Wyrwani z ciemności grzechu

W internecie zawrzało na temat środków wczesnoporonnych, które uśmiercają dopiero co poczęte dzieci. Mają być one ogólnodostępne, wydawane bez recepty.

W internecie zawrzało na temat środków wczesnoporonnych, które uśmiercają dopiero co poczęte dzieci. Mają być one ogólnodostępne, wydawane bez recepty.

Opinie na ten temat, jak na każdy dotyczący moralności katolika (i nie tylko), są podzielone. Jeszcze 6 lat temu sama nie miałabym nic przeciwko, bo sama taką tabletkę „dzień po” wzięłam. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że w ten sposób mogę doprowadzić do uśmiercenia ludzkiej istoty zaraz po poczęciu. Święty Jan Paweł II tak pisał na ten temat w encyklice Evangelium vitae: „Niektórzy próbują usprawiedliwić przerywanie ciąży, uważając, że owoc poczęcia przed upływem pewnej liczby dni nie może być uważany za osobowe życie ludzkie. W rzeczywistości, „od chwili zapłodnienia komórki jajowej rozpoczyna się życie, które nie jest życiem ojca ani matki, ale nowej istoty ludzkiej, która rozwija się samoistnie. Nie stanie się nigdy człowiekiem, jeżeli nie jest nim od tego momentu. Tę oczywistą prawdę, zawsze uznawaną, (…) nowoczesna genetyka potwierdza cennymi dowodami. Ukazała ona, że od pierwszej chwili istnieje dokładny program tego, kim będzie ta żywa istota: człowiekiem, tym konkretnym człowiekiem, którego cechy szczególne są w pełni określone. Od zapłodnienia rozpoczynają się dzieje życia człowieka, choć potrzeba czasu, aby każda z jego wielkich potencjalnych zdolności w pełni się ukształtowała i mogła być wykorzystana”. Chociaż obecność rozumnej duszy nie może być stwierdzona w żaden sposób doświadczalnie, to jednak sama wiedza naukowa o embrionie ludzkim „dostarcza cennej wskazówki dla rozumowego rozpoznania obecności osobowej od pierwszego momentu pojawienia się życia ludzkiego: czy jednostka ludzka nie jest osobą ludzką?” (n. 60).

Zostaliśmy pochłonięci przez grzech

W liceum poznałam chłopaka. Zakochaliśmy się w sobie i cały mój świat zmienił kierunek. Wcześniej ważne były dla mnie rekolekcje, spotkania oazowe, Msze Święte, nabożeństwa i pielgrzymki. W jednym momencie wszystko straciło znaczenie. Ukazał mi się nowy, wolny świat. Taki modny, swobodny, pełen wrażeń. Zaczęły się imprezy, alkohol i sypianie z chłopakiem. Mimo ogromnego sprzeciwu rodziców brnęłam w to, czym potem mogłam chwalić się przed koleżankami, a co przed rodzicami musiałam ukrywać. Przed samą sobą też, bo sumienie często próbowało mnie powstrzymać… Garściami brałam to, co dawał świat grzechu. Współżycie przed ślubem, zupełnie nieodpowiedzialne, doprowadziło do tego, że połknęłam tabletkę wczesnoporonną. Tłumaczeń podjęcia takiej decyzji było wiele: przecież dopiero zaczynałam studia, przecież jak zajdę w ciążę, to rodzice mnie wyrzucą, przecież nie mogę mieć teraz dziecka, przecież nic się nie stanie… To tylko raz. Następnym razem będziemy uważać. Tak, to był tylko raz. Jednak ten raz zaważył na moim dalszym życiu, o czym wtedy nie miałam pojęcia. Nadal żyłam w grzechu z moim chłopakiem. Jeden grzech przeradzał się w drugi – gorszy i następny… I tak doszło do tego, że nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. Liczył się tylko seks. W międzyczasie pojawiły się narkotyki. Jeszcze więcej seksu i zniewolenia. Ciemność, która nas wtedy ogarnęła była tak szczelna, że nie przebijał przez nią ani jeden promień Światła. Zostaliśmy pochłonięci przez grzech. I nie chciałam się do tego przyznać. Było mi bardzo ciężko tak żyć, cierpiałam. Nie spałam po nocach, odmawiałam wtedy Różaniec. Ciemność, smutek i pozorna radość stały się moją codziennością. Tak mijał szósty rok z moim chłopakiem, od którego powoli zaczęłam wymagać życiowej decyzji o ślubie. Nic jednak na to nie wskazywało, a między nami tylko się pogarszało. Aż tu nagle, w sylwestrową noc, mój chłopak postanowił mi się oświadczyć! Od razu powiedziałam: tak! Byłam szczęśliwa do momentu, kiedy uświadomiłam sobie, że w takim stanie duchowym, w całkowitej ciemności mam zawrzeć związek małżeński. Jakie to będzie życie? Poza tym domyślałam się, że coś jest nie tak z moją płodnością. Lekarz twierdził, że wszystko w porządku, a ja mimo licznych stosunków bez zabezpieczenia nie zachodziłam w ciążę. Pojawiło się mnóstwo obaw. Jednak mimo wszystko chciałam wyjść za mąż tylko za niego…

Początek radykalnej zmiany

Nie minęły dwa miesiące, a wszystko było już zaplanowane. Ślub będzie 12 października. Zaczęło się załatwianie formalności. Rozmowa z kapłanem i protokół ślubny, w którym padło pytanie dotyczące płodności. W głowie miałam tylko jedną odpowiedź – jestem bezpłodna. W sercu strach, ale zarazem ufność, że Pan Bóg może wszystko. Kolejna, bardzo ważna sprawa, pewnie najważniejsza, to spowiedź przedślubna. Rachunek sumienia sporządziłam z całego mojego dotychczasowego życia. Uznałam za grzech współżycie przedmałżeńskie, narkotyki i tabletkę wczesnoporonną. Z pomocą Ducha Świętego i Matki Najświętszej miałam odwagę zostawić to wszystko Panu Jezusowi w konfesjonale. Mój narzeczony zrobił to samo. I taki był początek niesamowitych zmian w naszym życiu. Nadszedł wyczekiwany dzień zawarcia związku małżeńskiego. Jeszcze nie było idealnie. Ale Msza Święta i złożenie przysięgi przed samym Panem Bogiem dały mi niesamowitą nadzieję na nowe życie. Był taki moment, kiedy kapłan pytał, czy chcemy przyjąć i po katolicku wychować dzieci, którymi nas Pan Bóg obdarzy, wtedy mąż odpowiedział niestandardowo: „Tak, bardzo”. Uwierzyłam wówczas, że wszystko będzie dobrze. Modliłam się z mężem do rana. A następnego dnia uciekliśmy z własnych poprawin, by uczestniczyć w nabożeństwie ku czci Matki Bożej Fatimskiej, bo był to akurat 13 października. Ofiarowałam w tym dniu wszystko Panu Bogu i dziękowałam za litość, jaką nam okazał. Niedługo po ślubie, mąż po wielu latach trwania w nałogach, za wstawiennictwem Świętej Rity rzucił narkotyki z dnia na dzień. To był wielki cud Boży. Oboje pokochaliśmy Eucharystię tak bardzo, że musieliśmy być na niej codziennie. Zaczęliśmy naprawiać swoje życie. Wybaczyliśmy sobie nawzajem i naszym bliźnim. Dołączyliśmy do Wspólnoty Nowe Życie i mimo wielu podstępnych działań szatana, dzięki Jezusowi wychodziliśmy z ciemności grzechu. Każda następna spowiedź pozwalała odkryć i zostawić grzechy przeszłości, co czyniło moją duszę lekką.

Wyrwani z ciemności grzechu

Na drodze wiary

W wigilię święta Zesłania Ducha Świętego pojechaliśmy na czuwanie prowadzone przez Wspólnotę Nowe Życie. Mój mąż został poproszony o świadectwo. Ja, mimo że miałam je całe ułożone w głowie, stchórzyłam. Wówczas kapłan prowadzący powiedział, że każdy, kto przyszedł z wiarą, dostanie dar od Ducha Świętego. Moja wiara była taka, że skoro nie powiedziałam świadectwa, to Duch Święty mi nic nie da. Ale gorąco tego pragnęłam i kiedy otoczyliśmy ołtarz z Najświętszym Sakramentem, zaczęliśmy spontanicznie przyzywać Ducha Świętego. Każdy tak, jak potrafił. Ja pragnęłam z całego serca, aby Duch Święty mnie dotknął. Mówiłam: „Przyjdź, Duchu Święty, otwieram swoje serce dla Ciebie, pragnę, byś do niego wszedł i uzdrowił to, co chore. Przyjdź Duchu Święty, chcę żeby to wszystko, co się dzieje, było prawdziwe. Pragnę poczuć Twoją obecność i doznać Twojej miłości”. Przez chwilę zrobiło mi się słabo, opuściłam głowę, wzięłam głęboki oddech i nie ustając w modlitwie, spojrzałam na Najświętszy Sakrament z błaganiem w sercu: „Niech się dzieje Twoja wola”. Upadłam. Duch Święty przyszedł do mnie. Był to mój pierwszy w życiu spoczynek w Duchu Świętym. I właśnie wtedy dopełnił się cud uzdrowienia. Trzymając rękę na wysokości mojego łona, wzbudziłam w sobie ogromny żal za popełnione zło (tabletkę wczesnoporonną). Łzy lały się z moich oczu. Po chwili ogarnęła mnie niesamowita radość i błogi spokój. Duch Święty uzdrowił moje łono. Po niecałym miesiącu oznajmiłam mężowi, że będziemy mieli dziecko! Dziś jestem już w ósmym miesiącu pięknego stanu błogosławionego i każdego dnia modlę się, aby Bóg miał w opiece nasze dziecko, by wzrastało w łasce i miłości ku Jego większej chwale. Wszystko, co Bóg dla nas uczynił od momentu ślubu do dzisiaj jest znakiem i dowodem Jego nieskończonej miłości i obecności. Tylko Pan ma wobec nas doskonały plan i mimo wielu grzechów, błędów i upadków, daje nam kolejną szansę. Daje nam nowe życie. Dlatego dziś stanowczo jestem przeciwna wprowadzeniu do sprzedaży tabletek, które powodują przekleństwo łona kobiecego. Zażycie takiej tabletki to sprzeciwianie się woli Bożej i skazywanie ciała i duszy na grzech, potępienie i śmierć. Jestem wdzięczna Bogu za osoby, które postawił na mojej drodze i za pośrednictwem których doprowadził mnie do nawrócenia, oczyszczenia, uzdrowienia i uświęcenia. Niech Bóg broni wszystkie dziewczyny i kobiety przed podjęciem tej haniebnej decyzji. Chwała Tobie, Panie!

Więcej w numerze 2/2015 "Miłujcie się!"

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama