Miłości trzeba się uczyć

Gdyby Bóg nie był MIŁOŚCIĄ, świat w ogóle nie wyszedłby z otchłani nicości...

Miłości trzeba się uczyć

Ks. Aleksander Zienkiewicz

Miłości trzeba się uczyć


stron: 208
format: 130x210 mm
ISBN 978-83-7485-190-9


Ta niezwykle mądra książka jest „zaczytywana” od lat, a jej kolejne wydania przynoszą wiele pożytku wszystkim, którzy marzą o prawdziwej, trwałej miłości i szczęśliwym małżeństwie. Nie daje ona łatwych, gotowych recept na udane narzeczeństwo, małżeństwo i rodzinę ale inspiruje do uczenia się odpowiedzialnej miłości, bo tylko taka miłość może dać szczęście i spełnić marzenia. O znaczeniu miłości w życiu człowieka nie trzeba nikogo przekonywać. Jest ona nieodzownym warunkiem nie tylko życia wiecznego, ale również warunkiem pokoju, szczęścia i radości człowieka. Książka ta pomoże niejednej dziewczynie i niejednemu chłopcu budować swoje szczęście, a niejednokrotnie pomoże wyjść z labiryntu problemów.


FRAGMENT:

WSTĘP

Podejmujemy w tej książce problemy ogólne zawarte w haśle: miłość - małżeństwo - rodzina. Jak one są doniosłe, a zarazem pełne ukrytych często treści i tajemnic, tego nie trzeba dowodzić. Przede wszystkim miłość. Rozbrzmiewa nią cała Ewangelia. Jezus uczy słowem i czynem, że jest ona najwyższą wartością moralną. I wymaga jej w trybie najwyższego przykazania. I wszystkie inne przykazania sprowadza do wymogu miłości: „Na tych dwóch przykazaniach - miłości Boga i miłości człowieka - opiera się całe Prawo i Prorocy” (Mt 22, 40). Miłość jest nieodzownym warunkiem życia wiecznego, czyli zbawienia, ale jest też i nieodzownym warunkiem pokoju i szczęścia na ziemi. Bezcennymi wartościami są i wiara, i nadzieja, ale „największa jest miłość” - woła św. Paweł.

Przez wieki całe nad głębinami tej wartości pochylali się filozofowie, teologowie, pisarze i poeci, a wciąż ten temat jest nie wyczerpany i zawsze aktualny, i zawsze interesujący. Współczesny psychoanalityk i filozof amerykański Erich Fromm, do którego będziemy się nieraz odwoływać, napisał: „Bez miłości ludzkość nie mogłaby istnieć ani jednego dnia” (O sztuce miłości, s. 31). Podobnie widział ożywiającą potęgę miłości francuski pisarz, F. Mauriac, gdy pisał: „Jeżeli zabraknie w tobie miłości, wielu ludzi obok ciebie umrze z zimna”. Z niepokojem obserwując pomnażającą się wśród współczesnej młodzieży liczbę zagubionych wykolejeńców, narkomanów, socjologowie i wychowawcy widzą to zjawisko jako tragiczny „produkt” deficytu miłości w rodzinach i w środowiskach życia.

Dodajmy tu niewymiernie ważne zdanie: Gdyby Bóg nie był MIŁOŚCIĄ, świat w ogóle nie wyszedłby z otchłani nicości...

Już w świetle tych krótkich przypomnień miłość jawi się jako moc, która stwarza, rodzi i ożywia, zbawia i uszczęśliwia.

Ale gdy słyszymy i czytamy pochwały miłości, mogą się w nas rodzić niepokojące pytania i zastrzeżenia. Przecież miłość niejednokrotnie staje się przyczyną, a przynajmniej źródłem cierpień i dramatów, czasami - strasznych dramatów. Spostrzegający te zjawiska chcą powiedzieć, że miłość - przynajmniej tu na ziemi nie spełnia swoich obietnic, nie zawsze przynosi pokój i szczęście. Otóż wtedy należy zapytać, o jakim szczęściu tutaj mowa, a głównie należy się zastanowić: jaka miłość zawodzi? Czy przypadkiem to, co nazywamy miłością, nic jest tylko pozorem miłości, czy wręcz przeciwieństwem miłości prawdziwej? Trzeba więc cały ten obszar pojęć, poglądów i życia nieco rozjaśnić; by rozpoznać, co stanowi autentyczną miłość.

Słowo „miłość” jest wyrazem niejednoznacznym. Fundamentalna, autentyczna miłość jest jedna, ale istnieją jej niejako różne „rodzaje”, a ściślej - różne postacie, jak miłość do Boga, miłość ogólnoludzka, miłość rodzinna, miłość erotyczna (między mężczyzną i kobietą), miłość przyrodzona, ale i nadprzyrodzona. Język łaciński czy grecki miał więcej słów na nazywanie tych „miłości” (dilectio, amor, caritas, eros, agape), język polski pod tym względem jest uboższy. I stąd, jeżeli nie stosujemy bliższych określeń specyfikujących, co się bardzo często zdarza, możemy się znaleźć w gąszczu szkodliwych wieloznaczności i nieporozumień. Co gorsza, czasem nadaje się imię miłości takim postawom i czynom, które w ogóle nie są żadnym wyrazem miłości: nazywa się tym imieniem falsyfikaty miłości. Wprawdzie w tej dziedzinie ścisłych definicji nie ma, ale można pewne treści i procesy opisać, a pojęcia uściślić. Zaniechanie takiego uporządkowania i pozostawienie mgławicy i chaosu pojęciowego może szkodzić rozwojowi osobowości, a na osi: mężczyzna - kobieta - małżeństwo może prowadzić do dramatycznych błędów. W tej dziedzinie pojęcia i poglądy mają ogromny wpływ na postępowanie człowieka, na jego stosunek do ludzi i do Boga.

Na przykład - pogląd na uczucie. Znaczna część pisarzy, wychowawców, publicystów, nie mówiąc o piosenkarzach, a zwłaszcza o młodzieży - sprowadza miłość do uczucia, a tymczasem taki pogląd należy zakwestionować i skorygować. Miłość bowiem nie musi być uczuciem. Autentyczna, fundamentalna miłość jest przede wszystkim „postawą moralną”, ukształtowaną przez rozum i wolę. Uczucia są zjawiskami towarzyszącymi miłości, ale mogą być w życiu takie sytuacje, w których ciepłe uczucia wygasają, a miłość pozostaje, ale o tym szerzej pomówimy w następnych rozważaniach.

Jak już nadmieniliśmy, miłość przybiera różne formy, postacie i wymiary. Najbardziej fascynujący dla młodych jest eros - miłość między mężczyzną i kobietą. Jest to postać miłości, która łączy się z popędem seksualnym. Eros niesie z sobą wiele radości, ale jeżeli nie jest opanowany i podbudowany miłością fundamentalną, może sprowadzić ogrom cierpień i dramatów. I właśnie taka miłość podważa wiarygodność jej obietnic. Eros prowadzi ludzi do małżeństwa. A małżeństwo tworzy rodzinę... I nie ma bardziej uszczęśliwiających więzi nad dobrze zespolone rodziny. Ale w wypadku źle uformowanego małżeństwa ten uszczęśliwiający związek i ognisko miłości może się przekształcić w ponurą jaskinię chłodu i trującej nienawiści – może stać się „kłębowiskiem żmij” (tytuł książki F. Mauriaca). I cóż wtedy po komforcie w mieszkaniach, po strojach, willach i doktoratach, jeżeli w życiu rodziny zabraknie tlenu miłości, jeżeli dzieci będą go szukały poza domem, aż niejednokrotnie zatrują się na bezdrożach jego wulgarną namiastką? Znamy dobrze takie żałosne zjawiska!

Ktoś powie, że w takich sytuacjach pozostaje rozwód. Rozważymy jeszcze kwestię rozwodów szerzej. Ale już tutaj zauważmy, że nie są one prostym rozwiązaniem nawet na krótkiej fali ziemskiego życia. Jezus Chrystus odrzucił rozwody jako z istoty sprzeczne z zamysłem Boga wobec człowieka. Kto więc je uznaje, staje w kolizji z wolą i miłością samego Boga.

Gdy uświadamiamy sobie małżeńskie i rodzinne dramaty, narzucają się niepokojące pytania: Czy nie można im było zaradzić? Czy nie można im zaradzić na przyszłość? Odpowiadamy: Na pewno w jakiejś mierze - t a k . I właśnie w imię miłości będziemy się starali przez wszechstronne rozważania tych problemów - w świetle psychologii, etyki, medycyny, a głównie w świetle Pisma św. i nauki Kościoła - niejeden pogląd sprostować czy mit rozproszyć, niejedną prawdę ukazać czy przypomnieć. Przyświeca mi nadzieja, że w ten sposób może kogoś uda się z nieszczęścia uratować, kogoś obronić, komuś pomóc. Jeślibym tylko jedną dziewczynę chronił przed tragedią, a jednemu chłopcu pomógł osiągnąć dojrzałą miłość i założyć szczęśliwą rodzinę, mój trud się opłaci. A przecież z Bogiem tę nadzieję można poszerzyć...

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama