Świat się zmienia, mamy coraz więcej związków mieszanych
Z jednej strony pary mieszane muszą to jakoś uwspólnić, a z drugiej – różnorodność jest dla dziecka niezwykle ciekawa i ważna. Widzi wtedy, że nie wszyscy są tacy sami i tak samo się zachowują. Uczy się w ten sposób tolerancji.
Kiedy ktoś jeździ po świecie, spotyka różne osoby – różnie wyglądające, ubierające się, zachowujące. Europejskie stolice są bardzo kolorowe, u nas też powoli tak się dzieje. My, Polacy, jesteśmy w dość trudnej sytuacji – wyznajemy podobne wartości narodowe, religijne, które często niestety powodują, że nie tolerujemy myślących inaczej. Dla nas ciągle „inny” oznacza „niebezpieczny”, dlatego bardzo ważną rzeczą jest, żeby od najmłodszych lat pokazywać dzieciom różne kultury i religie.
Kiedyś byłem w jednym z muzułmańskich krajów i w tym samym czasie i miejscu była też polska wycieczka. Na szczęście nikt nie zauważył, że ja też jestem Polakiem. Mówię „na szczęście”, bo komentarze, jakie moi rodacy wyrażali na temat mieszkańców, były niewybredne. Zirytowała mnie zwłaszcza jedna kobieta, która co chwilę komentowała swojemu około dziesięcioletniemu synowi: „Patrz, jakie dziwadło idzie! Jak można się tak ubierać?”. Wstyd. Dla nas inne to wciąż „śmieszne i dziwaczne”, dlatego warto pokazywać dzieciom pozytywne strony różnorodności.
Dzieci mają naturalną tolerancję w stosunku do innych – dopiero potem zaczynają być „okrutne”. Ktoś o innym kolorze skóry czy niepełnosprawny nie wydaje się dla dziecka dziwny. To dorośli kształtują wrażliwość dzieci. Jeśli w stosunku do inności są pogardliwi bądź agresywni, takie też będą ich dzieci. Dlatego warto czasem wyjechać gdzieś dalej, pokazywać im inność. Potem będzie im łatwiej w życiu, zwłaszcza że Polska się zmienia: coraz więcej jest ludzi, którzy mówią różnymi językami, mają inny kolor skóry, wyznają inne religie.
Ryszard Kapuściński pisał, że w relacji ze spotykanymi ludźmi dwie sprawy są bardzo ważne. Po pierwsze – uśmiech, czyli pozytywne nastawienie do ludzi. Po drugie – jedzenie wszystkiego, co ci dadzą do zjedzenia. To drugie bywa czasami trudne i wymaga dużego samozaparcia.
Z drugiej strony jest oczywiście pewna granica. Nie mogę jej przekroczyć, bo zacznę tracić coś z mojej tożsamości. Mogę uczestniczyć w różnych zwyczajach, ale pod warunkiem, że pozostają one w zgodzie z moim systemem wartości czy przekonań. Jeśli nie, mam prawo odmówić. Myślę, że jeśli mam jasność co do swojej tożsamości, nie będę się bał poznawać tych innych, jeśli natomiast nie mam pewności co do samego siebie, inni będą wzbudzali mój lęk.
Wracając do teściów – uwzględniając ich zwyczaje, wyrażam szacunek, ale jeśli podadzą mi na obiad coś dla mnie niejadalnego, mam oczywiście prawo odmówić zjedzenia!
Faktycznie, dzieci czują się bezpieczne w tym, co znają, czego doświadczają w domu. Jeśli na obiad najczęściej jest zupa, ziemniaki, mięso, to kiedy nagle dostaną na talerz ośmiornicę czy jeszcze coś innego, co wygląda, jakby się przed chwilą jeszcze ruszało, mogą czuć się niepewnie. Ale im bezpieczniej dziecko będzie się czuło w domu i w bliskich relacjach, tym bardziej będzie otwarte na otoczenie. To zresztą dotyczy zarówno dzieci, jak i dorosłych. Jeśli mam silne poczucie własnej tożsamości osobowej, religijnej, jestem pewny siebie i własnej wartości, mogę bez lęku otwierać się na inność. Kiedy ta tożsamość jest jakoś zachwiana i ciągle muszę sobie ją potwierdzać, nie będę dyskutować, poznawać, bo wszystko będzie dla mnie zagrożeniem. Kiedy dziecko ma poczucie bezpieczeństwa, wszystko je ciekawi: nowe zabawki, nowe zwyczaje, stroje, zwierzęta. Kiedy poczucia bezpieczeństwa zabraknie, może uciekać i bać się świata. Nie zmienia to jednak faktu, że generalnie wszystko, co inne i nowe, jest wzbogacające.
Jest to fragment książki:
Grzegorz Iniewicz, Beata Legutko, Jak (prze)żyć z teściami,
ISBN: 9788375959567, Wydawnictwo M, 2015
Przepełniona humorem, a jednocześnie bogatą psychologiczną wiedzą rozmowa o tym, w jaki sposób budować relację z teściami.
opr. aś/aś