O górskich szlakach Jana Pawła II
Stefan Jakubowski przejął się tym hasłem. Jest strażnikiem papieskiego szlaku. Foto: Henryk Przondziono
To były jego pierwsze góry. Wdrapywał się na nie jako berbeć. Nic dziwnego, że jako pierwsze doczekały się szczytu nazwanego jego imieniem. Wdrapujemy się na zielony Leskowiec.
Po jakich polskich górach chodził Karol Wojtyła? To złe pytanie. Lepiej zapytać, po jakich nie chodził. Znał na wylot Beskidy, Tatry, pachnące malinami Gorce, w których zaszywał się na wiele dni. Pierwszymi górami Lolka był jednak Beskid Mały z masywnym zielonym Leskowcem. Ta góra zaglądała mu niemal do okien. Kusiła zapachem jodeł i zapierającym dech w piersiach widokiem na Babią Górę, Gorce i Tatry.
Mały Karol w Małym Beskidzie
Wdrapywał się na nią jako maluch. Maszerował z mamą Emilią, ojcem Karolem i bratem Edmundem. Zamiłowanie do wędrówek miał we krwi — wspominają jego koledzy z gimnazjum. — Tę cechę odziedziczył po pradziadku Franciszku Wojtyle i dziadku Macieju. Mieszkali we wsi Czaniec, między Andrychowem a Bielskiem. Sporo wędrowali po górach.
Leskowiec był na wyciagnięcie ręki. Zaledwie cztery godzinki drogi z Wadowic. Czy wdrapujący się z ojcem na Jaworzynę Lolek przypuszczał, że góra będzie kiedyś nazwana jego imieniem?
Neo z filmowego Matrixa podążał za białym króliczkiem. My idziemy z Rzyk za białymi serduszkami. To niecodzienny pomysł oznakowania szlaku. Trudno się zgubić. Jasne serca odbijają się mocno od ciemnej wilgotnej kory drzew. Po dwudziestu minutach stromego błotnistego podejścia wychodzimy na jesienne, spalone słońcem łąki. Widok zapiera dech w piersiach. Oczywiście pod warunkiem, że akurat nie leje, a góra nie tonie we mgle. A to częste zjawisko, bo gęsta mgła zalega tu średnio przez sto dni w roku. Co widać? Panoramę od Śląska po Kraków. Podgórskie miasteczka, rzeki, nitki dróg. Idziemy dalej. Jeszcze kilka minut wędrówki wśród złotych, malowanych jesienią drzew i wychodzimy wprost na schronisko pod Leskowcem.
Takie buty...
Znad chaty słychać głośną modlitwę. — Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna — recytuje wolno kilkadziesiąt gardeł. To grupa osób niepełnosprawnych umysłowo. Przyszły tu na swój beskidzki rajd. Kilkoro z nich podaje mi rękę, wita się, przybija „piątki”. Z otwartymi ustami słuchają opowieści o wędrującym po Beskidach Wojtyle. Oglądają z zaciekawieniem zgromadzone w kaplicy nad schroniskiem pamiątki po Papieżu: jego różaniec, parę butów, fotel, na którym siedział na Kaplicówce w Skoczowie. Patrzę na ich niewinne, dziecięce twarze. Nie dziwię się, że to oni właśnie byli najbliżsi sercu Papieża. Nie przepuścił żadnej okazji, by ich przytulić, pomodlić się z nimi, porozmawiać. Mali w Beskidzie Małym. Wychodzą z kaplicy powoli, by nie zjechać na tyłku po błotnistej ścieżce. Schodzą do schroniska na obiad. Nos drażni zapach pieczonej kiełbaski. Mniam!
Jesteśmy na wysokości 890 metrów. Wychodzimy z kaplicy. Obok nas na góry tęsknie patrzy z pomnika Jan Paweł II. Spogląda na Pogórze Wielickie, szczyty Beskidu Średniego i Wyspowego, Lubogoszcz, Luboń Wielki, na zielone Gorce z Turbaczem, pasmo Babiej Góry i postrzępione tatrzańskie gronie. Stoimy na granicy diecezji bielsko-żywieckiej i krakowskiej. Pomnik, kaplica, droga krzyżowa, właściwie wszystko na tym miejscu jest pomysłem Stefana Jakubowskiego. Jego ojciec służył w jednym pułku piechoty w Wadowicach z ojcem Karola Wojtyły. Pan Stefan, zasłużony beskidzki przewodnik, na Leskowiec trafił też jako maluch. Maszerował cztery godziny z położonego w dolinie rodzinnego Andrychowa.
— To mój drugi dom — pokazuje malutką chatkę przy kaplicy. O związkach Papieża z tym miejscem może opowiadać godzinami. Przychodzi tu od 18 lat. Trzy razy w tygodniu. Zna każdy kamień, potok i drzewo tej góry. Jest żywą legendą Beskidów. To z jego inicjatywy wybudowano tu kaplicę, pomnik, drogę krzyżową. O Papieżu nie mówi inaczej jak tylko „nasz umiłowany Ojciec Święty”. Gdy o nim opowiada, szklą mu się oczy. Wspomina chwile, gdy 16 czerwca 1999 r. Papież z helikoptera pobłogosławił zebraną na stokach góry grupę zapaleńców; opowiada o wycieczce do Watykanu, gdy Jan Paweł II opowiadał o swych włóczęgach po Beskidzie Małym. Wspominał ulubioną trasę: niebieski szlak na Leskowiec, wytyczony przez jego profesora Czesława Panczakiewicza. Pamiętał każdy detal tej drogi. Ostatni raz był tu w maju 1970 r. W dniu swoich urodzin odprawił Mszę św. w Kalwarii Zebrzydowskiej, a następnego dnia ruszył na Leskowiec.
Pierwszy taki groń
Proszę zobaczyć moje radyjko — uśmiecha się. — To strzęp. Tyle razy mi już spadło. Trzy lata temu na początku kwietnia byłem tu sam. Modliłem się, słuchałem radia. Gdy usłyszałem o tym, że Jan Paweł II nie żyje, to... — pan Stefan nie może mówić dalej. Wzruszenie kompletnie odebrało mu głos. Co roku w rocznicę śmierci Papieża organizuje wielkie górskie watry. Do akcji włączyły się chętnie pobliskie oddziały PTTK. Ogniska płoną na beskidzkich szczytach i Podhalu. To imponujący widok. Niemal jak kadr z „Władcy pierścieni”, gdy Rohan zwoływał ludzi do walki z Sauronem. Ciemną chłodną noc rozjaśniają górskie ogniska. Przy ostatniej watrze na Leskowcu zgromadził się prawdziwy tłum. Zresztą to miejsce na co dzień tętni życiem. W każdą niedzielę o 12 w kaplicy odprawiana jest Msza święta. Przybywają na nią tłumnie turyści ze Śląska i Małopolski.
W 1981 r. Stefan Jakubowski zorganizował pierwszy rajd „Szlakami Jana Pawła II”. Dziewięć lat później jego metę ustanowiono na Groniu Jana Pawła II, bo taką nazwę otrzymał szczyt dawnej Jaworzyny. To pierwsza na świecie góra, którą nazwano imieniem polskiego Papieża. Od 1999 podobną nazwę nosi jeszcze szczyt w Parku Przyrody Adamello. Ma 3307 metrów. Później imieniem Papieża nazwano szczyty na Antarktydzie i w grupie Gran Sasso w Apeninach.
Chodź na Turbacz!
Jan Paweł II i góry. Temat-rzeka, a właściwe górski potok. Papieskie ślady znajdziemy dziś na szlakach Beskidów, Tatr czy Gorców. — Tutaj od gór naszych bliżej jest do nieba, tu się razem pomodlimy, jako trzeba — przekonywali Jana Pawła II podhalańscy górale. — Chodź na Turbacz! — przekomarzały się z nim tłumy zgromadzone u Królowej Podhala w Ludźmierzu. Papież zrobił im wówczas niezły turystyczny test.
— On nie wyobrażał sobie życia bez gór. Do tej pory żaden papież nie „uciekał” z Watykanu na górskie wypady. Jan Paweł II był w tym rewolucyjny — śmieje się Enrico Marinelli, włoski policjant, który wyruszał z nim na górskie eskapady. — Towarzyszący mu policjanci dostawali zadyszki. Papież dawał nam niezły wycisk. Szedł wolno, miarowo, ale niestety rzadko odpoczywał. Gdy na chwilę zatrzymywał się, by odsapnąć, ledwo łapaliśmy oddech, wznosiliśmy oczy ku niebu i modliliśmy się, by ta chwila trwała jak najdłużej... Muszę panu coś powiedzieć — zamyśla się Marinelli. — Wdrapując się na włoskie Dolomity, Papież wspominał polskie góry. Pamiętam gdy kiedyś stanął na grani w Valle D'Aosta i wzruszony powiedział: „Tu jest tak pięknie jak w Tatrach”.
Które włoskie pasmo przypominało mu Leskowiec?
opr. mg/mg