Jak chrześcijanie mają reagować na to, co się dzieje na ulicach – na protesty, profanacje, groźby? „Świat potrzebuje od wierzących świadectwa gorącej prawdy i miłości, a nie taniej akceptacji. Potrzebuje Chrystusa, a nie tandetnych kompromisów” – pisze ks. prof. Robert Skrzypczak.
W tekście napisanym dla Teologii Politycznej ks. prof. Robert Skrzypczak dzieli się spostrzeżeniami w związku z reakcją społeczną w wyrok TK ws. aborcji eugenicznej.
Zauważa, że wielu ludzi jest dotkniętych konsumpcjonizmem. Nie szukają prawdziwego sensu życia.
„Żyjemy w cywilizacji skupionych na sobie konsumentów, którzy za pomocą zgiełku i rozrywki usiłują zagłuszyć w sobie dojmujący brak sensu życia. Serca ludzkie funkcjonują w amoku, jak odurzone, gdy zostaną pozbawione niepokoju dążenia do Boga” – diagnozuje ks. Skrzypczak.
Podkreśla, że Kościół nie jest wolny od pokusy rozmywania prawdy, zwłaszcza takiej, która budzi sprzeciw głośnych środowisk.
„Nawet w Kościele istnieje pokusa kompromisu z niszczącymi wzorami życia i sprowadzenia piękna chrześcijańskiej prawdy o małżeństwie, seksualności i innych niewygodnych sprawach do poziomu abstrakcyjnych ideałów – co następnie małymi krokami prowadzi do wyrzeczenia się przez Kościół jego zbawczej misji”.
W takim świecie chrześcijanin musi dawać świadectwo wierności prawdzie.
„Świat potrzebuje od wierzących świadectwa gorącej prawdy i miłości, a nie taniej akceptacji. Potrzebuje Chrystusa, a nie tandetnych kompromisów. Dlaczego Chrystusa? Bo prawdziwy problem świata jest większy niż aborcja, ubóstwo, zmiany klimatyczne albo upadek rodziny, i o wiele bardziej uporczywy. Prawdziwym problemem świata jesteśmy my sami. Dopiero solidne uświadomienie sobie tej kwestii jest w stanie postawić człowieka przed Chrystusem. On jedyny ma klucz dostępu do jego serca i wie, jak mu pomóc. Jest miłością, która pokonała w człowieku śmierć”.
Konsumpcjonizm, łatwe życie, rozumienie życia jako dążenia do przyjemności prowadzi do „depresji, anoreksji, apostazji”, jak pisze ks. Skrzypczak. Kościół stawia wyższe wymagania, co wywołuje bunt ludzi, którzy idą po łatwe, doczesne szczęście.
„Chrześcijanin słyszy w swoim kościele: «Kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je» (Mt 16, 24) i przyzwyczaja się do myśli, że życie opiera się na pewnym paradoksie. Im bardziej się dasz, tym bardziej się zyskasz, natomiast wszystko, co zagarniesz pod siebie zamieni się w pustkę. Tak Jezus wyjaśniał swe przykazanie miłości”.
Drugi człowiek bywa we współczesnej mentalności postrzegany jako przeszkoda, ograniczenie realizacji wolności rozumianej jako samowola.
„Tymczasem człowiek skoncentrowany na imperatywie własnego szczęścia nie znosi jakiegokolwiek ograniczenia. Dla niego szczęście, wolność jest jednoznaczne z robieniem tego, na co ma ochotę, postępowaniem w zgodzie z zasadą przyjemności. Błąd tkwi w założeniu. W słynnym dramacie Sartre’a «Drzwi zamknięte» bohaterowie dochodzą do wniosku, że «piekło to inni»: drugi człowiek zawsze w jakiś sposób mnie ogranicza, krępuje, pozbawia swobody. Dlatego ani nie potrafimy żyć z innymi, ani zaakceptować samotności. Wejście z takim nastawieniem w życie musi zapowiadać katastrofę”.
Kiedy traktuje się drugiego człowieka jako przeszkodę czy ograniczenie, ciąża wydaje się czymś złym, wręcz katastrofą.
„A w jaki sposób odnieść sukces w małżeństwie, rodzinie, grupie pracowniczej, gdy drugi, który mi wyrasta niespodzianie przed oczami i wchodzi w drogę, i nie pozwala spełnić zachcianek, jest wrogiem, rywalem, zawadą? A co, gdy nagle na drodze twego szczęścia stanie mały ktoś, kto ci przesyła pierwsze oznaki życia przez ekran USG, a potem ponowi je przez uczucie nudności, spadek formy, kuksańce i konieczność wzięcia pod uwagę zreformowania planów życiowych. Miłość karmi się ofiarą, albo umiera. Drugi człowiek jako ograniczenie mego «ja» jest szansą na wzmocnienie człowieczeństwa bądź jego załamanie. Takie sytuacje niemal zawsze przechodzą przez lęk”.
Jak tłumaczy ks. Skrzypczak, strach jest wzmacniany m.in. przez pandemię. Stąd biorą się zamieszki i manifestacje.
„Ten lęk, obawa jest dodatkowo wzmacniany przez pandemię, perspektywę dodatkowych ograniczeń, ryzyko strat, wizję niechcianych poświęceń. Ogarnia nas niepokój: może jutro zachoruję, zetknę się ze stratą kogoś bliskiego, może sam umrę przedwcześnie? To wzmaga powszechną frustrację. Pandemia działa jak ocet na zęby. W ślad za wirusem przez świat przechodzi fala ognistego gniewu: Black Live Matter, zamieszki uliczne we Francji i Hiszpanii, manifestacje we Włoszech, bunt kobiet w Polsce. Wystarczy pretekst: przejaw rasizmu, obniżka pensji, zamykanie barów, pogarda ze strony innych, utrudniony dostęp do aborcji i środków wczesnoporonnych…”
Rozumienie wolności jako robienie tego, co się chce, skutkuje wrogością wobec każdego, kto myśli inaczej. Gniew zostaje wyrażony bardzo głośno, ale krzyczący nie zdaje sobie sprawy, że został zwiedziony i ten krzyk nie przyniesie mu dobra.
„Ogień gniewu, szału, wulgarności wylewa się w przestrzeń Internetu, potem na ulicę. Potrzeba niszczenia, gardzenia, poniewierania innymi i tym, co dla nich cenne – jak w filmie „Joker” – znajduje uzasadnienie: oszukują nas, ograniczają, okradają, rząd to debile, Kościół to mafia, korporacja pedofilów…. Bez znaczenia, ile jest w tym prawdy. Potwory chcą mnie pozbawić moich praw, swobody decyzji, wolności. A wolność to możliwość robienia tego, na co mam ochotę. W amoku złości trudno się zorientować, że ktoś mnie zwiódł. Wykrzykując wulgarne hasła i skandując wrogie inwektywy nie powiększam szans, by się dowiedzieć, co mi jest. Wybór zła przynosi chwilową ulgę, ale nie zabiera goryczy. Wręcz ją pogłębia” – pisze profesor.
Źródło: Teologia Polityczna