Co można powiedzieć o mieście, którego mieszkańcy sto lat temu rozmawiali ze sobą w języku ukraińskim, a teraz 90 proc. rozmawia po rosyjsku?
Katarzyna Matusz-Braniecka: Jak wygląda Księdza życie codzienne?
Ks. Mikołaj Bieliczew MIC: Życie w Charkowie jest piękne i tragiczne jednocześnie. To jest wielkie miasto, ma ponad 1.5 mln mieszkańców, jest twórcze i zróżnicowane. Jest bardzo dużo wyższych uczelni, jeśli się nie mylę około trzydziestu. Miasto to jest bardzo poranione przez Związek Radziecki. Co można powiedzieć o mieście, którego mieszkańcy sto lat temu rozmawiali ze sobą w języku ukraińskim, a teraz 90 proc. rozmawia po rosyjsku? Represje, które miały miejsce w latach 30. XX wieku, były jednymi z najgorszych, jakie miały miejsce w Związku Radzieckim. To nie jest przypadek, że właśnie tam – w Charkowie – znajduje się cmentarz oficerów polskich. Dodano ich do tłumu innych ludzi, którzy tam zostali rozstrzelani. Charków nie jest miastem bohaterem. W roku 1941 mieszkańcy miasta witali Niemców z kwiatami. To dobrze pokazuje istotę problemu. Bardzo dużo krwi przelanej, bardzo wiele zła, które się działo i się dzieje. Grzechów w Charkowie nie brakuje.
Co jest największym problemem?
Tocząca się w bliskim sąsiedztwie wojna. Ona zamyka drzwi do normalnego życia, m.in. do handlu. Jak nie ma handlu, to nie ma pieniędzy. Miasto się prawie nie rozwija. Życie rozwija się w bardzo ograniczony sposób, na tyle, na ile pozwalają trwające ówcześnie warunki. Na pewno gdyby ustała wojna, miasto od następnego poranka zaczęłoby rozkwitać.
Czym zajmuje się Ksiądz na co dzień?
Jestem wikariuszem w parafii, a oprócz tego Dyrektorem małego wydawnictwa. Dużo pracy wykonujemy przez Internet. Wtorek jest takim dniem, kiedy się widujemy. Spotykamy się rano i wspólnie pracujemy, np. nad tłumaczeniami, tekstami. Potem mamy wspólną Mszę św. i obiad, a także taki wolniejszy czas, w którym możemy porozmawiać o tym, czym żyjemy. Na co dzień siedzę przy komputerze i piszę, albo pracuję przy mikrofonie i piszę. Redaguję to, co nagrałem.
„Słowo wśród nas” drukuje rozważania nad Słowem Bożym na co dzień. Doszliśmy do przekonania, że to nie wystarcza, że trzeba wejść na przestrzeń współczesną. Dlatego od Wielkiego Postu mamy nową inicjatywę. W komunikatorach – w viberze i telegramie – wykładać medytację na co dzień w wersji tekstowej i audio (mp3). Wiele osób słucha tych medytacji w drodze lub przed pójściem spać. Najpierw trzeba te medytacje napisać tak, by można je było przeczytać na głos, nagrać, by się tego dobrze słuchało. Trzeba użyć innych zwrotów, niż w tekstach tylko do czytania. Potrzebne jest także wprowadzenie, muzyka. Pomysł zaczerpnęliśmy od jezuitów i ich „Modlitwy w drodze”. Można to znaleźć przez vibera (tekst i audio) lub w telegramie (tylko tekst). Do vibera trzeba być zaproszonym. Nagrania mają od 5 do 10 minut. Muzyka w znacznej części nagrywana jest w naszym kościele, zatem mamy prawa własności.
Opowiedzmy o Domu Miłosierdzia dla osób starszych i bezdomnych w Gródku. Jak to jest z osobami starszymi na Ukrainie?
Bardzo różnie. Są rodziny, w których osoby starsze otoczone są troską bliskich, ale są i takie, w których są porzucone. Są państwowe domy opieki społecznej, ale jest ich mniejszość. W większości takich domów osoby starsze są nikomu niepotrzebne. Pamiętam, jak pracowałem w Chmielnickim, byłem w jednym z takich domów, prowadzonym przez Caritas. To było na Boże Narodzenie, ponieważ byliśmy z prezentami. Pani, która nas oprowadzała, mówiła: tu proszę wejść, tu proszę wejść…, a ten pan nie rozmawia. My do niego podchodzimy, witamy się, a on… odpowiada. To wyraźnie pokazuje podejście do człowieka w wielu tamtejszych domach opieki.
Dom opieki, który jest w Gródku, jest dla osób najbardziej porzuconych. Tam głównie przebywają ludzie, którzy nie mają rodzin, którzy potrzebują pomocy. W moim przekonaniu ten dom, to jest dzieło miłosierdzia. Jest to miejsce, w którym nie tylko okazuje się ludziom pomoc, ale wyciąga rękę, by uchronić ich od śmierci w samotności i porzuceniu, w męczarniach i bólu. Jest to naprawdę dobry ośrodek, w którym pracuje parę sióstr zakonnych i kilka osób świeckich.
Kiedy pracowałem w Chmielnickim to byłem tam wiele razy. Czasem przyjeżdżałem tam z młodzieżą, żeby wiedzieli, jak można okazywać miłosierdzie innym. W tym domu codziennie jest sprawowana Msza św. Głośniki znajdują się w całym domu. Kto może to przychodzi na Eucharystię, kto nie może chodzić – słucha, a ksiądz potem roznosi Komunię św. dla tych, którzy mogą przyjąć Pana Jezusa. To naprawdę jest dzieło miłosierdzia. W tym domu jest ponad 50 osób. Jest pięć pięter. Takich domów na Ukrainie są tylko dwa, a wiele osób żyje w skrajnej biedzie.
W parafii jest ponad trzydzieści tysięcy studentów. Jak wygląda praca ze studentami?
Ponad trzydzieści tysięcy studentów mieszka na terenie parafii, ale na Mszę przyjdzie pięć osób. Ta praca nie jest łatwa. W większości nie wierzą w Boga, więc stanowi to dla nas wyzwanie na każdym kroku. Trzeba pojechać do Charkowa, by zobaczyć czym Charków żyje, ile tam jest grzechu, kradzieży, kłamstw, ile seksu. Niedaleko naszego kościoła jest kilka ośrodków wypoczynkowych usytuowanych na plaży. Tam życie toczy się zarówno w nocy jak i w dzień. Jest to obraz współczesnej rozpusty. Tam się tworzą korki taksówek z nocnymi gośćmi.
Naprawdę sytuacji tam panującej, nie da się opisać w słowach. Moja wiedza jest niewystarczająca, ale to, co widzę w Charkowie, dla większości ludzi byłoby przerażające. Nie będąc tam, trudno sobie wyobrazić jakie tam jest życie, jak wygląda wojna, jacy są żołnierze.
Kiedyś odwiedziłem jeden z oddziałów wojskowych. Mieli w nim sześć czołgów, a dokładnie to były BTR-y. Oni je uruchamiają z popychu. To jest złom, ale oni nimi wojują i to nawet dobrze. To trzeba zobaczyć, bo inaczej trudno w to uwierzyć. Charków cały jest taki.
Jeden Amerykanin zrobił świetny reportaż z Charkowa dostępny na youtube. Bardzo dobrze oddał klimat tego miejsca: tu masz super nowoczesny budynek – a tu widać Związek Radziecki, tu jest wszystko świetnie – a tu jest wszystko fatalnie, a mówimy o dwóch obszarach oddalonych od siebie o 150 metrów. Charków znajduje się w trójce miast najlepiej nadających się do życia na Ukrainie. Głównie z powodu komunikacji miejskiej, oświetlenia, zieleni i biznesu.
Co może Ksiądz powiedzieć o Sewastopolu na Krymie?
To miasto stało się bardzo wymagającym miejscem zwłaszcza, kiedy tam wróciła Rosja w sensie politycznym, a Związek Radziecki w ideologicznym. Na pięć plakatów z jednego patrzy na ciebie Żyrynowski, z drugiego Stalin, a z kolejnych dwóch Putin, a z piątego jeszcze inny polityk. W teatrach grają radzieckie sztuki o wojnie. Chodzą patrole, a ludzie o kwestiach trudnych rozmawiają ze sobą po cichu ze strachu.
Kiedy byłem tam parę lat temu, zastępowałem współbrata, jechałem z powrotem małym busem. Trzeba było dojechać do straży granicznej rosyjskiej, potem przejść pieszo 500 metrów, i przejść przez strefę ukraińskiej straży granicznej. Na granicę przyjechaliśmy o godzinie 22. Wszystkie stoliki były zajęte. Wszyscy szli bardzo zdyscyplinowani. Nikt nie rozmawiał. Tylko pytanie – odpowiedź, pytanie – odpowiedź. Przeszliśmy 500 metrów. Doszliśmy do straży ukraińskiej i nagle… ludzie zaczęli rozmawiać o wszystkim, żartować z tymi żołnierzami, którzy tam stali. Odległość 500 metrów między Związkiem Radzieckim a Ukrainą, a ludzie od razu zachowywali się inaczej. Nagle.
To jest wymagające. Żyć w świecie, w którym fizycznie odczuwa się ciśnienie, na każdym kroku odczuwa się inwigilację i strach, który jest w powietrzu.
opr. ac/ac