O nowych wyzwaniach stojących przed mediami katolickimi
Wszystkie badania wskazują, że jesteśmy narodem bardziej przywiązanym do tradycji i religii niż kraje zachodnie. Ale kiedy obcuje się z mediami w Polsce, to zupełnie tego nie widać. Większość tytułów prasowych, rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych prezentuje inną wrażliwość i system wartości niż dominujące religijnie w naszym kraju chrześcijaństwo.
Przyglądając się różnym wskaźnikom, można stwierdzić, że istnieje ogromny potencjał społeczny, do którego mogłyby się odwoływać media katolickie. Na czuwania Odnowy w Duchu Świętym przybywa do Częstochowy co roku 200 tys. osób, w pielgrzymkach na Jasną Górę uczestniczy rocznie ok. 170 tys., bywały lata, że na Lednicę przybywało nawet 400 tys. osób. Socjologowie piszą o pojawieniu się pokolenia JPII lub generacji 4xR (Religia, Rodzina, Rozsądek, Rynek). Czy jednak światopogląd, a nawet zaangażowanie, przekłada się na czytelnictwo?
Okazuje się, że niemal połowa dorosłych w naszym kraju w ogóle nie czyta książek. Statystyczny Polak kupuje rocznie jedną książkę (łącznie z podręcznikami szkolnymi), podczas gdy statystyczny Francuz -sześć (ale nie licząc podręczników). Przeciętny pierwszy nakład książki w 38-milionowej Polsce wynosi 1000 egzemplarzy, podczas gdy w 10-milionowych Czechach lub 3-milionowej Litwie - 3000 egzemplarzy. Te dane świadczą zastraszająco o stanie naszego czytelnictwa.
Ta sytuacja daje się wytłumaczyć przyczynami historycznymi. Podczas II wojny światowej zarówno Sowieci, jak i naziści prowadzili politykę eksterminacji polskich elit intelektualnych, a więc tych, którzy sami nie tylko czytają, ale także kultywują etos czytelnictwa. Innym dziedzictwem, które ciąży do dziś nad nami, jest spuścizna komunizmu, ograniczającego i represjonującego działalność prasy katolickiej.
Gazetą, która w okresie PRL-u stała się symbolem niezależności wobec systemu komunistycznego, był „Tygodnik Powszechny". Władze limitowały jego nakład, choć popyt przewyższał podaż. Wydawało się, że po upadku realnego socjalizmu poczytność tygodnika, nieograniczana już odgórnie, wzrośnie kilkakrotnie. Tymczasem okazało się, że sprzedaż gazety spadła kilkukrotnie. Jedną z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy było to, że „TP" przestał być wyrazicielem opinii katolickiej, a zaczął być identyfikowany z jedną opcją polityczną.
Dopiero po upadku komunizmu Kościół mógł w sposób nieskrępowany zacząć rozwijać media prezentujące jego punkt widzenia. Miał przy tym do odrobienia zaległości sięgające kilkudziesięciu lat. Nic więc dziwnego, że wiele inicjatyw w tej sferze kończyło się niepowodzeniem, by wspomnieć tylko upadek dziennika katolickiego „Słowo".
Po niemal dwóch dekadach widać, że ustabilizowały swoją pozycję na rynku trzy tygodniki katolickie: „Gość Niedzielny", „Niedziela" i „Przewodnik Katolicki". Skuteczną rywalizację ze świeckimi tygodnikami opinii podjął zwłaszcza pierwszy z tych tytułów. Jedyną gazetą codzienną na polskim rynku, która związana jest z Kościołem, pozostaje dziś „Nasz Dziennik". Podobnie jak Radio Maryja i Telewizja Trwam należy on do medialnego imperium o. Tadeusza Rydzyka. Toruński redemptorysta był po 1989 r. jedyną osobą w polskim Kościele, która miała świadomość tego, jaką rolę w dzisiejszym świecie odgrywają środki masowego przekazu. Miał też wizję rozwoju tych mediów oraz determinację, by ją wcielać w życie. Problemem polskiego katolicyzmu jest to, że zbyt mało ludzi, zwłaszcza wśród hierarchii, ma taką świadomość medialną. Ojciec Rydzyk udowadnia natomiast, że myśli strategicznie i w perspektywie długofalowej. Przykładem tego jest założenie przez niego Wyższej Szkoły Komunikacji Społecznej w Toruniu, kształcącej przyszłe kadry mass mediów.
O ile bowiem w czasach komunistycznych katolicy posiadali swoje czasopisma, mogli więc liczyć na pewną liczbę profesjonalnych dziennikarzy prasowych, o tyle do radia i telewizji Kościół nie miał dostępu, co oznaczało, że brak było katolickich dziennikarzy radiowych i telewizyjnych, którzy mogli nawiązać rywalizację z mediami świeckimi. Nic więc dziwnego, że przewaga mediów świeckich nad katolickimi w obszarze radia i telewizji jest jeszcze bardziej miażdżąca niż w sferze słowa drukowanego. Pojawienie się w USA katolickiej telewizji EWTN matki Angeliki, oglądanej przez ponad 50 mihonów widzów, było możliwe dzięki dziesięcioleciom rozwoju amerykańskiej kultury telewizyjnej otwartej na przekaz chrześcijański. Polska przez komunizm była tego rodzaju kultury medialnej pozbawiona.
W świecie mediów elektronicznych następuje koncentracja kapitału i na rynku są w stanie utrzymać się tylko najwięksi gracze. Przekonały się o tym liczne stacje katolickie, które zmuszone były odsprzedać swoje udziały wielkim koncernom. Ten los spotkał wiele diecezjalnych rozgłośni radiowych czy Telewizję Puls, w którą zainwestował Rupert Murdoch. Duże koncerny telewizyjne nie unikają dziś angażowania się w chrześcijańskie kanały tematyczne. Wiedzą bowiem, że rewolucja cyfrowa, która nadchodzi, czyli przejście stacji telewizyjnych z nadawania analogowego na cyfrowy, spowoduje, iż na rynku wzrośnie konkurencja. Obserwacja długofalowych tendencji pokazuje natomiast, że maleje udział w rynku tzw. stacji ogólnych (takich jak TVP1, Polsat czy TVN), zaś rośnie udział kanałów tematycznych (np. sportowych, historycznych, przyrodniczych itp.). Wśród tych ostatnich znajdują się także kanały chrześcijańskie.
Z marketingowego punk- i tu widzenia chrześcijanie stanowią pewną rynkową niszę, którą także warto zagospodarować. Takim rozumowaniem wydaje się kierować koncern ITT, główny właściciel stacji TVN, który stworzył tematyczny kanał chrześcijański Religia TV Tym śladem podążyć może także Murdoch, twórca spółki z franciszkańską Telewizją Puls. W tego typu stacjach może być nawet obecny przekaz ewangelizacyjny, ale nie dlatego, że ich właściciele są gorącymi katolikami, pożeranymi misyjnym zapałem, ale dlatego, że są biznesmenami liczącymi pieniądze i wiedzącymi, że jeśli chcą zdobyć chrześcijańską widownię, to muszą być dla niej wiarygodni.
Jest też druga możliwość rozwoju dla telewizyjnych kanałów religijnych - taka, jaką poszły brazylijskie stacje Cancao Nova czy TV Seculo XXI albo wspomniana już EWTN w USA. Zostały one założone przez żarliwych katolików, którzy odkryli swoje powołanie do ewangelizacji poprzez media. Zaczynali bez wielkiego zaplecza finansowego i rozwijali się organicznie, startując praktycznie od zera. Mocą i szczerością przekazu zdołali jednak przekonać do siebie wielu świadomych chrześcijan, którzy zaczęli wspierać ich finansowo. Scenariusz taki nie wydaje się niemożliwy do zrealizowania, gdyż cyfryzacja przemysłu telewizyjnego znacznie zmniejszyła koszty funkcjonowania w tej dziedzinie. Czy jednak - oprócz ojca Rydzyka - znajdzie się w polskim Kościele ktoś gotowy do podołania takiemu wyzwaniu?
opr. mg/mg