Rozmowa o życiu w Czadzie i przygotowaniach do Światowych Dni Młodzieży
Będzie to niewątpliwie podróż ich życia. Zobaczą zupełnie inny świat niż ten, który znają. I nie ma w tym ani krzty przesady, gdyż niewielu spośród nich miało możliwość obejrzenia auta od środka, nie mówiąc o podróży samochodem, a co dopiero samolotem - mówi ks. Stanisław Tymoszuk, kapłan z diecezji siedleckiej, misjonarz w Czadzie. Dzięki akcji „Poświęć kilometr” kilkoro młodych ludzi z tego kraju będzie mogło przyjechać do Polski na Światowe Dni Młodzieży i spotkać się z papieżem Franciszkiem.
Republika Czadu - państwo leżące w samym sercu Afryki, jakby skupia w sobie najważniejsze problemy i paradoksy tego kontynentu: barwną i tajemniczą przeszłość oraz nikłą pozostałość po niej; bogactwo duchowe i zacofanie ekonomiczne i kulturowe; potężny obszar (1,2 mln km²) oraz niewielką ilość mieszkańców (ok. 10 mln); zupełną niepodległość i datującą się prawie od jej początków wojnę domową; wreszcie klęski głodu, spowodowane suszą, śmiertelne epidemie, itp. Sześć lat temu do kraju tak wielu sprzeczności przybył z polskiego Podlasia ks. S. Tymoszuk. Czad pojawił się w jego życiu przypadkiem. Pewnego dnia natknął się na prośbę miejscowego biskupa, który zachęcał duchownych do wyjazdu na misje. - Choć miałem świadomość, że nie będzie łatwo, zdecydowałem, iż właśnie tam chcę głosić Dobrą Nowinę - mów ks. Stanisław. Najpierw przez cztery lata pracował na placówce znajdującej się między stolicą kraju - N'Djameną a Jeziorem Czad. W październiku 2013 r. został proboszczem parafii św. Rodziny w Busso. Miejscowość dzieli od stolicy ok. 300 km. Parafia natomiast rozciąga się na przestrzeni blisko 200 km. Jest podzielona na 15 sektorów i liczy 115 wspólnot. Ks. Stanisław nie ma pomocnika. Jest jedynym kapłanem. Mimo to - jak sam twierdzi - jakoś sobie radzi. W poprzedniej parafii założył zespół śpiewaczy, który zapewniał oprawę muzyczną podczas Mszy św., kupił instrumenty. Jego współpracownicy przyznają, że dla wiernych jest autorytetem, drogowskazem. Szczególną troską otacza dzieci i młodzież. Choć pochodzi z dalekiego kraju, doskonale zna i rozumie ich problemy oraz marzenia.
Według opracowywanego przez ONZ wskaźnika rozwoju społecznego Czad należy do najuboższych państw świata. Dlatego widok pracującego kilkulatka jest tam czymś oczywistym.
- Noszą wodę, czasami po kilka kilometrów, lub wykonują inne czynności domowe. Rodziny są bardzo liczne, więc dochodzi opieka nad rodzeństwem. Od czerwca do października, w czasie pory deszczowej, całe rodziny pracują w polu. Tylko dzięki temu mają przez rok co jeść. Bardzo często nie wracają do domu. Nocują tam, gdzie akurat są - opowiada ks. Stanisław, podkreślając, iż wszystko wykonują ręcznie za pomocą motyki i sierpa. Ze względu na pracę w polu rok szkolny i katecheza rozpoczynają się w październiku.
Czad to kraj, w którym ponad 70% ludzi nie umie czytać i pisać - nie ma bowiem powszechnego obowiązku uczęszczania do szkoły. Dzieci, które do niej chodzą, są szczęśliwe, ponieważ wiele z nich chciałoby się uczyć, ale nie może. Wynika to m.in. z tego, że szkolnictwo jest płatne i większości rodziców nie stać na edukację swoich pociech. - W samym Busso do szkoły uczęszcza ok. 50% dzieci. Jednak to wyjątek. Są bowiem wsie i rejony, gdzie nie ma żadnej placówki, która uczyłaby pisać czy czytać. Wiele do życzenia pozostawia także poziom edukacji. W szkole państwowej w Busso klasy są bardzo liczne. Tylko w jednej uczy się 120 dzieci - podkreśla misjonarz, dodając, iż brakuje nie tylko nauczycieli, ale książek, przyborów do pisania, a sama szkoła często mieści się w zbudowanym z trzciny i trawy szałasie. - Poza tym rodzice, którzy w większości są analfabetami, nie widzą potrzeby edukowania swoich dzieci, twierdząc, że to zmarnowany czas. W liczącym ok. 7 tys. mieszkańców Busso jest tylko jedna biblioteka. Znajduje się ona przy parafii. Jednak księgozbiór jest niewielki. Nie ma nawet podstawowych podręczników. Od kilkunastu lat żaden młody chłopak z parafii nie wstąpił do seminarium, ponieważ nikt nie był w stanie zaliczyć egzaminów. Tymczasem nawet nie są one na wygórowanym poziomie - mówi ks. Stanisław.
Nauka zatem staje się przywilejem, a praca koniecznością. Często na barkach kilkunastolatków spoczywa obowiązek utrzymania części rodziny, np. młodszego rodzeństwa. - Średnia wieku to ok. 50 lat. Mężczyźni żyją krócej od kobiet, dlatego najstarsi synowie muszą zapewnić jedzenie - podkreśla kapłan, dodając, iż życie w Busso toczy się z dnia na dzień. Wyzwaniem staje się zdobycie posiłku, zapewnienie dachu nad głową. Utrapieniem są słonie, które niszczą domy. - Często to właśnie dzieci i młodzież czuwają całą noc, by dać sygnał dorosłym, kiedy tylko usłyszą nadchodzące zwierzęta. To ważne także z perspektywy bezpieczeństwa. Z powodu wysokich temperatur ludzie śpią na zewnątrz. W ubiegłym roku słonie stratowały podczas snu kilkanaście osób - opowiada.
Kiedy pytam ks. Stanisława, jakie marzenia mają młodzi Czadyjczycy, odpowiada, że w sercu Afryki ludzie żyją dniem codziennym, tzw. dzisiaj. - Nie patrzą na zegarek, nie zerkają w kalendarz, nie mają planów, nie skupiają się na marzeniach - twierdzi. - Kiedy opowiadałem im o możliwości wyjazdu na ŚDM do Polski, ciągle dopytywali, kiedy to będzie. Gdy odpowiadałem, że za rok, mówili: „Aha, za rok. Czyli kiedy? Padre, rok to długo?”. Niestety, w tym kraju nic nie jest pewne. W przeciągu tygodnia malaria może pokrzyżować wszystkie plany. Choroba ta wciąż zbiera zastraszające żniwo - dodaje. - Tu nie myśli się o przyszłości. Każdego ranka życie zaczyna się jakby od nowa: trzeba wstać, przynieść wodę, jeśli są pieniądze, to pójść na rynek po jedzenie. Czasami co roku trzeba odbudować dom... - wyjaśnia kapłan.
Ewangelia dotarła do Czadu stosunkowo niedawno, bo w 1920 r., dzięki protestantom. Wartości ewangeliczne, nauka Jezusa Chrystusa są niejednokrotnie wyzwaniem dla tradycji (np. obyczaje ślubne - wiano, pozycja kobiety w społeczeństwie) i zjawisk kulturowych (np. magia, poligamia, solidarność etniczna - czytaj: konflikty etniczne). Jednak młodzi garną się do Kościoła, stanowiąc jego istotną część. Na terenie parafii działają: skupiający dzieci ruch Kem Kogi, harcerze i harcerki, stowarzyszenie młodych chrześcijan i katolików grupa powołaniowa itp. - To oni prowadzą naszą skromną bibliotekę, zajmują się animacją Mszy św. i różnego rodzaju spotkań. Katecheci to również w znacznej części młodzi ludzie. Kilka razy do roku przygotowują występy, podczas których prezentują piosenki o tematyce religijnej lub scenki przypominające, jak w danej sytuacji powinien zachować się żyjący Ewangelią człowiek. Zwykle jest to ich własna twórczość - chwali kreatywność swoich parafian ks. Stanisław.
Jak podkreśla kapłan, dla tych, którzy pojadą do Polski na ŚDM, będzie to niewątpliwie podróż życia. Zobaczą zupełnie inny świat. Wielkim wydarzeniem jest dla nich wyprawa do sąsiedniej wioski, na Mszę św. czy rynek, nie mówiąc o zwiedzaniu własnego kraju. - Niewielu miało okazję obejrzenia auta od środka czy samochodowej przejażdżki, dlatego lot samolotem, który widzieli jedynie na zdjęciach, będzie dla nich wyzwaniem. Już widzę ich miny, kiedy zobaczą polskie mieszkania z oknami, łóżkami i łazienkami. To dla nich zupełna abstrakcja - twierdzi misjonarz. - Nie wiemy jeszcze, ile osób pojedzie do Polski. Pewne są trzy: Remadji i Apollinare, którzy są odpowiedzialni za Kem Kogi, oraz prowadzący naszych ministrantów - Rodrique. Cała trójka jest również zaangażowana w grupę powołaniową. Wszyscy uczęszczają jeszcze do szkoły i mają ok. 20 lat. Około, bo jak wspomniałem, czas nie jest dla nich czymś istotnym, a w związku z tym nie każdy musi koniecznie znać dokładną datę swojego urodzenia. Często mówi się, a nawet w zapisuje aktach: „urodzony około...”. Może przy okazji wyrabiania paszportu odkryjemy prawdziwą datę ich urodzin. Ale to też nie jest pewne - dodaje z uśmiechem ks. Stanisław. Proboszcz ma jednak nadzieję, że do swojego kraju zabierze jeszcze kogoś. Jednak najpierw musi przejść pomyślne „pertraktacje” z rodzinami młodych, obiecać, iż będzie czuwał nad ich bezpieczeństwem, a zapraszający pokryją wszelkie koszty podróży. Taka jest bowiem miejscowa tradycja. - Na razie próbuję wyjaśnić im, czym są ŚDM, co będziemy robić w Krakowie, opowiadam także o Polsce - mówi proboszcz parafii św. Rodziny w Busso.
- Korzystając z okazji, chciałbym za pośrednictwem „Echa” serdecznie podziękować wszystkim, którzy włączyli się w akcję „Poświęć kilometr”: organizatorom, wolontariuszom i ofiarodawcom przesyłem polskie „Bóg zapłać”, francuskie „merci” i arabskie „szukran katir”. Zapewniamy o naszej pamięci oraz stałej modlitwie. Żywię szczerą nadzieję, że dalszy ciąg podziękowań przekażemy już osobiście w Polsce, w Siedlcach, kiedy przyjedziemy w 2016 r. na ŚDM - puentuje ks. Tymoszuk.
JKD
Echo Katolickie 18/2015
opr. ab/ab