Ewangelizacja i misje w krajach niechrześcijańskich nie tylko nie spotykają się z postawą tolerancji, ale narażone są na ostre reakcje miejscowych kultur i religii
Co wpłynęło na siostry zainteresowanie różnymi religiami?
Początkowo interesowały mnie różne teorie, szczególnie podczas choroby, gdy leczona byłam na gruźlicę kręgosłupa w sanatorium dziecięcym w Zakopanem-Bystre. Leczenie polegało na leżeniu w gipsie kilka lat, dopóki nie pojawiły się antybiotyki, dzięki którym skutecznie zostałam wyleczona. Tam ukończyłam Szkołę Podstawową i Liceum Ogólnokształcące. Leczenie i nauczanie było wspaniale zorganizowane, ale pracownicy nie ujawniali swojej wiary i nie pozwalano na wspólną modlitwę, bo wychowanie było całkiem ateistyczne, a w dodatku antyreligijne, z częstą krytyką „wyzysku człowieka przez człowieka”. Ta krytyka bardzo zainspirowała moje poczucie sprawiedliwości. Natomiast nigdy nie rozumiałam ciągle podkreślanych haseł: „wolność, równość, braterstwo”. Zawsze sprawy światopoglądowe poruszane były na lekcjach wychowawczych. Pamiętam, jak w V klasie pytałam wychowawcy, na jakiej podstawie opracowano powyższe hasła. W codziennym życiu nie widziałam żadnej „równości”, a szczególnie tej „wolności”, gdy jeden drugiego się bał, a nawet zginął jeden z wychowawców — wyszedł z domu i nie wrócił - który podobno w koleżeńskim towarzystwie powiedział jakiś „antyradziecki” dowcip. A przede wszystkim w żaden sposób nie rozumiałam sensu głoszonego „braterstwa ludów”, bo biorąc pod uwagę teorie o ewolucji, pytałam, kto komu jest bratem? Tymczasem wychowawca nie dawał mi odpowiedzi, pod pozorem, że nie zdążył jeszcze omówić przygotowanego na tę lekcję tematu...
Kiedy więc siostra znalazła na te pytania odpowiedź?
Mając 16 lat, gdy już mogłam chodzić w „koszulce” gipsowej, przyjechałam na wakacje do domu, gdzie mieliśmy egzemplarz Nowego Testamentu. Bardzo gorliwie czytałam Ewangelie, jedną po drugiej, i ze zdziwieniem „odkryłam”, że powyższe hasła wprost z nich są wzięte. Jest Bóg Ojciec, więc słusznie Jego dzieci mogą mówić o swym „braterstwie”! Dalej, święty Paweł Apostoł pisze, że wśród uczniów Chrystusa nie ma Żyda, ani Greka, mężczyzny czy kobiety, niewolnika, czy wolnego — jest równość pod względem godności każdego z nich! I znów św. Paweł pisze, że do wolności wyswobodził nas Chrystus! Wszystko tu się dopiero wyjaśniło i moja ateistyczna wizja rzeczywistości runęła. Było to bardzo piękne „odkrycie” realiów świata duchowego i życia pozagrobowego. Przedtem ogromnie bałam się śmierci, zwłaszcza, że leżąca obok mnie koleżanka, którą zabrano na operację, nie wróciła, a rozeszła się szeptanka, że w czasie operacji umarła. Ogarnęła mnie wówczas ogromna groza, bo śmierć pojmowałam, jako straszną, ciemną przepaść, w którą człowiek wpada i tragicznie bezpowrotnie ginie... Dopiero po przeczytaniu Ewangelii optymistycznie spojrzałam na problem śmierci, jako na przejście do pełni wspanialszego życia! Również Ewangelie otworzyły mi oczy na wartość cierpienia, jeżeli się go przeżywa w łączności z Chrystusem, i żałowałam, że tyle lat cierpiałam bez łączności z Nim. Dlatego po powrocie do sanatorium, gdzie jeszcze musiałam poddać się operacji przeszczepu kości z nogi do kręgosłupa, absolutnie się nie bałam ani cierpienia, ani ewentualnej śmierci.
W domu otworzyło się zatem siostry spojrzenie na życie duchowe?
Tak. I to spojrzenie na życie duchowe, które w domu się rozpoczęło, po powrocie do sanatorium poszerzałam. Gdy już nie musiałam non stop leżeć i mogłam chodzić, poznałam bardzo religijną, wysoko wykształconą panią, która z powodu swego pochodzenia z rodu Zamojskich, nie miała prawa być zatrudnioną w charakterze nauczyciela lub wychowawcy, lecz pracowała w pralni. Od niej i od osób będących w kontakcie z nią, pożyczałam religijne książki. Między innymi pożyczono mi kiedyś książkę p.t.: „Adriana”, opisująca życie pierwszych chrześcijan, a na jej ostatniej stronie podane były adresy sióstr misjonarek.
To obudziło zainteresowanie siostry misjami?
Rzeczywiście żywo uświadomiłam sobie wtedy, że są na świecie ludzie, którzy, nie mają wiedzy o zbawieniu, ani nie znają do niego drogi. Z własnego doświadczenia wiedziałam jak ciężko żyć bez znajomości Jezusowej Ewangelii, więc postanowiłam po maturze wstąpić do zgromadzenia sióstr misjonarek. Niestety, gdy rozpoczęłam starania, wszędzie mi odmawiano przyjęcia z powodu przebytej gruźlicy, która wówczas uchodziła za chorobę nieuleczalną. Ale dowiedziałam się o dr Błeńskiej, która jako świecka lekarka pracowała na misjach w Ugandzie. Aby tak, jak ona pracować na misjach, ukończyłam Szkołę Pielęgniarstwa i nawiązałam kontakt z ks. Wiśniewskim, pallotynem pracującym w Indiach, który mnie zaprosił do pomocy wyjechałam do niego w 1967 roku, gdzie pracowałam trzynaście lat.
Jaką sytuację siostra zastała?
W rejonie objętym moją działalnością przestrzegany był radykalny system kastowy. Stąd wśród moich pacjentów było wiele ofiar dyskryminacji kastowej, która chociaż konstytucyjnie obalona, sankcjonowana jest przez prawo religijne oparte na wierze w reinkarnację dusz. Aby zrozumieć i móc zaradzić tym i innym problemom społecznym, podjęłam studia eksternistyczne z socjologii na Uniwersytecie Karnatak w Dharwad. Dzięki temu, poznałam nie tylko sytuację w Indiach, ale także programy mające na celu powolne zastępowanie chrześcijaństwa Orientem w teozoficznej wersji. Okazało się, że w ten program włączone było też MSW, które w latach siedemdziesiątych, za pośrednictwem urzędnika do Spraw Wyznań zatrudnionego w Polskim Konsulacie w Bombaju, przysyłało ochotników na półroczne przeszkolenia w indyjskich religiach, by po powrocie z Indii propagowali je w Polsce.
W naszym Konsulacie w Bombaju drukowane były w języku polskim dzieła literatury indyjskiej, interpretowane w świetle myśli teozoficznej i okrężną drogą wysyłane do Polski. Wspomniane szkolenia były bezpłatne, ale kandydaci sami musieli sobie pokrywać koszty podróży. Aby mieć na ten cel pieniądze, „wtajemniczeni” przyłączali się do grup prowadzących zbiórki na pomoc misjonarzom i wyjeżdżali... Wprowadzanie teozoficznych poglądów w środowiska chrześcijańskie, odbywały się zwykle na drodze międzywyznaniowych dialogów, gdzie sympatycy wschodnich religii atrakcyjnie je ukazywali, podczas gdy równolegle do ich działalności powstawały sekty o wschodniej tradycji, które wciągały w ich szeregi młodzież przyjmującą z zaufaniem głoszone przez nich poglądy. Poza tym, na uczelniach wynajmowano sale wykładowe, gdzie urządzano wykłady rzekomo „naukowe” atrakcyjnie ukazujące indyjską kulturę i religię. Taka nieobiektywna informacja o różnych religiach powodowała dezorientację szczególnie wśród młodzieży, tak że niektórzy rezygnowali z katolicyzmu wybierając np. kult Kriszny czy Buddy, jako doskonalszy.
Czy w Polsce też przekazywano jakieś poglądy drogą poufną tak, jak szkolenia na terenie Indii?
W Polsce jedynie poufne było werbowanie do sekt oraz selekcja kandydatów na indyjskie szkolenia, natomiast propaganda indyjskiej kultury była i jest oficjalna, tylko nieuczciwa, bo nieobiektywna: Orient ukazująca bardzo atrakcyjnie w porównaniu z chrześcijaństwem ukazywanym w negatywnym świetle. Taką nieobiektywną informację spotykałam w wielu publikacjach wydawanych w naszych duszpasterstwach, szczególnie w ulotkach rozpowszechnianych przez ruch Maitri, pod sfałszowanym wydawnictwem „Gregorianum Roma”. Również do dnia dzisiejszego nie mogę się pogodzić z tym, by katolickie ruchy: „Ruch Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata”, oraz „Adopcja Serca” miały w swej nazwie dodatkowe słowo: „Maitri”, gdyż pod takim tytułem występuje jeden ze starożytnych pogańskich dzieł należący do upaniszadów, a także pod tą nazwą od dawna występują buddyjskie instytucje i okultystyczne praktyki związane z duchowością buddyjską. Również głowa Hierarchii Okultystycznej występuje jako personifikacja maitri, stąd jego tytuł „Maitreya” (sprawdź w Internecie). Tymczasem sympatycy tego słowa nie biorą pod uwagę jego tradycyjnego zastosowania, lecz pokazują mi słownik, żeby pokazać, jaka to piękna nazwa miłości. Najgorsze jest to, że traktując moje uwagi jako „oszczerstwo”, wnieśli skargę na mnie nie tylko do moich przełożonych, ale także do niektórych biskupów i z taką informacją niejednokrotnie rozrzucali ulotki w miejscach, gdzie byłam zaproszona na wykład o duchowych zagrożeniach.
Dziękuję za rozmowę.
opr. mg/mg