Młodzi-młodym 2004

O ewangelizacji podczas "Przystanku Woodstock"

Przystankowi Woodstock, który w tym roku odbył się w Kostrzynie nad Odrą, już po raz piąty towarzyszyła inicjatywa ewangelizacyjna Przystanek Jezus, zorganizowana przez duszpasterstwo młodzieży. Akcja nosiła w tym roku nazwę „Młodzi - Młodym 2004". Do udziału w niej zostali zaproszeni kapłani, klerycy, siostry zakonne i ludzie świeccy z całej Polski. Rzecznikiem prasowym Przystanku Jezus od samego początku jest ks. Andrzej Draguła. W czasie trwania tegorocznego festiwalu udzielił „Przewodnikowi Katolickiemu" krótkiego wywiadu.

Jaka jest młodzież, która przyjeżdża na Przystanek Woodstock?

- Bardzo różna. Jest tu przekrój polskiego społeczeństwa. Trzon stanowią młodzi ludzie - zwolennicy mniej lub bardziej ciężkiego rocka. Nie przyjeżdżają tu fani hip-hopu, muzyki klubowej czy techno, bo takiej muzyki tutaj nie ma. To klasyfikacja „muzyczna", ale z muzyką łączy się określony styl życia. W wielu przypadkach jest to bunt przeciw otaczającej rzeczywistości, albo przynajmniej głęboki dystans do głównego nurtu życia społecznego. Z przystankowego doświadczenia wiem, że wielu z nich ma bardzo skomplikowane biografie, jest zagubionych duchowo, poszukuje sensu życia. Wielu przyjeżdża po prostu dla wakacyjnej zabawy i towarzystwa, by posłuchać muzyki i bez dużych nakładów finansowych przeżyć coś ciekawego.

Jakie zadanie ma spełniać Przystanek Jezus?

- Idea Przystanku Jezus jest od lat taka sama. Jesteśmy tu po to, by świadczyć o Kościele kochającym człowieka, o tym, że Bóg pochyla się nad każdym człowiekiem, nawet nad tym, który nie czuje się przez Boga kochanym. Nie chodzi tylko o to, by mówić o miłości Boga, ale także tę miłość sobą pokazywać. W tym roku jest nas ponad 600. Są to kapłani, diakoni, siostry zakonne i oczywiście świeccy, którzy mają za sobą jakąś formację duchową w ruchach katolickich, stowarzyszeniach, wspólnotach. W czasie trwania Przystanku Woodstock na polu namiotowym, przy specjalnie ustawionym krzyżu, odmawiany jest Różaniec, Koronka do Miłosierdzia Bożego, Apel Jasnogórski, wspólna modlitwa. Stale dyżurują kapłani gotowi do jednania ludzi z Bogiem czy też po prostu, by pogadać o życiu, o problemach z wiarą.

Czego potrzeba do tej pracy?

- By podjąć się zadania głoszenia Dobrej Nowiny w takim miejscu, przede wszystkim trzeba być dojrzałym w wierze, umieć się otworzyć przed drugim, być kontaktowym i umieć opowiadać o swojej wierze. Pierwsze wrażenie, jakie można odnieść po spotkaniu z woodstockowym tłumem, to obawa, że ci młodzi ludzie mogą być nieprzychylnie, czy nawet wrogo nastawieni do sutanny, habitu, Kościoła i w ogóle rozmów o Bogu. Szybko można się przekonać, że to nieprawda, a jeśli nawet tak jest, to pod płaszczykiem buntu kryje się pragnienie rozmowy i kontaktu. Absolutnie trzeba też pokonać pokusy oceniania ludzi po wyglądzie czy sposobie mówienia. Zaczepki, dziwna fryzura i strój - to często świadoma prowokacja i chęć zwrócenia na siebie uwagi, albo zwykła zabawa, zgrywa na kilka dni. W takim tłumie żaden z ewangelizatorów nie pozostaje bezczynny. Są co rusz zaczepiani, pytani, nawet wciągani do zabawy. Zwykle zagadują ci, którzy nie mają odwagi przyjść z pytaniami do księdza w swojej parafii, bo czują się tam obco, boją się krytyki czy niezrozumienia. Na festiwalu jest inna atmosfera, nie ma tych barier.

W jaki sposób najskuteczniej głosić w tym miejscu Dobrą Nowinę?

- Oczywiście inaczej, niż czyni się to w kościele na ambonie. Ważny jest tu kontakt bezpośredni i indywidualne podejście do każdego rozmówcy. Trudno byłoby tu zebrać wokół siebie grupę słuchaczy, stanąć na podwyższeniu i przemawiać. Poprzez rozmowę, niekoniecznie od razu na tematy religijne, jest szansa na zniesienie wzajemnych uprzedzeń i nić porozumienia. Ludzie, których zagadujemy, lub którzy nas zaczepiają, często mówią wprost o swoim stosunku do Kościoła, że są wierzący lub niewierzący, proponują tematy, na które chcieliby porozmawiać. Musimy zawsze uważać, by nie oceniać rozmówcy i traktować go po partnersku. Często wysłuchujemy przedziwnych i zawiłych historii życiowych, dzielimy się własnymi. Opowiadamy, jak my spotkaliśmy Boga i jak wielkie rzeczy uczynił w naszym życiu. Dajemy o Nim świadectwo.

Partnerstwo oznacza nie tylko dawanie, ale i branie. Co ewangelizatorom dają takie spotkania?

- Ciągle na nowo uczymy się tego, jak skomplikowany jest człowiek, jak trudno niekiedy się porozumieć, jak z pokorą ponosić porażki i niezrozumienie. Można doświadczyć Boga, który czasami przemawia właśnie przez ludzkie losy, często bardzo trudne, nawet tragiczne. Uczą nas one pokory i traktowania z szacunkiem każdego człowieka. Nie przychodzimy bowiem do nikogo jak lepsi do gorszych. Rozmawiając z uczestnikami Przystanku Woodstock, mamy świadomość także własnych słabości. Musimy wobec nich stanąć w prawdzie. Tu się nie da udawać kogoś, kim się nie jest. Te spotkania pozwalają nam też uświadomić sobie, jak w każdym człowieku głębokie jest pragnienie Boga. To daje siłę i motywację, by co roku przyjeżdżać w to miejsce.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama