Dzisiaj wspominamy w kalendarzu świętą kucharkę – Martę. To jedna z bardziej ukochanych świętych, choć w Ewangeliach nie ma najlepszej opinii ...
Tak bywa z kucharkami. Są kochane, ale czasem ich zaradność przeradza się w dyktaturę: przecież nic nie może się przypalić! Dobrze, że kucharki mają swoją patronkę...
Wróćmy jednak do nie najlepszej opinii o Marcie – w Ewangeliach. Dzisiaj Kościół daje do wyboru dwie Ewangelie: Janową i Łukaszową. Można przeczytać jedną, albo drugą. W obu Ewangeliach Marta – narzeka! Rzadko kto pozwala sobie wobec Jezusa na takie uwagi; są na granicy bezczelności ...
Sięgnijmy najpierw do Łukasza.
Oto scena odwiedzin Chrystusa w domu trójki rodzeństwa: Łazarza, Marty i Marii. Problem był tylko z Marią. Bo jak się zasłuchała, to o wszystkim zapominała! Wszystko więc spadło na Martę.
I stąd jej pretensje – zresztą – bardzo sprytnie wyrażone – tak, aby wciągnąć w to również Jezusa. Oddajmy głos Marcie: „Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła!”
A jednak Chrystus, ku zaskoczeniu wszystkich, broni zasłuchanej Marii. Możliwe, że w tym domu wszyscy – przy Marcie – chodzili, jak na warcie! Dopiero obecność Jezusa wprowadzała trochę oddechu i luzu. Jego odwiedziny zawsze przeżywali jak wielkie święto. Czuli się wtedy bardzo kochani.
Natomiast w Ewangelii Janowej mamy sytuację o wiele poważniejszą. Jezus przyszedł do ukochanego rodzeństwa tuż po śmierci i po pogrzebie Łazarza. „Gdybyś tu był, mój brat by nie umarł!” – wypaliła Marta na wstępie. Chyba się jednak zaczerwieniła, bo szybko dodała: „Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek poprosisz!”
I znowu widzimy zaradność Marty. W jednym zdaniu zawarła i przeproszenie za tupet, i akt dziecięcej wiary w Jezusa. A Jezusowi najwyraźniej się to spodobało, bo zaraz to podjął: „Marto, to Ja jestem życiem! Przy mnie nie ma śmierci! Wierzysz w to?” „No jasne!” – zaręczyła Marta z ogniem w oczach: „Ja zawsze wierzyłam, że jesteś Synem Bożym!” Jak pamiętamy; wszyscy potem poszli do grobu, gdzie wydarzył się cud nad cudy: Łazarz powrócił do życia!
Piękne są te sceny... Co z nich wynika? Przede wszystkim widać jedno: Marta czuła się naprawdę kochana przez Jezusa. Ale to nie wszystko. Marta wierzyła, że Jezus jest Bogiem, który nawet jak się spóźni, to nie zawiedzie! I taka właśnie ufność była tajemnicą jej zaradności.
A co jest tajemnicą Twojej zaradności?
ks. Stefan Czermiński