Jak się obejść bez pigułki. Tajemnica spełnionej seksualności (fragmenty)
Bénédicte Lucereau Jak się obejść bez pigułki.
Tajemnica spełnionej seksualności
ISBN: 978-83-7516-439-8
Wydawnictwo Święty Wojciech 2012 |
Catherine: Ponieważ wychodząc za mąż nie chciałam od razu zachodzić w ciążę, zdecydowałam się na branie pigułki. Z tego, co słyszałam, była to jedyna opcja. Lekarz, do którego się zwróciłam, zaproponował mi właśnie pigułkę, ponieważ nie stwierdził przeciwwskazań do jej stosowania.
Marc: Zawsze uważałem, że antykoncepcja to sprawa mojej żony. Wydawało mi się, że mnie to w żaden sposób nie dotyczy. Mijały miesiące. Zapragnęliśmy mieć dziecko.
Catherine: Wtedy odstawiłam pigułki. Ale musiałam czekać półtora roku, zanim wreszcie zaszłam w ciążę... Czas dłużył się niemiłosiernie, a ja pragnęłam dziecka coraz bardziej...
Marc: Wreszcie urodziła się nam córeczka. Jej przyjście na świat, tak bardzo oczekiwane, zbliżyło nas do siebie na tyle mocno, że tym razem wspólnie postanowiliśmy wybrać nową metodę kontroli urodzin — nie chcieliśmy już uciekać się do pigułki. Catherine wolała jakąś mniej uciążliwą metodę. I bez chemii.
Catherine: Lekarz zaproponował nam spiralę. Byliśmy na tyle nieświadomi, że niemal zdecydowaliśmy się na tę metodę. Ale dwa dni przed założeniem spirali moja przyjaciółka wyjaśniła mi, że w rzeczywistości spirala powoduje mikroaborcję. Wycofaliśmy się więc. Chodziło nam o antykoncepcję, a nie o utratę dzieci!
Marc: Przyjaciele powiedzieli nam wówczas o naturalnej metodzie regulacji poczęć. Zebraliśmy więc informacje i pełni dobrej woli chcieliśmy zastosować tę metodę w praktyce.
Catherine: Osobiście patrzyłam na tę metodę dość niechętnie. Codziennie rano mierzyć temperaturę, obserwować śluz szyjki macicy, zapisywać wszystko w dzienniczku — to mi się wydawało nierealne... Jako że chcieliśmy mieć drugie dziecko, nie byliśmy zbyt skrupulatni. I rzeczywiście, sześć miesięcy później ponownie zaszłam w ciążę. Urodził się chłopiec. Jednak po jego narodzinach musieliśmy zachować wzmożoną czujność. Uważałam, że większa odpowiedzialność spoczywa na mnie. Postanowiłam więc „nauczyć się” tej metody i potraktować ją bardziej poważnie. Wcześniej nie byłam zbyt skrupulatna. I oto nagle poczułam się tak, jak bym niosła ogromny ciężar; jak bym w ogóle nie była panią sytuacji.
Marc: Ja natomiast uświadomiłem sobie, że winien jestem Catherine pomoc i wsparcie. Że chodzi o „naszą” płodność, że jest to „nasza” sprawa. Stopniowo uświadomiłem sobie, czym jest cykl kobiecy: ten wspaniały proces, który zachodzi w ciele kobiety, szykując je na przyjęcie nowego życia. Zacząłem też bardziej świadomie godzić się na niezbędne okresy wstrzemięźliwości. W końcu odkryliśmy i doświadczyliśmy całego ludzkiego, psychologicznego i duchowego bogactwa miłości małżeńskiej, której podłoże stanowi autentyczny dialog, przejrzystość i szacunek wobec drugiej osoby; szacunek wobec wszystkiego, czym jest i do czego została powołana. Te okresy wstrzemięźliwości stały się dla nas źródłem radości, czułości, wzajemnej troski; źródłem nowych cielesnych rozkoszy.
Catherine: Jeśli chodzi o mnie, z chwilą, w której rzeczywiście postanowiłam mierzyć temperaturę, obserwować śluz, robić notatki — wszystko stało się dużo prostsze. Zaobserwowałam cały zespół symptomów, których wcześniej nie dostrzegałam. Po upływie kilku miesięcy byłam w stanie określić, w której fazie cyklu jestem. Zaangażowanie Marca, jego pomoc, wsparcie, troska — dodawały mi sił i pomagały wytrwać. Sama także uświadomiłam sobie, że ja też muszę go uszanować: w okresach, w których możliwe było zbliżenie, starałam się być bardziej wypoczęta, bardziej dyspozycyjna, aby być dla niego całkowitym przyjęciem i oddaniem.
Marc: W ten sposób upłynęły trzy lata. Aż do narodzin naszego trzeciego dziecka, które przyszło na świat w wybranym przez nas momencie. Świadomość, że nasze zjednoczenie w okresie płodnym da początek nowemu życiu, była dla nas źródłem ogromnej radości. Wybór, jakiego dokonaliśmy, uczynił nas bardziej wolnymi!
Catherine i Marc, jak wiele innych małżeństw, które przyjmuję w swoim gabinecie, mówią o tym, jak po omacku szukali drogi ku szczęśliwej, spełnionej seksualności. Każde małżeństwo musi napisać swoją własną historię, stworzyć swoją seksualność. A ta, wbrew obiegowym opiniom, nie jest czymś, co przychodzi natychmiast i bez trudu. Nie jest „dana” raz na zawsze. Jest historią, którą trzeba odkryć, którą trzeba wspólnie zbudować w atmosferze dialogu i czułości. Oczywiście, pewnego dnia przed małżeństwem pojawia się kwestia posiadania dziecka, a wraz z nią kwestia związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy aktem seksualnym i poczęciem. Wiemy, że antykoncepcja usiłuje rozerwać ten związek, pozbawić akt płciowy jego naturalnej konsekwencji, którą jest poczęcie nowego życia. Jak wspomnieliśmy we wstępie, wiele małżeństw, zniechęconych braniem pigułki i innymi metodami antykoncepcyjnymi, wypróbowanymi jedna po drugiej, zwraca się dziś ku seksualności bardziej naturalnej. Seksualności, która szanuje cielesną i biologiczną komplementarność kobiety i mężczyzny. Nazywamy to metodą naturalnego planowania rodziny.
opr. ab/ab