O, szczęśliwy młody Kościele!

Relacja z XV Światowych Dni Młodzieży w Rzymie

O, Roma felix! - mówił 15 sierpnia Jan Paweł II Włochom i całej młodzieży zebranej na Placu św. Jana na Lateranie w Rzymie, podczas ceremonii otwarcia XV Światowych Dni Młodzieży. Nim jednak to szczęście opanowało Rzym, było już obecne w wielu diecezjach rzymskich, które od 10 sierpnia gościły młodych pielgrzymów z całego świata.

Od pierwszych dni sierpnia z całej Polski w kierunku południowej granicy zmierzały sznury autokarów z charakterystycznym logo rzymskiego jubileuszu młodzieży na przedniej szybie. Dla większości z nich pierwszym przystankiem w drodze do Wiecznego Miasta był Wiedeń i Msza Święta w polskim sanktuarium na Kahlenbergu. W tej podróży towarzyszę grupie młodzieży z parafii Raszyna i Warszawy. Część z nich działa w ruchu oazowym, kilku chłopaków to lektorzy i ministranci. W znacznej części jednak to ludzie, którzy jeszcze nie odnaleźli swojego miejsca w żadnej z młodzieżowych wspólnot katolickich. Czy udział w pielgrzymce zachęci ich do tego? Przed nimi blisko dwa tygodnie przeżyć.

L'Aquila don Dantego

W diecezjach młodzi spotykali się z miejscowymi społecznościami, razem z nimi uczestniczyli w Eucharystii pod przewodnictwem biskupów, nawiedzali sanktuaria, poznawali kulturę i obyczaje. Celem grupy raszyńskiej jest miasto św. Bernarda ze Sieny - L'Aquila w górzystej Abruzji, dzielącej Włochy na połowę - gdzie Święty żył i gdzie zakończył swoją ziemską wędrówkę. Diecezja L'Aquila liczy około 100 tys. mieszkańców, z czego aż 60 tys. mieszka w mieście siedziby arcybiskupa Giuseppe Molinari. Tuż przy wjeździe do mrocznego, 10-kilometrowego tunelu niedaleko L'Aquili, kierowcy naszego neoplanu rzucają: - Chyba wjeżdżamy do piekła... Ktoś czyta z przewodnika o posępnym obliczu tutejszych gór. Co więcej na miejscu ma czekać na nas don Dante (- Ten od Boskiej Komedii? - czarny humor nas nie opuszcza). Jednak po czterech dniach pobytu w L'Aquili zdanie o Abruzji, L'Aquili i jej mieszkańcach mieliśmy już inne: - Chyba dotykaliśmy raju... Przy budynku miejscowego seminarium duchownego - jak się okazało, naszego miejsca zamieszkania tutaj - z kartkami w rękach, ale jednak po polsku (!!!) wita nas wiecznie uśmiechnięty don Dante, grono sióstr zakonnych, z przebojową siostrą Klaudią na czele i pokaźna grupa mieszkańców. Razem z raszyńską grupą, cztery dni spędzą tu młodzi z Warszawy, Gdańska, Grodziska Mazowieckiego, Lublina i Kalisza oraz Boliwijki, Rosjanie, Kanadyjczycy i Amerykanie. Powoli wchodzimy w klimat kultury i... przyrody. Mieszkamy w wysokich górach, upał nas nie opuszcza. Początkowo niektórych, zwłaszcza księży opiekunów - irytuje brak dobrej organizacji (przyjechało znacznie więcej młodzieży niż Włosi się spodziewali) i punktualności. Szybko jednak godzimy się z niedogodnościami i śmiało bierzemy 30-minutową poprawkę na każdą godzinę wyznaczoną przez przesympatycznych gospodarzy. - To ćwiczenie dla naszej wiary i pokory - mówi ks. Tadeusz Liminowicz z Lublina. - A przy okazji doświadczenie zderzenia mentalności i kultur. Od początku, ze wszystkich polskich pielgrzymów obecnych tutaj, najwięcej pracy ma tłumacz naszej grupy, Jarek Gacki. Po czterech dniach tłumaczenia komunikatów i przemówień gospodarzy, a także rozmów osobistych z Włochami prosił, by koniecznie napisać, żeby w przyszłości każda grupa zadbała o swojego tłumacza, szczególnie we Włoszech, gdzie nauka języków innych niż włoski nie jest zbyt popularna.

99 wodotrysków

Pierwszy pełny dzień w L'Aquili, 11 sierpnia, rozpoczynamy od spotkania z arcybiskupem Giuseppe Molinarim. Zachęca nas, byśmy - pomimo trudności organizacyjnych wierzyli, że dzięki Duchowi Świętemu, to spotkanie przyniesie właściwe owoce. Dodatkowo umacnia nas przykładem życia św. Klary, której wspomnienie obchodzimy akurat tego dnia. Życzy, by młodzi potrafili, tak jak ona, wyrzec się dóbr doczesnych, czasem życia małżeńskiego, by służyć Bogu. Na koniec żartuje: Tylko małżeństwa nie wyrzeknijcie się wszyscy, bo wtedy nie będzie młodzieży w Kościele! Po powitaniu nasza grupa razem z Boliwijkami i s. Klaudią poznaje L'Aquilę. Wędrujemy do chluby miasta - fontanny z 99 wodotryskami. To nie przypadek, bo wokół tej liczby od wieków kręci się życie w L'Aquili - 99 wiosek dało początek miastu, powstało tu 99 kościołów, a nocą zegary biją 99 razy. Tego dnia nie zabrakło także nawiedzenia grobu św. Bernarda i wizyty w ogromnym zamku, w którym zebrano m.in. wspaniałą kolekcję wczesnej sztuki chrześcijańskiej. Większe zainteresowanie wzbudził tu chyba jednak zrekonstruowany szkielet mamuta...

Polska ma "Arkę Noego"

Wieczór upłynął na prezentacji grup narodowych, podczas którego szczery zachwyt wzbudziły Boliwijki, które przywiozły stroje ludowe i wykonały kilka tańców regionalnych. Polacy także zaprezentowali się godnie. Wszystkie polskie grupy, razem zachęcały do wspólnej zabawy przy - jak się okazuje naszym najlepszym tutaj towarze eksportowym - piosenkach "Arki Noego". Prawdziwe wzruszenie spowodowało jednak przypomnienie przez nas ŚDM w Częstochowie w 1991 r. i hymnu Abba, Ojcze. Gospodarze zaś uczyli piosenki o wznoszącej się w górę drodze odnowy człowieka, piosenki, która towarzyszyła nam przez cały pobyt w L'Aquli. Późnym wieczorem, co zresztą stało się tradycją, międzynarodowym tańcom i śpiewom nie było końca. Z polskiej strony prym wiodła grupa KSM z Lublina.

Ślady w górach

Pierwszego dnia odnajdywaliśmy Chrystusa w diecezjanach akwilańskich. Następnego, oni pokazali nam, gdzie sami Go często szukają - w blisko 3000-metrowych górach masywu Gran Sasso, a na 2914-metrowe Campo Imperatore wspięli się razem z nami. Podczas wędrówki towarzyszyły nam słowa psalmu "Pan jest Pasterzem moim, niczego mi nie braknie...". Don Dante zachęcał, byśmy pamiętali o nich mijając w górach pasterzy - najczęściej uchodźców z krajów byłej Jugosławii - którzy z dala od swojej Ojczyzny, pracą pasterza, troszczą się o dobro swoich rodzin. Na Campo Imperatore, nasz przewodnik Paolo zaprowadził nas do niewielkiej kaplicy, wskazując zawieszoną tam fotografię. - No tak, był tu już jeden Polak przed nami... Jan Paweł II, który poświęcił kaplicę. W niedzielę, 13 sierpnia pozostawiliśmy na jeden dzień L'Aquilę, by udać się do Asyżu. To miasteczko pokazywało już namiastkę Rzymu - tłumy wielonarodowej młodzieży, którymi kierują równie międzynarodowi wolontariusze w niebieskich koszulkach, śpiew, tańce i... ogromne kolejki do Bazyliki, kościoła św. Klary i wszystkich kranów z wodą pitną (termometr pokazywał 40 stopni!).

"Ogarnął mnie wielki spokój"

Nazajutrz trudno było pożegnać gościnną L'Aquilę. - To wspaniałe - mówi Aneta Biedrzycka z Lublina. - Cieszę się, że wspólnie - mimo wielu różnic, modliliśmy się, śpiewaliśmy. Jestem pełna podziwu dla gospodarzy, którzy byli z nami całe dnie, gotowali dla nas posiłki, opiekowali się nami. Będę pamiętać na pewno włoski styl życia - nikomu nigdzie się nie spieszy, ciągle na coś się czeka. Aneta zauważyła, że wśród polskich uczestników, którzy przeżywali spotkania w innych diecezjach, m.in. na Capri, w Vicenzy, w Udine, są zarówno tacy, którzy mocno przeżywają spotkanie duchowo, jak i tacy, dla których jest to tylko wycieczka turystyczna. - Tu ogarnął mnie wielki spokój, oderwałam się od codziennych problemów - kontynuuje Aneta. - Widząc tę jedność, wierzę, że będzie mi łatwiej po powrocie do codziennych problemów. Od każdego starałam się uczyć czegoś dobrego. Od jednego z moich kolegów rozmodlenia, od naszych gospodarzy otwartości, serdeczności. - Doświadczyłyśmy, jak rodzi się przyjaźń - opowiadają Anna Drozd i Dominika Kiszewska z Pruszcza Gdańskiego. - Tutaj nikt nie zwracał uwagi na wygląd, na ułomności, łączył nas Duch. Nie znamy dobrze naszych języków, ale tak Włosi, jak i Polacy wzajemnie starali się nauczyć różnych słów i zwrotów. - To była prawdziwa jedność - mówi Monika Muzacz-Kowal z Lublina - mimo granic geograficznych, politycznych, językowych, jesteśmy jedną rodziną, łączy nas Jezus Chrystus. Monika dodaje jeszcze: - Szkoda, że tak niewielu młodych z L'Aquili włączyło się w przygotowanie tutaj tego spotkania. To nieprawda. Sprawę szybko wyjaśnia don Dante, poprawiając na głowie czapeczkę z napisem: Warszawa - Jest tu tylko garstka młodzieży, bo aż 500 osób już pracuje jako wolontariusze w Rzymie!

"Wierzyłem w swoich braci"

Magda Dużyc z Raszyna mówi: - Po kilku dniach pobytu w diecezji, dobrze rozpoznawaliśmy wszystkie twarze. Z każdym można było zamienić kilka zdań. To dla mnie szkoła, że chcąc poznać prawdziwie chrześcijan, Chrystusa w innych ludziach, nie można ograniczać się tylko do Rzymu, ale trzeba pojechać tam, gdzie żadne biuro podróży nas nie zabierze. Tak było w L'Aquili. Ania Anton i Łukasz Dziura z Katowic byli w diecezji Udine, mieszkali u włoskiej rodziny. - Choć widać było, że byli to ludzie bardzo zamożni, mieli w sobie ogromnie dużo chęci do dzielenia się z nami i dobrami materialnymi, i swoją gościnnością. Jacek z Bydgoszczy był na Capri: - Do późnych godzin nocnych świętowaliśmy I Komunię Świętą ich syna. Pokazali nam swoje ulubione zakątki wyspy. Byli bardzo dyskretni i gdybyśmy nie chcieli z nimi chodzić, na pewno by się nam nie narzucali. Także dla Włochów było to ważne duchowe umocnienie. - Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam wam poświęcić trochę swojego czasu - mówi wzruszona siostra Gabriela. - Wierzyłem w swoich braci w kapłaństwie, w młodych, którzy tu przyjechali i nie zawiodłem się - mówi don Dante. - Nie mam żadnych zarzutów pod ich adresem, nie było żadnych problemów, byli szczerzy i otwarci.

Jedziemy do Rzymu

- Choć trudno opuścić L'Aquilę, ale przepełnia mnie szczęście, że jedziemy do Rzymu - mówi Magda w drodze do Rzymu. - Nie mogę doczekać się spotkania z Ojcem Świętym. Chcę się dobrze przygotować na przyjęcie słów, które wypowie. Czuję, że będą to dni najbogatszych przeżyć. Na pożegnanie z L'Aquilą Ksiądz Arcybiskup osobiście obdarował każdego włoską książeczką "Powrót do Ojca", z wybranymi tekstami Nowego Testamentu. To znakomity pretekst do nauki włoskiego... Tak pozytywnie naładowani, w Uroczystość Wniebowzięcia NMP dojechaliśmy do Rzymu i 12 sąsiednich diecezji. Tu świętowanie rozpoczęła Eucharystia, podczas której gospodarze parafii dokonali obrzędu obmycia stóp gościom, a młodzież wniosła uroczyście kopię ikony MB Zbawienia Ludu Rzymskiego, która - jak nam mówiono - jest dla nich tym, czym dla nas Pani Jasnogórska. Wraz z raszyńską grupą uczestniczyłam w Eucharystii w Ostii, na zachód od Rzymu, tuż nad morzem. Kawałek drogi na Plac św. Piotra, więc już wczesnym popołudniem wyjeżdżamy do Rzymu.

"Niech żyje Papież"

Tonący w upalnym słońcu Plac, z kolumnadą Berniniego przyozdobioną flagami 160 państw, wygląda jak jakaś instytucja ONZ. Szybko wypełnia się entuzjastyczną młodzieżą. Na zaimprowizowanej scenie tańczą i śpiewają młodzi z różnych stron świata. Czekają. Najcięższą próbę zgromadzeni na Placu św. Piotra przeżywają podczas przyjazdu Ojca Świętego na Plac przed Bazyliką św. Jana na Lateranie, gdzie zgromadzili się głównie młodzi Włosi. Kiedy na telebimie obserwuję radosną ewangelizację Włochów (tak przecież tę radość określił sam Papież), Plac św. Piotra jest uśpiony, a może zniecierpliwiony? Może to wina kilkugodzinnego festiwalu w upale? Kiedy jednak telebim pokazuje, że odkryty papamobil jest już blisko, Plac wybucha okrzykami. Polskie "Niech żyje Papież!" (z blisko 60 tys. gardeł) konkuruje z hiszpańskim "Viva el Papa!" i angielskim "John Paul II we love you!". W wielu oczach łzy wzruszenia, w innych żalu, że ktoś zapomniał odsłonić obiektyw w aparacie, a Papież był na wyciągnięcie ręki. Już nikomu nie przeszkadza morderczy upał i tłok. Polacy ustawiają swoje radia na częstotliwości 93,3 - słuchają przemówień w polskim tłumaczeniu. Rozpoczyna się dialog dwudziestolatków i Ojca Świętego - rówieśników, wszak oni rodzili się, kiedy on został Papieżem! Na gromkie "John Paul II, we love you", pada papieska odpowiedź: "John Paul II love you too!". Tym samym rozpoczyna się drugi etap jubileuszowej pielgrzymki młodzieży całego świata.

Drodzy chłopcy i dziewczęta! Nie pozwólcie, aby czas, który daje wam Pan, minął tak, jakby wszystko było przypadkiem. Święty Jan powiedział nam, że wszystko stało się w Chrystusie. Wierzcie zatem mocno w Niego. On kieruje historią jednostek, jak i całej ludzkości. Niewątpliwie Chrystus respektuje naszą wolność, ale we wszystkich radosnych czy bolesnych wydarzeniach życia nie przestaje zwracać się do nas, byśmy wierzyli w Niego, w Jego Słowo, w rzeczywistość Kościoła, w życie wieczne! Nie sądźcie zatem nigdy, że jesteście w Jego oczach ludźmi nieznanymi, jakby liczbami z anonimowego tłumu. Każdy z was jest cenny dla Chrystusa, jest Mu znany osobiście, jest przez Niego umiłowany, nawet gdy nie zdaje sobie z tego sprawy. Drodzy przyjaciele, skierowani z całym zapałem swojej młodości ku trzeciemu tysiącleciu! Przeżywajcie intensywnie szansę, jaką wam daje Światowy Dzień Młodzieży w tym Kościele rzymskim, który dzisiaj - bardziej niż kiedykolwiek - jest waszym Kościołem. Pozwólcie, by Duch Święty was kształtował. Doświadczajcie modlitwy, pozwalając Duchowi mówić do waszych serc. Modlić się, znaczy dać trochę swojego czasu Chrystusowi, zawierzyć Mu, pozostawać w milczącym słuchaniu Jego Słowa, pozwalać mu odbić się echem w sercu. W tych dniach, które są jakby tygodniem wielkich rekolekcji, znajdźcie chwile na milczenie, modlitwę, skupienie. Proście Ducha Świętego, aby oświecił wasze umysły, proście Go o dar wiary żywej, która będzie zawsze nadawać sens waszemu życiu, opierając je na Chrystusie - Słowie, które stało się ciałem.

Fragment przemówienia Jana Pawła II do młodzieży świata na Placu św. Piotra w Rzymie, 15 sierpnia 2000 roku

PS Serdecznie dziękuję ks. Stefanowi Wylężkowi i wszystkim pracownikom Fundacji Jana Pawła II za pomoc okazaną podczas mojego dziennikarskiego pobytu w Rzymie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama