Czy Madagaskar może być centrum świata? Tak, gdy jesteśmy w Mieście Przyjaźni, które odwiedził Papież Franciszek
Czy zdarzyło się wam kiedyś mieć wrażenie, że znajdujecie się w sercu świata? W tym pulsującym centrum, które w czasie i w przestrzeni przekazuje energię i życie wszystkiemu, co istnieje? Pewnego wieczoru znajdowałem się na placu św. Piotra — miałem może dwanaście lat — i pomyślałem, że właśnie tam jestem w centrum świata.
Minęło wiele lat i przypominam sobie, że parę lat temu, kiedy z żoną modliłem się przy świętym Grobie w Jerozolimie, miałem takie samo wrażenie. Wczoraj, w niedzielę po południu, przydarzyło mi się to znowu — znajdowałem się w Akamasoa, «Mieście Przyjaźni», na wzniesieniu górującym nad Antananarywą, na Madagaskarze, w czymś w rodzaju małego pawilonu sportowego tego miasteczka, powstałego dzięki dziełu o. Pedra Opeki, człowieka 71-letniego, ze spływającą białą brodą, płonącymi oczami i ujmującym uśmiechem. Kiedy Akamasoa zostało zapoczątkowane, jak wszystkie wielkie rzeczy było bardzo małe — ojciec Pedro i uboga rodzina malgaska, której trzeba było pomóc. Dzisiaj żyje tutaj prawie 4 tys. rodzin, ponad 20 tys. osób, 9 tys. dzieci, z których 7 tys. objętych jest nauczaniem szkolnym. Żyją i pracują, w większości w pobliskim kamieniołomie granitu, spędzają wiele godzin na drążeniu skały, a ta praca, w połączeniu z życiem we wspólnocie, opartej na dzieleniu się, przerwała piekielny krąg nędzy, wykluczenia, samotności. Kilka tysięcy dzieci, które śpiewały i wykrzykiwały radośnie na cześć Papieża, który przybył z Rzymu, stanowiło otoczkę dla uścisku Papieża z przyjacielem, misjonarzem Pedrem Opeką, księdzem argentyńskim, który niegdyś, to znaczy przed 50 laty, był słuchaczem Bergoglia na wykładach z teologii pastoralnej (ale nie bardzo chciało mu się uczyć, dodał Papież, już wtedy preferował działanie, pracę). Obydwaj się uściskali, później usiedli jeden obok drugiego i ojciec Pedro śpiewał razem ze «swoimi» 9 tys. dzieci. Na koniec znów się uściskali, a patrzył na nich, wzruszony aż do łez, będący właśnie blisko mnie, o. Tomaz Mavrič, przełożony Zgromadzenia Księży Misjonarzy, który później został wezwany na podium, by przywitać się z Papieżem.
Obserwowałem tam tę scenę i miałem właśnie to wrażenie, że znajduję się w sercu świata. Cała reszta świata, pomyślałem, właśnie z tego miejsca otrzymuje życie, energię, sens, i o tym nie wie. Moglibyście przybyć tutaj, do Akamasoa, nad Antananarywą, by zweryfikować moje słowa, ale możecie także tego nie robić, może wystarczy udać się tam, gdzie miłość staje się ciałem, przeżywanym dziełem, które zmienia świat. Może to być miejsce podobne do Akamasoa, jest ich bardzo wiele na świecie, choć nie są to miejsca słynne; a jest ich bardzo wiele, ponieważ nie istnieje tylko jedno centrum. Świat nie jest kręgiem z jednym tylko środkiem, bardziej przypomina wielościan, również co do tego ma rację Papież. Zatem miejsce podobne do Akamasoa, nawet jeśli o innych rozmiarach, większe lubmniejsze, liczby nie mają znaczenia, gdy mowa o sercu. Co więcej, wydaje się, że cechą serca świata jest małość. Dzień wcześniej, przemawiając do zakonnic kontemplacyjnych, Papież mówił o «małych krokach», drobnych gestach miłości, które «wiążą Boga», a wtedy «Bóg jest szczęśliwy i dokonuje zbawienia świata». Nieważne są rozmiary, wielkość. Ważne jest, abyśmy od czasu do czasu otworzyli oczy i zdali sobie sprawę, że my także jesteśmy o krok od bycia w sercu świata, a zatem powinniśmy pokonać opory i zrobić ten krok, stając się, my również, nieznanymi uczestnikami tego «pulsowania», tego «tętna». Jest to słowo dość dziwne, którego Papież użył dwukrotnie w czasie tej podróży do Afryki. Do młodzieży w Mozambiku powiedział: «jesteście pulsem waszego ludu», natomiast na Madagaskarze, także w niedzielę, w homilii wygłoszonej rano wobec niemal miliona Madagaskarczyków (wielu z nich spało w zimną noc na polu Soamandrakizay, byle tylko uczestniczyć we Mszy św.) mówił o pokusie życia dla samych siebie i «zamknięcia się w swoim małym świecie, który pozostawia niewiele miejsca dla innych; ubodzy już nie wchodzą, nie słucha się głosu Boga (...) nie pulsuje już entuzjazm czynienia dobra». Jak bardzo pulsował ten mały pawilon sportowy w Akamasoa!
W tej samej homilii jest fragment, który można powiązać z owym znajdowaniem się w pobliżu serca świata, z tym tajemniczym wymiarem bycia «nieznanym twórcą» historii, kiedy Papież powiedział, że «nasze życie i nasze zdolności są rezultatem daru tworzonego pomiędzy Bogiem a wieloma cichymi rękami osób, których imiona poznamy dopiero przy objawieniu się królestwa niebieskiego», co tak bardzo przypomina słowa Edyty Stein, która żyjąc do końca w straszliwych latach drugiej wojny światowej, pozostawiła nam następującą, oszałamiającą refleksję: «W najmroczniejszą noc pojawiają się najwięksi prorocy i święci. Jednakże ożywczy nurt życia mistycznego pozostaje niewidoczny. Z pewnością na decydujące wydarzenia historii świata wywarły zasadniczy wpływ dusze, o których nie ma żadnej wzmianki w książkach historycznych. A jakim duszom winniśmy dziękować za decydujące wydarzenia naszego osobistego życia — to coś, czego się dowiemy dopiero w dniu, kiedy to wszystko, co jest zakryte, zostanie ujawnione».
W niedzielę po południu, w małym zagubionym ośrodku Akamasoa, widząc dwóch starych przyjaciół, którzy się obejmują, miałem wrażenie, że znajduję się w jednym z decydujących wydarzeń dziejów, bardzo blisko serca świata.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano 10/2019