CZUWAJĄCA MIŁOŚĆ

CZUWAJĄCA MIŁOŚĆ
Zazwyczaj zadania, które są związane z jakimś terminem (datą, a czasem nawet i godziną) udaje nam się wykonać. Nadchodzi chwila, w której nie mamy już innego wyjścia; wówczas, choćby na samym finiszu, potrafimy się zmobilizować. Nawet z natury leniwy student zmobilizowany stresem czy ryzykiem oblania egzaminu, potrafi na kilka dni przed nim uczyć się nawet kilkanaście godzin na dobę. U wielu pracowników również jest taka zdolność mobilizacji „rzutem na taśmę”. Może i z tej przyczyny wiele firm działa w systemie projektów: zadania z mocno podkreślonym terminem zakończenia. Tak zwany „deadline” (dosłownie „linia śmierci”), oznacza nieprzekraczalny termin wykonania pracy. To jest to recepta na wszystko?
Problem pojawia się jednak w zadaniach najbardziej życiowych, które nie mają takich terminów czy deadline-ów. A zadań takich jest bardzo wiele. Nie ma deadline-u na ukończenie wychowania dzieci, chociaż dzień w dzień widzimy, że dzieci rosną, rozwijają się, a czas biegnie. Nie ma również terminu na poprawę w relacjach z bliźnim, choć znamy dobrze fragment pięknego wiersza „śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Nie ma deadline-u, aby wziąć się za siebie, by podjąć dietę, czy popracować nad własnym charakterem.
W dzisiejszej Ewangelii Jezus zachęca nas do stałego czuwania. Czyli do świadomości, że dziś może być ku temu ostatnia okazja. Chrystus sięga do przykładu złodzieja, którego - nieproszonego - można mniej lub bardziej spodziewać się w nocy. Również sługa powinien wiedzieć, że Pan powróci, a mimo tego czasem zlekceważy swój obowiązek.
Nasza gotowość czuwania, nie powinna jednak wypływać z lęku. Czuwanie to wierna miłość w czasie. Czas jest krótki, aby kochać i by tę miłość przekuwać w czyny. Dusze oziębłe, te które zwiędły, postarzały się, zapominają, że życie składa się z konkretnych lat, lata zaś - z miesięcy, a te z kolei - z dni. Kiedyś nastąpi i nasz „deadline”, zakończymy nasze pielgrzymowanie tu na ziemi. A to jest pewniejsze niż to, że złodziej przyjdzie w nocy.
Pomyślmy odważnie o naszym życiu. Dlaczego nie znaleźć czasem paru minut, by z miłością dokończyć tę pracę, która nas dotyczy i jest środkiem naszego uświęcenia? Czemu zaniedbujemy obowiązki rodzinne? I dlaczego tak się nam śpieszy podczas modlitwy czy Mszy świętej? Z jakich przyczyn brak nam cierpliwości i spokoju, kiedy idzie o wypełnianie obowiązków naszego stanu, a nie okazujemy żadnego pośpiechu przy zaspokajaniu osobistych zachcianek? Można powiedzieć, że to drobnostki, ale z nich składa się całość naszego życia. Wielkie sukcesy (lub wielkie porażki) są zwykle wynikiem odpowiedzi (lub ich braku) w codziennych małych wezwaniach. „Zapytasz być może: a po co miałbym się wysilać? Nie ja ci na to odpowiem, lecz święty Paweł: Miłość Chrystusa przynagla nas. Cała przestrzeń ludzkiej egzystencji jest za mała, by poszerzyć granice twojej miłości” (św. Josemaria Escriva).

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama