We wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych metropolita krakowski przewodniczył Mszy św. w Katedrze Wawelskiej.
W Eucharystii wzięli udział również biskupi Archidiecezji Krakowskiej - bp Jan Szkodoń, bp Damian Muskus, bp Jan Zając, a także bp Tadeusz Pieronek.
Abp Marek Jędraszewski już na wstępie swojej homilii zaznaczył, że nekropolia na Wawelu jest wyjątkowa. Spoczywają tam mianowicie doczesne szczątki świętych, biskupów, królów, bohaterów narodowych czy wieszczów.
- To miejsce szczególnej pamięci, ale także niezwykłej modlitwy zanoszonej dzisiaj do Boga za przyczyną świętych, których relikwie tu się znajdują o łaskę wiecznego zbawienia dla tych wszystkich, którzy oczekują na dzień wiecznej szczęśliwości. I próbujemy zrozumieć los i nadzieje tych, którzy są umieszczeni w polskim Panteonie Narodowym oraz ich doświadczenie przemijania i to przesłanie, które zostawiają nam - swoim, potomnym żyjącym już u schyłku drugiej dekady XXI wieku - mówił.
Metropolita zwrócił uwagę wiernych na to, że zapewne ci wielcy Polacy, podobnie jak współcześni ludzie, wielokrotnie spotykali się ze słowami fragmentu II Listu św. Pawła do Koryntian: „Chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny to jednak ten, który jest wewnątrz odnawia się z dnia na dzień. Dlatego nie poddajemy się zwątpieniu. Niewielkie bowiem utrapienia naszego obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku".
Zdaniem abp. Jędraszewskiego, św. Paweł w tym fragmencie ujął dwie krzywe każdego ludzkiego, chrześcijańskiego życia - pierwszą jest cielesność człowieka, która ulega przemianie i zniszczeniu. Drugą krzywą wymienioną przez metropolitę jest ludzka duchowość.
Razem z wiernymi zastanawiał się, jak osoby pochowane na Wawelu przeżywały to przemijanie.
- Oni, wielcy nie tylko w oczach sobie współczesnych, ale zapewne także we własnych, wyniesieni ponad ogół, być może bardziej doświadczali tego, co znaczy smutek przemijania i to zdążanie ciągle w dół, gdy chodzi o możliwości i siły związane z ludzką cielesnością. Ale zapewne siłę dla siebie, by trwać, przewodzić, ponosić wielką odpowiedzialność czerpali z nadziei wynikającej z tego, że w porównaniu z nieśmiertelnością, niewielkie utrapienia tego czasu przemienią się w szczęście bezkresu, kiedy spotkają się ze zmartwychwstałym Chrystusem - zauważył.
Jak dodał, musieli oni wracać do słów, jakie Chrystus powiedział apostołom w Wieczerniku, że jest On drogą, prawdą i życiem oraz, że Jego droga ma bardzo określony cel - chwałę u boku Ojca.
- Wraca do Ojca i do Niego prowadzi, ale kiedy wypowiadał te słowa w Wieczerniku, tylko On dokładnie wiedział, jaki jeszcze odcinek drogi przyjdzie Mu przebyć. Wiedział, że będzie doświadczał samotności, a potem lęku i trwogi przed tym, co miało Go spotkać. I poczucie opuszczenia nawet przez samego Ojca, a na koniec to ostateczne, bezgraniczne zawierzenie się: „Ojcze, w Twoje ręce oddaję ducha mego". I ostatnie słowo będące zwieńczeniem Jego drogi - doszedł do celu wiec mógł powiedzieć: „Wykonało się" - opowiadał metropolita.
Przekonywał, że apostołowie byli świadkami tej właśnie drogi Chrystusa, który ukazał się im jako zmartwychwstały i zwycięski Pan. Z tą wieścią poszli na cały świat, jak nakazał im Chrystus.
Abp Jędraszewski jeszcze raz przypomniał, że tego dnia wierni zgromadzeni na Wawelu wspominali tych wszystkich, których doczesne szczątki znajdują się w tym „sanktuarium polskiej pamięci narodowej". - Rozważamy ich drogę, którą wyznaczył im Chrystus i próbujemy się na tej drodze także my odnaleźć, do końca nie wiedząc, kiedy przyjdzie nam przemierzać ostatni jej odcinek i czego będziemy musieli doświadczać, ale prosząc, by Chrystus, zwycięski Pan, był z nami, z Najświętszą Maryją Panną i wszystkimi świętymi w chwilach najtrudniejszych - zaznaczył.
Wspomniał również, jak 71 lat temu, 2 listopada 1946 r. w gotyckiej krypcie św. Leonarda, młody ksiądz Karol Wojtyła, wyświęcony zaledwie dzień wcześniej, odprawiał trzy ciche Msze św. za dusze zmarłych rodziców i brata. Nawiązał też do jego obrazków prymicyjnych, na odwrocie których widniał odręczny napis: "Uczynił mi wielkie rzeczy".
- Co rozumiał przez to? Jakiś cień tych jego przemyśleń - młodego, zaledwie jednodniowego księdza - rzuca list, który pisał właśnie w tych dniach do Mieczysława Kotlarczyka: „Powinienem być, tak jak w ogóle kapłan powinien być w życiu, ukrytym nieznanym motorem. Tak, wbrew wszelkim pozorom jest to główne zadanie kapłaństwa. Ukryte motory wszczynają zwykle najsilniejsze transmisje. To moja myśl prymicyjna" - zacytował.
Zdaniem metropolity, prawie 30 lat później, już jako kardynał w poemacie "Rozważanie o śmierci" Karol Wojtyła dał wyraz buntowi przeciwko temu, co nieuchronnie czeka każdego człowieka. Pisał wtedy: "Śmierć jest jednak doświadczeniem kresu i ma w sobie coś z unicestwienia". Abp Jędraszewski podkreślił jednak, że jednocześnie właśnie jako kapłan Karol Wojtyła odgrywał swoją rolę kogoś, kto jest świadkiem największej tajemnicy - tajemnicy przechodzenia ze śmierci do życia na wzór Chrystusa.
- Tajemnicy, która staje się udziałem kapłana podczas każdej Eucharystii. I dlatego pisał: „Misterium paschalne, tajemnica przejścia, w której jest odwrócony porządek mijania, gdyż przemija się od życia ku śmierci, takie jest doświadczenie i oczywistość taka". Przechodzenie poprzez śmierć ku życiu jest tajemnicą i dlatego swój poemat kończył jakże głębokim wyznaniem nadziei, która jest odpowiedzią na słowa Chrystusa: "Wierzycie w Boga i we mnie wierzcie" - Tego, który umarł i zmartwychwstał i dlatego jest życiem - stwierdził.
Metropolita przytoczył wspomniane już jedne z końcowych słów poematu Wojtyły: "I tak jestem wpisany w Ciebie nadzieją, poza Tobą istnieć nie mogę - jeśli własne me „ja" stawiam ponad śmiercią i wydzieram z gruntu zniszczenia, to dlatego, że wpisane jest w Ciebie jak w Ciało, które swoją wypełnia moc nad każdym ludzkim ciałem, by zbudować na nowo me „ja" podjęte na gruncie mej śmierci konturem tak bardzo odmiennym a przecież najwierniejszym, w którym ciało mej duszy i dusza ciała zespala się na nowo, by swój byt - dotąd oparty o ziemię - ostatecznie oprzeć o Słowo i zapomnieć wszelkiego bólu jak serce uderzone nagłym Wichrem, którego nie udźwignie żaden na ziemi człowiek - a lasy pękają w konarach lub nisko u korzeni. Ten Wicher pchnięty Twą dłonią staje się oto Milczeniem".
- Milczymy zatem świętą ciszą tego dnia, polecając Bogu tych wszystkich, którzy przekroczyli już próg doczesności i wiedzą jaka jest wieczność. A sami prosimy raz jeszcze wszechmogącego Boga słowami św. Jana Pawła II, byśmy mieli tyle odwagi, aby swój byt dotąd oparty o ziemię, ostatecznie oprzeć o Słowo i to do tego stopnia, aby zapomnieć wszelki ból przemijania - zakończył.
Pod koniec Mszy św. przez katedrę przeszła procesja ze stacjami przy grobach królewskich. Przy Konfesji św. Stanisława modlono się za zmarłych kapłanów, przy Krzyżu św. Jadwigi - za rodziców, krewnych i przyjaciół, z kolei w Kaplicy Zygmuntowskiej za zasłużonych dla Kościoła i społeczeństwa. Następnie procesja przeniosła się do Kaplicy Świętego Krzyża, gdzie odmówiono modlitwę za ofiary wojen i prześladowań. W Krypcie św. Leonarda Bogu polecano z kolei wszystkich zmarłych. Procesja zakończyła się natomiast w krypcie pod Wieżą Srebrnych Dzwonów modlitwą za spoczywających tam zmarłych.
Procesja we Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych jest już stałą częścią obchodów tego dnia w Katedrze Wawelskiej. Zwyczaj ten wspomniał już ks. infułat Kazimierz Figlewicz w 1946 roku w prowadzonej przez siebie kronice katedry.
Paulina Smoroń | Archidiecezja Krakowska