Człowiek - to ledwie kopiejka

Po akcji sił specjalnych w teatrze na Dubrowce, w której zginęło niemal 200 osób

Rosyjskie siły specjalne wkroczyły do akcji, zginęło około 200 osób. Przebieg wydarzeń w Moskwie jest mniej więcej znany, chociaż więcej w relacjach znaków zapytania niż informacji całkowicie pewnych. Bez wątpienia cała historia pokazała, jaki jest stan społeczeństwa i demokracji w Rosji.

Przed tygodniem, rozpatrując różne scenariusze wydarzeń w Moskwie, pisałem, że najbardziej prawdopodobny jest szybki atak na teatr na Dubrowce i masakra wśród zakładników. Okazało się, niestety, że miałem rację.

Z przykrością wypada stwierdzić, iż nasze nadzieje, artykułowane przez polityków i intelektualistów, że Rosja zbliża się do zachodniego modelu demokratycznego, okazały się być zdecydowanie przedwczesne. Wydarzenia, jakie mogliśmy obserwować po ataku antyterrorystów, zerwały europejską maskę, spod której wyjrzała twarz rosyjsko-sowieckiego despotyzmu w starym stylu.

Cele władzy

Decyzja o ataku grupy „Alfa” była decyzją polityczną. Nie wierzę, by podejmowano ją bez akceptacji najwyższych władz państwa. A skoro tak, to wypada zapytać o to, jakie były cele tej akcji. W świecie zachodnim celem numer jeden jest zwykle ratowanie życia zakładników. Czy tak było w Rosji? Wątpię. Nie ulega wątpliwości, że od pierwszych chwil po zajęciu teatru we władzach rosyjskich przeważało przekonanie (a chyba została też podjęta decyzja), iż należy sprawę rozwiązać przy użyciu siły. Nie podjęto w istocie żadnych rozmów z terrorystami, od pierwszych godzin przygotowując się do ataku. Tymczasem ogromna masa przetrzymywanych zakładników (blisko 1000 osób) wskazywała na potrzebę negocjacji i doprowadzenia do wypuszczenia przynajmniej części przetrzymywanych. Z powodów ściśle technicznych Czeczeni nie mogliby trzymać bez końca masy ludzi bez jedzenia, picia, możliwości załatwiania potrzeb fizjologicznych etc. Zapewne kilka dni negocjacji doprowadziłoby do wypuszczenia większości przetrzymywanych, a tym samym do zmniejszenia ryzyka strat. Tyle, że w opinii specjalistów rosyjskich mogło to doprowadzić do zachwiania się wizerunku Władimira Putina jako zdecydowanego, twardego polityka, a na dodatek stawiało Rosjan w niewygodnej sytuacji wobec wielkiej konferencji czeczeńskiej odbywającej się w Kopenhadze. Wobec tego już po kilku godzinach Specnaz rozpoczął przygotowania do zajęcia teatru. Wtedy też zapewne zapadła decyzja o użyciu gazu do uśpienia terrorystów, bo był to jedyny realny sposób, by zapobiec zdetonowaniu ładunków wybuchowych.

Przyjmując nawet hipotezę woli ocalenia wszystkich zakładników, należy zastanowić się, dlaczego po podjęciu takiej decyzji nie przygotowano natychmiast odpowiedniej ilości miejsc w szpitalach i antidotum neutralizującego skutki użytego gazu. Z informacji przekazanych, po kilku dniach milczenia, przez rosyjskie Ministerstwo Zdrowia wynika, że użyto gazu o nazwie fentanyl, setki razy silniejszego od heroiny czy morfiny. Potwierdziły się więc wcześniejsze przypuszczenia zachodnich ekspertów. Specjaliści doskonale wiedzą, iż użycie tego gazu jest groźne, gdyż bardzo niewiele dzieli dawkę oszałamiającą od śmiertelnej. Należało więc doskonale przygotować zaplecze medyczne akcji. Okazało się, że nikt o tym nie pomyślał. „Człowiek — to kopiejeczka”, rosyjskie powiedzenie sprzed dwóch wieków wydaje się być ciągle aktualne.

Wejście

Propaganda kremlowska natychmiast po ataku Specnazu na teatr przekonywała, że akcja została wymuszona przez fakt, iż Czeczeni zaczęli rozstrzeliwać zakładników. Zapowiadali to przecież wcześniej. Już po kilku godzinach okazało się, że żadnego rozstrzeliwania nie było, a sama akcja rozpoczęła się dużo wcześniej niż rzekome zapowiedzi zabijania ludzi. Grupa Alfa przebywała w podziemiach teatru od piątku wieczór. Atak planowano na 6.00 rano, ale musiano go przyspieszyć o kilkadziesiąt minut, gdyż terroryści, jak się zdaje, zorientowali się, iż są obiektem uderzenia. O samej akcji wiemy niewiele. Poza jedną — przerażającą — informacją. Żołnierze wkroczywszy do budynku pełnego nieprzytomnych, zagazowanych ludzi, zabijali terrorystów i terrorystki pojedynczymi strzałami w głowę. W oko lub w skroń. Tłumaczyli potem, że nie mogli ryzykować zdetonowania ładunków. Ale, jeżeli do nieprzytomnej kobiety podchodzi wyszkolony specnazowiec i spokojnie przykłada jej broń do głowy, to równie dobrze może ją obezwładnić, skuć kajdankami i aresztować. Na terrorystach dokonano zwyczajnej egzekucji, bez wyroku sądowego i bez uzasadnienia. Równocześnie zagazowani zakładnicy leżeli pokotem bez opieki i interwencji służb medycznych przez ponad pół godziny. Ilu w tym czasie umarło? Nie wiemy. Ale: życie ludzkie to wszak — kopiejeczka.

Po akcji

Podobnie jak w wypadku samej decyzji o uderzeniu, egzekucję można argumentować, jak to czynią specjaliści od działań antyterrorystycznych na całym świecie, że była sposobem zabezpieczenia przed tym, by którykolwiek terrorysta nie obudził się i nie zdetonował ładunku wybuchowego. Nic natomiast nie usprawiedliwia tego, co działo się po akcji.

Najpierw zagazowani zakładnicy czekali na pojawienie się lekarzy i karetek. Sporą część nieprzytomnych upakowano do autobusów, które odwiozły ich do szpitali, tam poukładani na podłodze czekali na dalszą pomoc. Jednocześnie lekarze nie bardzo wiedzieli, jak ratować, ponieważ władze odmówiły jakichkolwiek informacji o użytym gazie. Więcej, zaprzeczały, że jakikolwiek gaz został użyty. Niewykluczone, że obsesja tajemnicy kosztowała życie kilkudziesięciu osób, którym można było podać antidotum i uratować. Zamiast tego rosyjskie MSW zajęło się ogłaszaniem własnego triumfu i kampanią dezinformacyjną. Świat w części dał się nabrać i do prezydenta Putina zaczęły napływać depesze gratulacyjne. Komentarze o wielkim sukcesie Specnazu w światowych telewizjach były jednak coraz mniej entuzjastyczne w miarę jak napływały informacje o kolejnych ludziach umierających w moskiewskich szpitalach. Na dodatek, nikt nie wiedział, kto żyje, a kto zmarł. Rodziny zakładników biegały od jednego szpitala do drugiego, szukając informacji i kontaktu z krewnymi. Odsyłano je z kwitkiem, odmawiając informacji albo podając informacje nieprawdziwe. Aby być sprawiedliwym, trzeba dodać, że tak samo potraktowano zagranicznych dyplomatów poszukujących własnych obywateli.

Świat wysłuchiwał kolejnych komunikatów, wzajemnie sprzecznych ze sobą i przecierał oczy ze zdumienia. O co tu chodzi? Czy o reklamę władzy, czy o uratowanie zakładników — pytali coraz częściej komentatorzy. Nie mieściło się w głowie, że nie można się doliczyć kilkudziesięciu osób, że nie bardzo wiadomo czy terroryści zostali zabici, schwytani, czy — jak donoszono — niektórzy uciekli, że od kul zginął tylko jeden zakładnik, a jednocześnie mowa jest o setkach ofiar. Rosjanie też byli zdumieni — kto by tam dbał o garść kopiejek?

Wnioski

Im więcej czasu mija od zamachu i akcji służb specjalnych w teatrze na Dubrowce, tym wyraźniej rysują się znaki zapytania. Najważniejsze pytanie nie dotyczy sprawy czeczeńskiej, ale kondycji Rosji i społeczeństwa rosyjskiego. Ponad 70 proc. Rosjan aprobuje działania władz, w tym również masakrę zakładników. To zaś oznacza, że współczesna Rosja jest ogromnie odległa cywilizacyjnie od Zachodu. Powszechna w cywilizacji europejskiej nadrzędność ludzkiego życia nad celami politycznymi nie jest dla naszych wschodnich sąsiadów ani oczywista, ani godna aprobaty. Współpracując z Rosją i mając nadzieję na jej postępujące zbliżenie z Zachodem, musimy mieć świadomość dystansu, jaki wciąż dzieli obie cywilizacje. Łatwiejszy do zrozumienia (co nie znaczy, że do akceptacji!) jest w świetle wydarzeń moskiewskich kamienny upór hierarchii prawosławnej odrzucającej wyciągniętą dłoń Jana Pawła II. Po wizycie Pielgrzyma Miłości akceptacja dla masakry usprawiedliwionej interesem Imperium nie byłaby już tak powszechna.

Samuel Huntington w swojej książce o „Sporze cywilizacji” bardzo wyraźnie różnicował świat Zachodu i świat Rosji. Musimy pracować nad zburzeniem dzielącego muru, ale po wydarzeniach październikowych będziemy mieli świadomość, jak długa i trudna jest to droga.

Autor był dyrektorem Ośrodka Studiów Międzynarodowych Senatu, w latach 1997-2001 był podsekretarzem stanu i głównym doradcą premiera ds. zagranicznych, obecnie jest komentatorem międzynarodowym tygodnika WPROST.

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama