Ten, kto odnajduje własne korzenie, jest człowiekiem radości, podczas gdy „psychologiczna samoucieczka” przed życiem wyrządza wiele zła. Mówił o tym 5 października Franciszek w kazaniu na Mszy św. w kaplicy Domu św. Marty.
Podstawą rozważań Ojca Świętego był czytany dzisiaj fragment Księgi Nehemiasza, mówiący o „wielkim zgromadzeniu liturgicznym”, jakim był lud zebrany przed Bramą Wodną w Jerozolimie.
Papież przypomniał, że wydarzenie to zbiegło się z zakończeniem ponad 70-letniej niewoli babilońskiej ludu Bożego i jego „czasu płaczu”. Po obaleniu przez Persów imperium babilońskiego król Artakserkses zobaczył, że jego podczaszy Nehemiasz był smutny, gdy nalewał mu wino. Zaczął więc z nim rozmawiać, a wówczas jego żydowski podwładny wyraził pragnienie powrotu do Jerozolimy i „zapłakał z tęsknoty za swoim miastem” – zauważył papież.
Odwołał się następnie do psalmu responsoryjnego: „Nad rzekami Babilonu – tam myśmy siedzieli i płakali” (Ps 137 [136], 1) i dodał, że Żydzi nie mogli śpiewać, ich cytry wisiały na wierzbach, ale oni nie mogli zapomnieć. W tym kontekście Ojciec Święty wspomniał o „tęsknocie migrantów” i tych, którzy „są daleko od ojczyzny i chcą wracać”. Przypomniał zwłaszcza gest chóru z Genui, który zaśpiewał podczas tej Mszy św. pieśń w swym dialekcie „Ma se ghe penso” (Ale jeśli sobie pomyślę), „jak gdyby wspominając wszystkich migrantów, którzy chcieli być tutaj, na Mszy papieskiej, ale byli daleko”.
Nehemiasz przygotowuje się zatem do powrotu i przyprowadzenia ludu do Jerozolimy – tłumaczył dalej papież. Zwrócił uwagę, że była to „trudna podróż”, należało bowiem „przekonać wielu ludzi” i sprowadzić różne rzeczy do odbudowania miasta, otaczających je murów i Świątyni, „przede wszystkim jednak była to podróż w celu ponownego znalezienia tradycji tego ludu”. Po tak wielu latach jego korzenie „były osłabione”, ale nie utracone – podkreślił Ojciec Święty. Zaznaczył, że odzyskanie korzeni „oznacza odzyskanie przynależności do narodu”, gdyż „bez korzeni nie można żyć: naród bez nich lub który dopuścił do utracenia ich, jest chory”.
Według Franciszka „osoba bez korzeni, która o nich zapomniała, jest chora”. Ponowne odnalezienie, odkrycie własnych korzeni oznacza zdobycie siły do kroczenia naprzód, do dawania owoców i – jak mówi poeta – „siły do rozkwitu, gdyż to, że drzewo rozkwita, wynika z tego, że zapuściło korzenie”. „Właśnie ten związek między korzeniem a dobrem jest tym, co możemy zrobić” – stwierdził papież.
Jednocześnie zauważył, że na tej drodze napotykamy na „wiele oporu” – słyszymy słowa: „nie można”, „są trudności”. W tym kontekście Franciszek podkreślił, że opory i trudności mają ci, którzy wolą wygnanie, nie tylko to fizyczne, ale także psychologiczne, a więc samowygnanie ze wspólnoty, ze społeczeństwa, którzy wolą być ludźmi wykorzenionymi, bez korzeni. „Musimy pomyśleć o tej chorobie samowygnania psychologicznego: ile zła ono wyrządza: pozbawia nas korzeni i przynależności” – przestrzegł Franciszek.
Ale – jak zaznaczył – naród idzie naprzód i pewnego dnia nadchodzi chwila, gdy odbudowa dobiegła końca. Naród gromadzi się wówczas, aby „przywrócić korzenie”, to znaczy aby słuchać Słowa Bożego, które czytał pisarz Ezdrasz. I naród płakał, ale tym razem nie był to płacz w Babilonii, lecz „płacz radości, ze spotkania z własnymi korzeniami, z własną przynależnością” – wyjaśnił Ojciec Święty. Przypomniał, że po zakończeniu tego czytania Nehemiasz wezwał zebranych do świętowania, chodzi bowiem o radość z odnalezienia własnych korzeni.
Mężczyźni i kobiety, którzy je odnajdują, którzy są wierni własnej przynależności, są ludźmi radości, która jest ich siłą – przekonywał Franciszek. Dodał, że od płaczu smutku do płaczu z radości, od płaczu słabości z powodu oddalenia od korzeni, od swego narodu, do płaczu przynależności rodzi się przekonanie, że „jestem w domu”.
Ojciec Święty wezwał więc uczestników tej liturgii do przeczytania 8. rozdziału Księgi Nehemiasza i do zadania sobie pytania, czy nie pozwalamy na „upadek wspomnienia o Panu”, czy rozpoczęliśmy drogę ku odnalezieniu swych korzeni czy raczej wolimy „samowygnanie psychologiczne”, zamykanie się w samych sobie. Zaznaczył przy tym, że jeśli jest w nas „strach przed płaczem”, to będzie też „strach przed uśmiechem, gdyż gdy się płacze ze smutku, później płacze się z radości.
Należy więc prosić o łaskę „płaczu pełnego skruchy i smutku z powodu naszych grzechów”, ale też o płacz z radości, Pan bowiem „przebaczył nam i dokonał w naszym życiu tego, co uczynił ze swym ludem” – przypomniał papież. Dodał na zakończenie, że należy też prosić o łaskę wyruszenia w drogę, aby spotkać się z własnymi korzeniami.
kg (KAI/RV) / Watykan