew wszystkim narzekaniom, pogłębiły naszą rodzinną religijność. Częsty udział w Eucharystii zamienialiśmy na codzienny udział w jej transmisji, wspólną modlitwą był Różaniec w łączności z kapłanami i siostrami zakonnymi z naszej parafii, który również codziennie był transmitowany. W momencie, kiedy obostrzenia były już na obecnym poziomie, przyszła kolejna lekcja pokory: kwarantanna — i tutaj już nie było wyboru, musiałem pozostać w domu długie 17 dni. Doświadczając tęsknoty za kościołem, za wspólnotą, za kapłanem, a przede wszystkim za żywym Bogiem w Komunii św., człowiek docenia, jak wielki dar ma na wyciągnięcie ręki.
Dziękuję Bogu, że mamy kościoły tak blisko naszych domów, dziękuję za kapłanów, którzy w tych kościołach posługują. Oby nigdy sytuacja się nie odmieniła — że będziemy mogli pójść, ale nie będzie już ani kościoła, ani kapłana.
Krystian Kiełpiński
Parafia Matki Bożej Królowej Polski w Chojnicach, diecezja pelplińska
W regionie radomszczańskim, jeśli chodzi o uczestnictwo wiernych w nabożeństwach w świątyniach, jest aktualnie lepiej, chociaż nadal daleko do stanu sprzed pandemii. Przede wszystkim brakuje dzieci i młodzieży. Oczywiście, rodziny, które regularnie przychodzą do kościoła, chodziły i są w nim obecne. I naturalne jest, że młodzież i dzieci z tych rodzin uczestniczą w życiu religijnym parafii. Bardzo dużo zależy od tego, jak wygląda życie religijne w samej rodzinie. Jest jednak grupa wiernych, która uczestniczyła we Mszach św. okazjonalnie — z racji I Komunii św., bierzmowania itp. — teraz ci ludzie usprawiedliwiają się sytuacją pandemiczną.
W tej chwili w naszej parafii powróciliśmy do normalnego rytmu nabożeństw. Mamy nabożeństwa wielkopostne, m.in. Drogę Krzyżową, także dla dzieci i młodzieży. Mam nadzieję, że właśnie Wielki Post pomoże w jakimś stopniu w pełniejszym powrocie wiernych do kościoła. Nie ustajemy w modlitwie i robimy wszystko, co w naszej mocy, aby nie bali się oni wrócić do swojej świątyni. Mamy tzw. seminarium wiary, które przez kilka miesięcy prowadzi Szkoła Nowej Ewangelizacji. Te spotkania są otwarte dla każdego, kto pragnie pogłębiać więź z Bogiem. Są też adoracje Najświętszego Sakramentu. Bo przecież modlitwa jest szkołą wiary i nadziei. Próbujemy wracać do tego, co było przed pandemią.
Ks. Antoni Arkit
Parafia św. Lamberta w Radomsku, archidiecezja częstochowska
Czas pandemii rozpoczął się strachem spowodowanym niepewnością. Walka z niewidzialnym wrogiem zawsze budzi lęk. Ulegliśmy temu wszyscy. Władze kościelne szybko zareagowały, dając wiernym dyspensę od udziału we Mszach św. w niedziele i święta, a media umożliwiły im zdalne uczestnictwo. Ogromna część katolików pozostała w domu. Wielu z nich korzystało ze zdobyczy technicznych i dzięki nim mogło uczestniczyć we Mszy św., wybierając przekaz medialny z dowolnego sanktuarium czy kościoła. Niestety, wielu nazywających siebie „katolikami” tylko oglądało Mszę św. lub czuło się całkowicie zwolnionymi z tego obowiązku. W kościele pozostali nieliczni.
Ja starałam się od wielu lat uczestniczyć codziennie w Eucharystii. Dawała mi Ona i daje siłę do walki z przeciwnościami dnia codziennego, uczy przyjmować wszystko — dobro i zło — bez żalu. Do momentu pandemii na porannych Mszach św. była grupa osób, które — jak każda z nich twierdziła — uważały codzienną Komunię św. za niezbędną do życia chrześcijanina. Wiele z tych osób nie wyobrażało sobie życia bez przystępowania do codziennej Komunii św. Tyle o tym rozmów, świadectw, książek, które mówiły o tej tematyce, rekolekcji w mediach. Gdy przyszła pandemia — wszystko legło w gruzach. Wiernym zaczęło wystarczać to, co można zobaczyć na ekranie telewizora, komputera, telefonu. To, co było przez nich krytykowane, zostało przyjęte bez mrugnięcia okiem. Przerażający był i jest obraz kościoła bez wiernych. Nawet okres między falami pandemii nie przyniósł większych zmian. Moim zdaniem, ci, którzy „przykleili się” do ekranu, już tak pozostali. Niewielka grupa wróciła na krótko, izolując się także od Jezusa. Spotkałam takich, którzy z obawy przed zarażeniem się nie przystępowali do Komunii św.
Czas pandemii, na którą Bóg przyzwolił, zweryfikował wiarę ludzi. Powrót do kościoła będzie trudny, a dla wielu wręcz niemożliwy. Powiedzenie: „Jestem wierzący, ale nie praktykujący”, można uzupełnić: „Kocham Boga, ale wystarczy mi Jego obrazek”.
Myślę, że weszliśmy już na bardzo wąską drogę do zbawienia, trudną i niebezpieczną. Jest na niej wiele pułapek, które zatrzymują, tak jak telewizor z namiastką Eucharystii, lub całkowicie zawracają, jak głosy, że w kościele można się zarazić. Oczywiście należy dodać, że w sklepach, na rodzinnych przyjęciach, w autobusie, w pracy itp. się nie zarazimy. Trzeba więc stanąć w prawdzie, że kościoły pustoszeją i pozostają w nich tylko prawdziwie wierzący. Ten, kto naprawdę kocha Boga, wie, czym jest tęsknota za Eucharystią i żywym Jezusem w Komunii św.
Iwona Chałaszczyk
Częstochowa
W tym trudnym dla wszystkich czasie pandemii na dzień dzisiejszy do naszego kościoła powróciło ok. dwóch trzecich uczestniczących do tej pory w liturgii (Nozdrzec liczy ok. 1,3 tys. mieszkańców). Ten powrót jest zauważalny, zwłaszcza teraz — w Wielkim Poście, gdy wierni starają się uczestniczyć w nabożeństwach Drogi Krzyżowej w piątek, a także w niedzielę, bo od lat jest u nas zwyczaj organizowania niedzielej Drogi Krzyżowej i nabożeństwa Gorzkich żali. Z myślą o bezpieczeństwie wiernych odprawiane są u nas dodatkowe Msze św. w okresie świąt i uroczystości. Najważniejszym obowiązkiem jest troska o to, by wierni nie czuli się osamotnieni, bo w czasie pandemii spotkania grup duszpasterskich są zawieszone i ograniczone.
Poszczególne agendy: Róże różańcowe, Akcja Katolicka, Domowy Kościół — gałąź rodzinna Ruchu Światło-Życie czy Parafialny Zespół „Caritas”, uczestniczą jednak w modlitwie różańcowej przed Mszą św. w niedzielę, w przygotowaniu liturgii niedzielnej Mszy św. czy rozważań do nabożeństw Drogi Krzyżowej. Od października 2020 r. działa u nas Wspólnota AA, która organizuje raz w tygodniu mityngi — oczywiście z zachowaniem wszelkich obostrzeń sanitarnych. Niezmiennie w każdy pierwszy czwartek miesiąca ma miejsce godzinna Adoracja Najświętszego Sakramentu. W lutym w naszej parafii odbyła się całodzienna adoracja i naprawdę wielu ludzi w ciągu dnia miało możliwość umocnienia się na osobistej modlitwie przed Najświętszym Sakramentem.
Co do katechezy — w szkole podstawowej w Nozdrzcu prowadzimy nauczanie dzieci klas 0-III oraz nauczanie on-line dla uczniów kl. IV-VIII. Niezależnie od tego trwają przygotowania do sakramentów świętych. Dzieci kl. III przygotowują się do I Komunii św., a młodzież — do sakramentu bierzmowania. W ostatnim przypadku jest to inna forma niż w latach poprzednich, ponieważ katechezy prowadzone są w formie on-line.
Nie wszyscy, ze względów zdrowotnych, mogą wrócić do świątyni. W czasie pandemii, podobnie jak w wielu innych parafiach, korzystamy z możliwości transmisji Mszy św. i innych nabożeństw na Facebooku, a w przyszłości planujemy korzystać też z YouTube'a. Tak naprawdę nie robimy nic nadzwyczajnego, w wielu parafiach w kraju duszpasterze czynią podobnie, może nawet więcej. Staramy się podnosić tę duchową aktywność po to, aby wiara nie wygasła we wspólnocie; dlatego chcemy ją umacniać i na miarę naszych możliwości podtrzymywać to światełko w sercach wszystkich wierzących.
Ks. Janusz Marszałek
proboszcz parafii św. Stanisława w Nozdrzcu
Obostrzenia sanitarne dotyczące liczby wiernych w kościołach nie spowodowały zmiany moich zwyczajów — nadal codziennie uczestniczyłam we Mszy św.
Przez cały czas, jako wolontariuszka Caritas, robiłam i rozwoziłam zakupy ludziom, którzy nie wychodzili z domów oraz służyłam pomocą psychologiczną w telefonie zaufania. Codzienna Eucharystia była wielką łaską, dawała mi ogromną moc i siłę, ale obraz niemal pustego kościoła napawał mnie smutkiem. Sytuacje, kiedy ksiądz był zmuszony wypraszać ludzi z kościoła, były bardzo przykre. Pocieszające było to, że mimo tej izolacji ludzie jednak chcieli być w kościele. W wielu świątyniach został wystawiony Najświętszy Sakrament i dzięki temu można było adorować Jezusa, co w jakiś sposób wypełniało lukę, jaka powstała przez brak Eucharystii. Tęsknota za Mszą św. pokazała, że Kościół stanowi ważne miejsce w życiu Polaków, że tradycja przychodzenia w to miejsce w sytuacjach trudnych jest nadal podtrzymywana. Najsmutniejszym czasem było jednak Triduum Paschalne. Dla mnie to najpiękniejszy czas w całym roku liturgicznym. Czas niezwykle wyczekiwany. Niestety, było nas mało w Kościele i nie było tak bardzo uroczyście jak co roku, ale dzięki temu uświadomiłam sobie mocniej, czym jest Zmartwychwstanie, że tak naprawdę chodzi tylko o Jezusa i o moje serce. Ten czas to była ogromna próba mojego zaufania do Boga. Mimo tych wszystkich ludzi, których odwiedzałam, nie zachorowałam, a nabyłam odporności na koronawirusa. Osobiście nauczyłam się jeszcze mocniej dziękować Bogu za ten niezwykły dar, którym jest codzienna Eucharystia. Jestem przekonana, że ci wszyscy, którzy wrócili do kościoła po tym trudnym czasie, będą tam zawsze.
Cieszę się, że Bóg daje mi odwagę do tego, by zauważać potrzeby drugiego człowieka. Bez tego nie mogłabym mówić, że wierzę w Jego Moc i w to, że jest ponad wszystkim.
Joanna Szczerbaty
dyrektor szkoły podstawowej w Błędowej Zgłobieńskiej
opr. mg/mg