Spektakl "Złodziej w sutannie" - o wykradzeniu kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej
Scena wyprowadzenia „ukradzionego” obrazu z plebanii w Radomiu. Obraz niosą Olgierd Łukaszewicz (prymas Wyszyński) i Andrzej Chyra (kard. Wojtyła). Foto: Romek Koszowski
Największe gwiazdy polskiej sceny w rolach głównych i epizodycznych. Prawdziwa historia „kryminalna” z księdzem w roli głównej. W październiku Scena Faktu TV pokaże spektakl „Złodziej w sutannie”.
Sztuka opowiada niezwykłą historię uwolnienia aresztowanej przez władze PRL peregrynującej po Polsce kopii cudownego obrazu MB Częstochowskiej. Po sześciu latach obraz pojawił się publicznie 18 czerwca 1972 r. Wraz ze wspólnikami uwolnił go z klasztoru na Jasnej Górze ks. Józef Wójcik. Właśnie trwają zdjęcia do spektaklu przedstawiającego tę historię. Przedstawienie według własnego scenariusza reżyseruje Paweł Woldan.
Zdjęcia kręcone są m.in. w Radomiu, w miejscu, gdzie rozgrywały się wydarzenia. Miejscem akcji jest plebania parafii Opieki NMP, gdzie mieszkał wtedy bohater spektaklu. Obserwujemy realizowanie scen we wnętrzach i na podwórzu plebanii. Ekipa przygotowuje sprzęt, większość aktorów już przebrała się w kostiumy. Za garderobę służą pomieszczenia plebanii, a kostiumy to przede wszystkim kapłańskie sutanny. Mariana Opanię, który występuje w roli ówczesnego proboszcza parafii — ks. Wojciecha Staromłyńskiego, spotykamy jeszcze „po cywilu”. — To mój pierwszy dzień zdjęciowy na planie. Kostium, czyli sutanna na mnie nie „leżała”. Czekam na nią — tłumaczy. — Moim przekleństwem jest traktowanie mnie jako osoby dość mikrej postury. I zwykle kostiumolożki proponują mi kostium szyty na Artura Barcisia. Trochę jednak różnię się od niego — śmieje się aktor.
Marian Opania w roli księdza występuje po raz pierwszy. — To mój debiut w roli duchownego. Nie jest to postać wiodąca. Raczej, jeżeli można tak to nazwać, służebna. Gram prawdziwego człowieka, ale przygotowanie do roli wygląda tak jak do każdej innej — mówi.
Z nieba leje się żar. Rozpoczynają się zdjęcia, każda scena wymaga kilkakrotnych dubli.
W przerwie, kiedy ekipa przygotowuje się do następnej sceny, prosimy o chwilę rozmowy Pawła Woldana. — Scenariusz oparłem na historii ks. Józefa Wójcika, który w 1972 r. wykradł obraz aresztowany przez komunistów. Paulinom zagrożono zamknięciem
dwóch klasztorów, jeśli wydadzą kopie nawiedzenia. Dziesięć lat temu robiłem film dokumentalny o ks. Wójciku, który lata 60. przesiedział w więzieniach. Zaraz po święceniach upomniał się o krzyże zdejmowane z klas szkolnych — mówi reżyser. Swoje ostatnie przedstawienie w Teatrze Telewizji Woldan zrealizował w 1995 r. W 2005 r. wyreżyserował spektakl „Góra Góry” do scenariusza Piotra Wojciechowskiego i Marka Millera. — Miał dobrą oglądalność i kiedy zaproponowano mi kolejną realizację, pomyślałem, że powinna to być historia ks. Wójcika. Myślę, że zapomnieliśmy o takich prostych cnotach jak odwaga, honor, a nawet fantazja. Sam kard. Wojtyła zwrócił się po „akcji” do ks. Wójcika: „Drogi księże Józefie, odważnym fantazja sprzyja”. A poza tym jest to historia prawie sowizdrzalska, niekombatancka, niepatetyczna, a jednocześnie sensacyjna. Ks. Wójcik nie robił tego dla bohaterstwa. Całe jego kapłańskie życie jest zawierzeniem Matce Bożej. Był rekordzistą pod względem otrzymanych wyroków i pobytów w więzieniu za obronę jedności Kościoła. Dlatego Prymas witał go często słowami „Witaj księże Józefie, umiłowany przez władzę ludową”.
Olgierd Łukaszewicz w roli prymasa Wyszyńskiego występuje już po raz kolejny. Wcześniej zagrał go w filmie „Pokuszenie”. — Postać prymasa w „Złodzieju w sutannie” nie stoi w centrum opowieści — mówi. — Trzeba po prostu przywołać pamięć, jaką w tych wydarzeniach odegrał. Osobiście widzę jego postać w kategoriach świętości i w związku z tym odpycham od siebie świadomość, że gram kogoś takiego. To by mnie paraliżowało. Gram tę postać tak jak zapamiętałem ją z wystąpień publicznych. Reżyser opowiadał, że ksiądz prymas często się uśmiechał. Ale przedstawiona w sztuce sytuacja nie daje takich szans. Widzę w nim tu pryncypialnego księcia Kościoła. W wydarzeniach związanych z uwolnieniem obrazu była pewna gra ze strony prymasa. Nie mógł zdradzić ani przez telefon, ani w rozmowie, że obraz jest we właściwych rękach, że nie dzieje się z nim nic złego. Jest to przedstawione dosyć sensacyjnie.
Na placu przed plebanią rozpoczynają się zdjęcia wyprowadzenia obrazu. Niosą go m.in. Olgierd Łukaszewicz i Andrzej Chyra, który występuje w roli kard. Wojtyły. Przez wąskie przejście z ulicy z trudem wtacza się czarna limuzyna wioząca prymasa Wyszyńskiego. Realizowane będą sceny powitania prymasa. Wokół samochodu gromadzą się prawie wszyscy aktorzy grający ważne postaci dramatu z Arturem Żmijewskim na czele. Jeden z najpopularniejszych polskich aktorów telewizyjnych i filmowych odtwarza postać tytułowego bohatera. Późnym popołudniem na planie zjawia się, witany serdecznie przez całą ekipę, prawdziwy „złodziej w sutannie”, czyli ks. Józef Wójcik. I on zagrał w spektaklu epizod, spowiadając w konfesjonale prześladującego go kiedyś esbeka.
■
O tym, jak w 1966 r. komuniści aresztowali cudowny obraz Matki Boskiej Jasnogórskiej, można przeczytać w dodatku „Pielgrzym w PRL”, dołączonym do 28. numeru „Gościa Niedzielnego” przed tygodniem.
Wędrowały puste ramy
Ks. Józef Wójcik, w rozmowie z Edwardem Kabieszem, opowiada, jak ukradł aresztowaną przez władze PRL peregrynującą po Polsce kopię jasnogórskiego obrazu.
Edward Kabiesz: Kiedy Ksiądz postanowił ukraść kopię cudownego obrazu Matki Boskiej z klasztoru na Jasnej Górze?
Ks. Józef Wójcik: — Byliśmy na wakacjach w Krynicy Górskiej z ks. Marianem Cukrowskim, z którym w parafii Najświętszej Maryi Panny w Radomiu pracowaliśmy jako wikariusze. Niedaleko Krynicy odbywała się peregrynacja obrazu Matki Boskiej. Bp Walenty Wójcik, który też tam spędzał wakacje, poprosił mnie, by zawieźć go na uroczystość. Wszystko odbywało się niezwykle pięknie. Ale zamiast obrazu wędrowały puste ramy. I tam właśnie zrodziła się myśl, że jak będzie peregrynacja w Radomiu, to zrobię wszystko, by znalazła się tam nie tylko pusta rama.
Kogo wciągnął Ksiądz w spisek?
— Na początku delikatnie porozmawiałem z proboszczem ks. Wojciechem Staromłyńskim. Powiedział, że byłaby to nadzwyczajna rzecz, jeżeli się uda. Wtajemniczył w sprawę swojego kolegę, ks. Siudka, który mieszkał na plebanii jako rezydent. I zaczęliśmy działać. Trzeba było powiadomić też górę, czyli księdza prymasa. Pojechałem do kard. Wyszyńskiego, który dobrze mnie znał jako sprawdzonego „recydywistę”, mającego na koncie 18 wyroków w walce o jedność Kościoła.
Przypuszczał Ksiądz, że prymas się zgodzi?
— Tak. Mówię mu, że mam taką nadzwyczajną sprawę. A on odpowiada: „No to mów, co cię gnębi”. I mówię, że wymyśliłem, by uwolnić obraz na naszą uroczystość. Prymas nie zabronił, nawet poparł ten pomysł. Ostrzegł tylko, że jeżeli się nie uda, to mogę na długo wylądować w więzieniu. Powiedział też, że władze wiedzą, jak bardzo mu zależy na obrazie i postawili warunki uwolnienia obrazu. Oczywiście były one nie do przyjęcia. Dlatego trzymają ten obraz jako zakładnika. Powiedziałem, że też się nie ugnę. Siedziałem dziesięć razy w więzieniu, mogę i dziesiąty dla Matki Bożej. „To spróbuj” — zachęcił prymas.
Jaki był plan akcji?
— Włączyliśmy w plan dwie siostry zakonne z Mariówki, s. Marię Kordos i s. Helenę Trętowską, która była kierowcą samochodu zgromadzenia. Potrzebowaliśmy nyski, a siostry taki samochód miały. Przed akcją wielokrotnie jeździliśmy na trasie Radom—Częstochowa, licząc czas przejazdu. Musieliśmy też wiedzieć, jak się zachować w czasie przejazdu. 3 maja 1972 r., w czasie uroczystości w klasztorze na Jasnej Górze, po obiedzie prymas zapytał: „Coś postanowił?”. Ja mówię: „Będę kradł”. A Prymas na to: „To ja już dzisiaj cię rozgrzeszam. Kogo powiadomiliście na Jasnej Górze”. Mówię, że nie wiem, kogo powiadomić. A Prymas: „Im mniej ludzi będzie wiedziało, tym większa szansa, że akcja się uda. Powiadomcie tylko generała”. O całej akcji wiedziało mało osób. Nawet mój biskup o tym nie wiedział.
Obraz został wyniesiony i przewieziony na plebanię w Radomiu. Nie obawialiście się rewizji?
— W tym czasie miały miejsce u nas misje, były tu tłumy ludzi. Przypuszczaliśmy, że nie odważą się w tych warunkach wejść do środka. Obraz trafił na plebanię 13 czerwca 1972 r., w uroczystość św. Antoniego, czyli święty nam pomógł. Do 18 czerwca, kiedy to wypadał początek peregrynacji w naszej diecezji, obraz pozostawał na plebanii. W piątek zostałem wezwany do prokuratury w sprawie kradzieży obrazu. Przesłuchiwano również siostry. Niczego się nie dowiedzieli.
Co działo się na Jasnej Górze po zabraniu obrazu?
— Tam nikt nie wiedział, co się stało z obrazem. Generał również, bo się z nim nie spotkałem. Kiedy dowiedzieli się, że obrazu nie ma, pojechali do prymasa z pytaniem, co robić dalej. A prymas mówi: „Mieliście pilnować”. Wrócili do Częstochowy i zgłosili zaginięcie obrazu w prokuraturze.
W spektaklu Księdza gra Artur Żmijewski. Widział go Ksiądz na planie?
— Tak. Dobrze spisuje się w tej roli. Zresztą cała obsada jest doskonała.
opr. mg/mg