Pozostali najwierniejsi

O powołaniach kapłańskich i sytuacji Kościoła w Czechach z ks. Rudolfem Smahelem rozmawia Jadwiga Knie-Górna.

W naszej społeczności powołanie księdza nie jest atrakcyjne. Młody człowiek, który decyduje się zostać księdzem lub zakonnikiem, narażony jest na wyśmiewanie, drwiny oraz niepoważne traktowanie

Z ks. doc. P. Rudolfem Smahelem SDB, wykładowcą wydziału teologicznego św.św. Cyryla i Metodego Uniwersytetu Palackiego w Ołomuńcu, rozmawia Jadwiga Knie-Górna

Często podczas swoich kazań prosi Ksiądz wiernych o modlitwę o powołania kapłańskie. W całej Europie jest kryzys powołań, jak ten problem wygląda w Czechach?

- Niestety, problem ten w Czechach osiąga stan krytyczny. Najgorsza sytuacja jest w diecezjach Praga, Plzeń, Litomierzyce, Czeskie Budziejowice, gdzie seminarzystów jest trzech czy czterech. Wszyscy studiują w Pradze na wydziale teologii Uniwersytetu Karola, po czym wracają do swoich macierzystych diecezji, gdzie wspierają ich miejscowi świeccy diakoni, którzy najczęściej wraz ze swoimi rodzinami służą pomocą zarówno kapłanom, jak i wiernym. Bowiem ksiądz przybywa do parafii tylko raz na dwa tygodnie, by wyspowiadać wiernych, odprawić Msze św. i udzielić sakramentów św.

Coraz częściej zdarza się tak, że po odejściu starszego kapłana czy to z powodu sytuacji zdrowotnej, czy też z racji wieku, jego miejsce pozostaje bez następcy. Z konieczności takie „opuszczone” parafie łączy się i tworzy z nich jeden większy okręg. Pod opieką młodego kapłana nie pozostaje więc jedna wspólnota, ale najczęściej są to cztery lub pięć parafii, którymi jeden ksiądz musi się opiekować oraz sam kierować. Trzeba tu nadmienić, że przeważnie są to duże parafie.

Podobna sytuacja jest z powołaniami zakonnymi, których także jest coraz mniej. Zatem tak istotna jest nasza modlitwa o nowe powołania kapłańskie i zakonne. Dlatego też m.in. biskupi z całej Republiki Czeskiej odwiedzili Polskę, skąd otrzymują największą pomoc, z prośbą o dalsze wsparcie. Owocem tej wizyty jest przyjazd do naszego kraju polskich seminarzystów, którzy na naszych uczelniach kontynuują dalszą naukę, po to by lepiej poznać nie tylko nasz język, ale także naszą kulturę i tradycję. Po ukończeniu nauki pozostają w Czechach, by prowadzić pracę duszpasterską.

Co, zdaniem Księdza, wpływa na tak szokujący brak powołań w Czechach?

- W naszej społeczności powołanie księdza nie jest atrakcyjne. Młody człowiek, który decyduje się na pozostanie księdzem lub zakonnikiem, narażony jest na wyśmiewanie, drwiny oraz niepoważne traktowanie. To dodatkowo utrudnia i tak już niełatwą posługę duszpasterską w naszym kraju. Z okresu totalitaryzmu pozostał toksyczny jad w czeskich sercach.

Coraz częściej mówi się o tym, że w Europie chrześcijaństwo powoli zaczyna być wyznaniem mniejszościowym, zdominowanym przez buddyzm, islam i inne religie…

- Dużo na ten temat myślałem. Korzenie chrześcijaństwa są nie tylko bardzo silne, ale również obecne we wszystkich obszarach życia zarówno w naszym myśleniu, jak i działaniu, a to co przychodzi z zewnątrz, myślę tutaj o innych wyznaniach, jest związane z pewną modą. Ludzie chcą spróbować nowości, dotknąć i sprawdzić ją. Jednak tak naprawdę ludzie żyją na bazie swoich chrześcijańskich korzeni, choć tego chrześcijaństwa na co dzień nie praktykują. W wielu obszarach mentalności ich wybory są już jednoznaczne i gdy przychodzi do dokonania konkretnego wyboru, to wówczas wielki świat, który narzuca komercjalizację, przegrywa z silnie zakorzenioną tradycją. Okazuje się, że dla chrześcijan ważne są wartości uznawane od wielu pokoleń. Zadałem nawet pytanie osobom niewierzącym, kto dla nich jest ważniejszy: Ježíšek czy Santa Claus? Jednoznacznie wszyscy odpowiedzieli, że Ježíšek, gdyż Santa Claus jest dla nich czystą komercją, a Ježíšek jest silnie związany z ich korzeniami i tradycją.

Wybitny czeski teolog Tomasz Halik uważa podobnie. Stwierdził bowiem, że wśród Czechów wciąż panuje wewnętrzne przekonanie do niektórych wartości chrześcijańskich, szczególnie do tych, które kształtowały ich tożsamość narodową, a więc do prawdy i sprawiedliwości.

- Całkowicie się z nim zgadzam. Ludzie w okresie totalitaryzmu, czasu strachu i prześladowań nie mieli odwagi uzewnętrzniać swoich przeżyć. Jest to w jakiejś części brak wiary, rezultat osłabionego wzajemnego dialogu, w wyniku czego ludzie swoje wewnętrzne przeżycia pozostawiali tylko sobie lub w swoich rodzinach. Niestety, tak jest i dziś. Podam przykład. Jeżeli dzieje się coś niedobrego i zaistnieje jakaś sytuacja krytyczna, wówczas ludzie się solidaryzują i są zdolni do podejmowania wspólnych czynów. Konkretnie myślę tutaj o odbywających się już tradycyjnie w okresie Adwentu bardzo licznych akcjach charytatywnych, podczas których zbiera się pieniądze na wsparcie szpitali onkologicznych, ośrodków dla dzieci niewidomych, hospicjów itp. Okazuje się, że do puszek trafiają miliony koron, dzieje się tak właśnie dzięki temu, że w ludziach bardzo głęboko i mocno tkwią wartości chrześcijańskie. Kolejnym tego świadectwem jest odpowiedź ludzi niewierzących na zadane przeze mnie pytanie: czy ktoś kieruje nami, czy ktoś jest nad nami? Specjalnie w pytaniach nie używałem słowa Bóg. Wszyscy moi rozmówcy odpowiadali na te pytania twierdząco, czyli w ich sercach jest ukryte jakieś pragnienie.

Stary Kontynent uważa, że Czechy to kraj ateistyczny…

- Z bólem serca trzeba się z tą opinią zgodzić. Obecnie w Czechach tylko od 4 do 5 proc. ludzi deklaruje się jako osoby wierzące i żywo uczestniczące w życiu Kościoła.

Ma to przełożenie na treść czeskiej konstytucji, w której nie ma żadnego odniesienia do Boga. Za to mocno jest akcentowany rozdział między Państwem a Kościołem.

- To prawda, w Konstytucji Czeskiej Republiki nie ma żadnej wzmianki o Bogu. Nasza społeczność od 1989 roku, czyli od aksamitnej rewolucji, nie chce mieć nic wspólnego z Kościołem katolickim. To jest problem, jaki pozostawiły po sobie ciężkie przeżycia po bardzo twardym totalitaryzmie. Czeskie społeczeństwo jest teraz wyjątkowo przewrażliwione na jakiekolwiek ograniczenie wolności. Obecnie często padają stwierdzenia, że Unia Europejska nas zwiąże i nie będziemy już wolnym narodem. Wręcz używa się porównania, że Bruksela zastąpi czasy panowania cesarza Franciszka Józefa.

Wspomniał Ksiądz czasy totalitarne, które mocno wpłynęły na wiarę Czechów. U nas w Polsce okres komunizmu był czasem wyjątkowego związania narodu z Kościołem. Chyba zatem inny czynnik miał wpływ na odejście Czechów od wiary?

- Aby zrozumieć proces odchodzenia Czechów od Kościoła katolickiego, musimy cofnąć się do czasów średniowiecza, kiedy nastąpiło osądzenie i spalenie Jana Husa, z którym sympatyzowała większość czeskiej szlachty i państwa. Kolejnym powodem było bliskie kontakty rodu Habsburgów z Rzymem. Ziemia czeska była poddana temu potężnemu rodowi, który niezwykle silnie wspierał Kościół katolicki. Ponieważ cesarz był znienawidzony przez Czechów, to podobne odczucia przeniesiono na Kościół. Po 1918 roku, kiedy powstała Czechosłowacja, Kościół katolicki bardzo często był określany jako kontynuator habsburskiego ucisku. To był również czas silnego rozwoju religii husyckiej, na którą wówczas przeszło wielu katolików. Kościół ten był bardzo mocno wspierany finansowo przez prezydenta Czechosłowacji Tomasza Masaryka. Główne hasło tego czasu brzmiało: „precz od Wiednia, precz od Rzymu”. Dzieci w szkole były uczone, że jezuita Koniasz wyszukiwał czeskich książek po to tylko, aby je potem wszystkie spalić. Wiele młodych czeskich serc zostało skażonych jadem przeciwko kościelnym wpływom nauczycieli. O tym, jak było naprawdę, opowiadała moja mama. W latach 30., kiedy była mała, w szkołach uczono, że Kościół był przeciwny narodowi, ponieważ wspierał Niemcy. Czeski Kościół z całych sił starał się walczyć z tak kłamliwą polityką państwa, jednak wybuchła II wojna światowa, która przerwała proces powrotu do korzeni chrześcijaństwa w naszym kraju. Niestety, w czasie okupacji hitlerowskiej większość naszego kleru została aresztowana, uwięziona i wywieziona do obozów koncentracyjnych. Odprawianie Mszy św., choć nie zostało zabronione, to jednak odbywało się pod kontrolą okupanta. W czasie komunizmu kryzys wiary i negatywnego postrzegania Kościoła jeszcze się pogłębiły, a przy Kościele pozostali tylko najwierniejsi. Z wielkim żalem muszę powiedzieć, że większość społeczeństwa ma całkowicie obojętny stosunek do wiary, której, jak twierdzą, do życia nie potrzebują.

ks. doc. Rudolf Smahel SDB — wykładowca wydziału teologicznego św. św. Cyryla i Metodego Uniwersytetu Palackiego w Ołomuńcu

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama