Świadectwo przedstawione w trzecim dniu watykańskiego zgromadzenia poświęconego ochronie nieletnich (21-24.02.2019)
Dobry wieczór, chciałabym wam opowiedzieć o czasach, gdy byłam dziewczynką. Ale na nic się to zda, ponieważ gdy miałam 11 lat, ksiądz z mojej parafii zniszczył moje życie. Od tej chwili ja, która zachwycałam się kolorami i beztroska robiłam koziołki na łące, przestałam istnieć.
Pozostają natomiast odciśnięte w moich oczach, w moich uszach, w nosie, w ciele, w duszy te wszystkie sytuacje, kiedy unieruchamiał mnie, dziecko, z nadludzką siłą: zastygałam, wstrzymywałam oddech, wychodziłam z mego ciała, szukałam rozpaczliwie wzrokiem okna, aby patrzeć gdzie indziej, w oczekiwaniu, aż wszystko się skończy. Myślałam: «jeśli nie będę się ruszać, może nic nie będę czuła; jeśli nie będę oddychać, może będę mogła umrzeć».
Kiedy kończył, odzyskiwałam to, co było moim ciałem, zranionym i upokorzonym, i odchodziłam, myśląc nawet, że sobie to wszystko wyobraziłam. Jak mogłam bowiem ja, dziecko, zdawać sobie sprawę z tego, co się wydarzyło? Myślałam: «to była z pewnością moja wina!», lub: «może zasłużyłam sobie na to cierpienie?».
Te myśli są największymi okaleczeniami, jakie nadużycie i wykorzystujący zadają twojemu sercu, bardziej niż same rany dręczące ciało. Czułam, że już nic nie jestem warta, że nie warto żyć. Chciałam tylko umrzeć: próbowałam... ale nie udało mi się.
Wykorzystywanie trwało 5 lat. Nikt się nie zorientował.
Choć ja nie mówiłam, moje ciało zaczęło dawać sygnały: zaburzenia w żywieniu, różne pobyty w szpitalu — wszystko mocno sygnalizowało moje złe samopoczucie, podczas gdy ja, zupełnie sama, skrywałam mój ból. Wszystko tłumaczono lękami związanymi ze szkołą, w której niespodziewanie zaczęło mi iść źle.
Potem pierwsze zakochanie... moje serce bije i się emocjonuje, walcząc z tym sercem, które słabnie pod wpływem przeżytego terroru; gesty czułości w przeciwieństwie do aktów przemocy — porównanie nie do zniesienia. Świadomość — nieznośna rzeczywistość! Abym nie odczuwała bólu, obrzydzenia, zmieszania, lęku, wstydu, bezsilności, nieprzydatności, moja świadomość wyparła zaistniałe fakty, znieczuliła ciało, wymuszając emocjonalny dystans wobec tego wszystkiego, co przeżywałam, powodując we mnie ogromne szkody.
W wieku 26 lat mój pierwszy poród: flashback i obrazy przywołały na myśl wszystko. Akcja porodowa zablokowana; zagrożenie dla dziecka; karmienie piersią staje się następnie niemożliwe z powodu powracających strasznych wspomnień. Myślałam, że oszalałam. Wtedy zwierzyłam się mężowi; tę szczerość wykorzystał potem przeciwko mnie w okresie separacji, gdy ze względu na nadużycia, jakich zaznałam, żądał, żeby pozbawiono mnie władzy rodzicielskiej jako niegodną matkę. Potem cierpliwe wysłuchanie mnie przez serdeczną osobę i odważenie się na napisanie listu do owego księdza, zakończonego zapewnieniem, że nie pozostawię mu dłużej komfortu mojego milczenia.
Od tamtego czasu do dziś przechodzę niezwykle trudny proces przepracowania, w którym nie ma skrótów, który wymaga ogromnej determinacji, abym mogła odbudować w sobie tożsamość, godność i wiarę. Ten proces przeżywa się w samotności i jeśli to możliwe, z pomocą specjalisty. Wykorzystywanie wywołuje natychmiastowe szkody, ale nie tylko — trudniejsze jest konfrontowanie się każdego dnia z tym, co się przeżyło, co cię nachodzi, pojawia się w najbardziej niespodziewanych momentach. Musisz z tym żyć... zawsze! Możesz jedynie nauczyć się, jeśli potrafisz, uśmierzyć nieco ból.
W twoim wnętrzu kłębi się mnóstwo pytań, na które nie znajdziesz odpowiedzi, ponieważ wykorzystywanie nie ma sensu! «Dlaczego przydarzyło się to mnie?» — zadawałam sobie pytanie, i oczywiście nie dlatego, że wolałabym, żeby się to przydarzyło komuś innemu, gdyż to, czego doświadczyłam, byłoby zbyt ciężkie dla każdego innego!
Albo też: «Boże, gdzie byłeś?»... Ile się napłakałam nad tym pytaniem! Straciłam zaufanie do człowieka i do Boga, do dobrego Ojca, który strzeże małych i słabych. Jako dziecko byłam pewna, że nic złego nie może pochodzić od człowieka, który «miał zapach» Boga! Jak te same dłonie, które tak śmiało poczynały sobie ze mną, mogły błogosławić i podawać Eucharystię? On dorosły, a ja dziewczynka... wykorzystał nie tylko swoją władzę, ale i swoją funkcję — prawdziwe nadużycie wiary!
Co więcej: «Jak przezwyciężyć złość i nie oddalić się od Kościoła po tego rodzaju doświaczeniu, zwłaszcza w obliczu wielkiej niespójności między tym, głosił, a tym, jak postępował ten, kto mnie wykorzystywał, a także ze strony tego, kto wobec tych przestępstw minimalizował, ukrywał, uciszał albo, co gorsza, nie bronił maluczkich, ograniczając się nikczemnie do przenoszenia księży, by krzywdzili gdzie indziej?». W obliczu tego my, niewinne ofiary, odczuwamy spotęgowany ból, który nas zabił — to także jest nadużycie naszej ludzkiej godności, naszego sumienia, a także naszej wiary!
My, ofiary, jeśli potrafimy znaleźć siłę, by mówić i ujawniać, musimy zdobyć się na odwagę, aby to czynić, nawet jeśli wiemy, że mogą nam nie uwierzyć lub przyjdzie nam zobaczyć, że wykorzystujący wychodzi z tego z niewielką karą kanoniczną. Tak dłużej nie może i nie powinno być!
Potrzebowałam 40 lat, aby znaleźć siłę do ujawnienia. Chciałam przerwać milczenie, którym karmi się każdego rodzaju nadużycie; chciałam rozpocząć od aktu prawdy, odkrywając następnie, że przez ten akt dawałam szansę również temu, kto mnie wykorzystywał.
Przeżyłam proces ujawnienia, płacąc ogromną cenę emocjonalną — rozmawianie z sześcioma osobami o wielkiej wrażliwości, ale wyłącznie mężczyznami, w dodatku księżmi, było trudne. Myślę, że obecność kobiet byłaby wyrazem koniecznej i niezbędnej wrażliwości przy przyjmowaniu, wysłuchiwaniu nas, ofiar i towarzyszeniu nam.
To, że mi uwierzono, oraz wyrok przywróciło mi rzeczywistość; ta część mnie, która wciąż się łudziła, że nigdy nie doszło do wykorzystania, musiała się poddać, ale jednocześnie otrzymała gest czułości: ja teraz wiem, że jestem czymś innym niż ofiarą wykorzystania i bliznami, które noszę.
Kościół może być dumny z możliwości prowadzenia postępowania pomimo przedawnienia (którego to prawa odmawia włoski wymiar sprawiedliwości), ale nie z faktu uznawania za okoliczność łagodzącą dla osoby dopuszczającej się nadużyć ilości czasu, jaki upłynął między czynami a ich ujawnieniem (jak w moim przypadku). Ofiara nie jest winna swojego milczenia! Trauma i doznane krzywdy są tym większe, im dłuższy jest czas milczenia, który ofiara przeżywa w lęku, wstydzie, chęci wyparcia i poczuciu bezsilności. Rany nigdy nie mogą podlegać przedawnieniu, przeciwnie!
Dzisiaj jestem tu, a ze mną wszyscy chłopcy i dziewczęta, których wykorzystywano, kobiety i mężczyźni, którzy usiłują odrodzić się ze swych zranień, ale są nade wszystko ci, którzy próbowali i nie dali rady, i z tego miejsca, mając ich w sercu, musimy podjąć wspólną drogę.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (3/2019) and Polish Bishops Conference