Oczy dziecka są inne niż oczy dorosłych. W oczach dzieci dostrzegam Boga. Bóg mieszka w ich maleńkich brązowych ciałkach
Teraz rozumiem, że Bóg mieszka w oczach dzieci. Przygląda mi się z oddali. Obserwuje każdy mój ruch, nie spuszcza mnie z oczu. Nieustannie jestem w polu Jego widzenia, choć zazwyczaj nie zdaję sobie sprawy z Jego obecności...
Lubię grać z dziećmi w spojrzenia. Nasza gra zaczyna się zawsze tak samo. Dostrzegam małego szkraba. Stoi daleko. W bezpiecznej odległości od kogoś o innym kolorze skóry. Przygląda się z zaciekawieniem, obserwuje każdy mój ruch. Delikatnie i nieufnie mruży oczy. Udaje, że nie patrzy w moją stronę. Gdy zatrzymuję się na chwilę i odwracam głowę w jego stronę – z zawstydzeniem opuszcza oczy. Podchodzę bliżej. Przez błyszczące szyby jego źrenic przebija się delikatne i ciepłe światło. Mały szkrab jest ostrożny. Przymyka okna swojej duszy, by nieproszony chłód nie wdarł się do środka. Ostrożnie podchodzę jeszcze bliżej. Odległość trzech kroków jest idealna, by zacząć grę w spojrzenia. Naśladuję wzrok dziecka. Mrużę oczy, a gdy nasze spojrzenia spotykają się w połowie drogi – otwieram szeroko. Mrużę i otwieram na zmianę. Wzrokiem zakreślam szerokie koło. Najpierw powoli w prawo, potem szybko w lewo. Dzieci szybko łapią zasady mojej gry. Zamiana ról. Teraz oczy dziecka próbują naśladować moje spojrzenie. Po krótkiej chwili zabawy wybuchamy śmiechem. Oczy dziecka wciąż są niewielkie, ale szeroko otwarte. Spojrzenie ufne, zadające pytania, poszukujące odpowiedzi. To wszystko. Zabawa skończona. Ale czy była to tylko zabawa?
Przez zabawę próbuję zrozumieć, co kryje się w oczach dziecka. Po roku w Afryce wciąż niewiele rozumiem w języku Bemba, ale nie poddaję się. Podejmuję próby porozumienia. Po oczach dziecka próbuję odgadnąć czy jest radosne, smutne, a może chore. Codziennie zaglądam w dziesiątki maleńkich brązowych oczu. Próbuję patrzeć głębiej i głębiej. W ich spojrzeniach dostrzegam coś wyjątkowego. Coś, co nie pozwala mi przejść obojętnie. Coś, co zatrzymuje mnie i prowokuje do pytań. Od dziesięciu miesięcy próbuję odkryć, czym jest to tajemnicze „coś”. Chyba powoli zaczynam rozumieć. Oczy dziecka są inne niż oczy dorosłych. W oczach dzieci dostrzegam Boga. Bóg mieszka w ich maleńkich brązowych ciałkach. Swoją obecność zdradza wychylając się przez okna ich dusz - oczy.
Oczy dzieci, które spotykam w naszej świetlicy dla dzieci, są jak okna górskiej chatki. Gdy na zewnątrz jest mrok, a temperatura spada poniżej zera, przez szyby chatki przebija się ciepłe światło. Z oddali widać tylko niewyraźne błyski. Jednak ciepło bijące z okien przyciąga mnie bliżej i bliżej. Zaglądam w okna chatki i widzę ogień rozpalony w kominku. Na zewnątrz może być burza śniegowa, a w środku będzie jasno i ciepło, bezpiecznie. W takim domu chcę po prostu posiedzieć i ogrzać moje zmarznięte ręce.
Na misji ogrzewam swoją duszę w spojrzeniach dzieci. Przez ich oczy próbuję dostać się do środka maleńkich chatek przepełnionych Bogiem. Moja gra jest wędrówką do Bożych schronisk. Kiedy jestem już w środku, siadam przy kominku i ogrzewam serce w Jego ogniu.
Teraz rozumiem, że Bóg mieszka w oczach dzieci. Przygląda mi się z oddali. Obserwuje każdy mój ruch, nie spuszcza mnie z oczu. Nieustannie jestem w polu Jego widzenia, choć zazwyczaj nie zdaję sobie sprawy z Jego obecności. Aby dostrzec Jego obecność, muszę skierować wzrok w Jego stronę. Zatrzymać się i spojrzeć w Jego oczy. Wtedy podchodzi i delikatnie puka do okien mojej duszy. Najpierw cichutko, niepewnie. Wytrwałe i ciche pukanie jeszcze przyciąga moją uwagę. Uchylam delikatnie okna mojej duszy, otwieram oczy. Ciepłe spojrzenie Boga zalewa moje serce.
Dziękuję Ci Boże, że oczy dzieci nie są tak poważne jak oczy dorosłych. Dziękuję za oczy, które potrafią się śmiać i smucić, wzruszać i złościć. Nie udają silnych, nie przejmują się, że im „nie wypada”. Są sobą. Jeśli czegoś nie widzą – pytają, poszukują odpowiedzi. Jeszcze się uczą. Bywają nieznośne, ale potrafią się zawstydzić, a czasem nawet przeprosić. Zawstydzonym oczom, z radością serca, wszystko się przebacza.
Dziękuję, że mogę ogrzewać moją zmarzniętą duszę w spojrzeniu Boga wychylającego się przez oczy - okna ich dusz.
Karolina Gajdzińska - Wolontariuszka Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco, Chingola, Zambia
opr. ac/ac