Celem obywatelskiego projektu „Tak dla Rodziny, nie dla Gender” jest zapewnienie lepszej ochrony przed przemocą, a jednocześnie odrzucenie negatywów będących konsekwencją Konwencji Stambulskiej. Wzbudzała ona kontrowersje od samego początku, także w rządzie Donalda Tuska.
Dlaczego projekt „Tak dla Rodziny, nie dla Gender” złożony przez Chrześcijański Kongres Społeczny Marka Jurka i Instytut Ordo Iuris jest tak ważny i co jest jego istotą?
Marek Jurek: Mamy w parlamencie bardzo szeroką większość przeciwną Konwencji Stambulskiej (pełna nazwa: Konwencja Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej z 2011 r.). Przecież zanim jeszcze sprawa ta wywołała zainteresowanie prawicy i środowisk katolickich, wzbudziła zasadnicze opory w gabinecie Donalda Tuska, który nie zdołał przeprowadzić ratyfikacji, ponieważ przeciwna jej była część ministrów na czele z ministrem sprawiedliwości Jarosławem Gowinem, a w Sejmie większość PSL. Również w czasie ratyfikacji w 2015 roku przeciw głosowała nie tylko PiS-owska opozycja, ale i część koalicji. Dziś ciągle to grono stanowi szeroką większość w Sejmie.
Sprawa dzieli też państwa Europy. Połowa państw Europy Środkowej tej konwencji nie chce ratyfikować: mówię tu o wszystkich państwach „wyszehradzkich” (poza, niestety, Polską), a także Litwie, Łotwie i Bułgarii.
Problem więc polega jedynie na tym, żeby politycy mieli odwagę działać zgodnie ze swoimi przekonaniami, by mieli sumienia otwarte na apele do poczucia sprawiedliwości i na argumenty, które powinni rozważyć.
Projekt „Tak dla Rodziny, nie dla Gender” zawiera dwie części. Pierwsza to upoważnienie Prezydenta Rzeczypospolitej do wypowiedzenia konwencji stambulskiej. Druga to zobowiązanie rządu do zaprezentowania na forum międzynarodowym projektu Międzynarodowej Konwencji Praw Rodziny.
A ktokolwiek postuluje – w oparciu o przepisy konwencji stambulskiej czy po prostu fakty – uzupełnienie prawa polskiego o nowe elementy antyprzemocowe, powinien zaproponować ich wpisanie do ustawy deratyfikacyjnej. Wczoraj w Sejmie wezwałem do zawarcia takiego Narodowego Porozumienia Antyprzemocowego. Lewicowym i liberalnym politykom, którzy wczoraj nie chcieli dyskutować, tylko wykorzystali debatę sejmową do ideologicznej kampanii nienawiści, tłumaczyłem, że przyjmując ustawę w takim kształcie wzmocnimy ochronę przed przemocą wszędzie tam, gdzie jest taka potrzeba. Na przykład, uważam, że prowodyr gwałtu zbiorowego powinien podlegać takiej odpowiedzialności karnej jak morderca. Z kultury masowej należy wyłączyć jakiekolwiek propagowanie przemocy seksualnej. Tak jak nie ma przypadku pedofilii „za zgodą ofiary”, tak nie powinno być legalnego niewolnictwa seksualnego, czy propagowania przemocowych wzorów seksualnych. Tego typu przepisy powinny się znaleźć w polskim prawie jak najszybciej. Jeśli posłowie będą mieli wystarczająco energii i inwencji, powinny się znaleźć już w tej ustawie. Dlatego mówiłem, że biorąc pod uwagę to, iż wypowiedzenie konwencji jest aktem odrębnym od samego zezwolenia parlamentu na jego dokonanie, wszystkie tego rodzaju przepisy mogą wejść w życie jeszcze zanim konwencja zostanie wypowiedziana.
Absolutnie nie chcemy, aby Polska zachowywała w swoim prawie to, na co zwrócili uwagę ministrowie w rządzie Tuska przeciwni przyjęciu Konwencji Stambulskiej, czyli kategorię „rodzaju” (gender). Odrębność płci nie jest oparta na jakichś trzeciorzędnych cechach jak wzrost czy kolor włosów, to podstawowa dana tożsamości każdego człowieka. Wynikające z tego wnioski społeczne – jak konstytucyjna ochrona macierzyństwa czy pobór mężczyzn do wojska w wypadku zagrożenia niepodległości – wzory, które za tym idą, nie mogą być podważane ani w prawie, ani – przede wszystkim – w wychowaniu.
Jaka powinna być kolejność prawna w przypadku wypowiedzenia Konwencji?
Konstytucja mówi, że akty międzynarodowe zatwierdza i wypowiada Prezydent Rzeczypospolitej, zależnie od rangi – za wiedzą lub zgodą Sejmu. W wypadku konwencji stambulskiej, ze względu na jej charakter, potrzebna jest ustawowa zgoda i o to do Sejmu wnioskujemy. A to oddaje sprawę w ręce Prezydenta. Dlatego ustawa „Tak dla Rodziny, nie dla Gender” dotyczy i praw rodziny, i suwerenności Rzeczypospolitej.
Druga część proponowanej ustawy to zalecenie rządowi, żeby przedstawił na forum międzynarodowym projekt Międzynarodowej Konwencji Praw Rodziny. Projekt powinien potwierdzać – zgodnie z naszą Konstytucją – charakter rodziny jako podstawowej wspólnoty społecznej, jej naturalny ustrój, oparty na trwałym związku kobiety i mężczyzny nastawionym na rodzicielstwo, wychowawcze prawa rodziców. Powinien łączyć państwa identyfikujące się z tymi zasadami i gotowe ich bronić na forum międzynarodowym. Jego pierwsi adresaci to środkowoeuropejskie państwa Unii Europejskiej odmawiające ratyfikacji genderowej konwencji stambulskiej.
Warto chyba wyjaśnić, dlaczego Konwencja Stambulska wzbudza tak duże kontrowersje.
Po pierwsze, problemem jest sama kategoria „rodzaju” (gender), zastępująca kategorię płci, traktująca kobiecość czy męskość jako wytwory kulturowe. Zasadniczy błąd tej ideologii polega na negowaniu – w oparciu o niewątpliwą ewolucję ról mężczyzny i kobiety w społeczeństwie – stałej odrębności ról mężczyzny i kobiety, niezależnie od kultur zmieniających się w czasie i przestrzeni. Negowanie tego faktu, szczególnie w wychowaniu, to podważanie podstaw człowieczeństwa.
Tymczasem artykuł 12 konwencji zaleca „wykorzenianie” z prawodawstwa stereotypowych ról kobiety i mężczyzny. Zwracamy uwagę, że taką najbardziej „stereotypową” rolą jest wzór małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety. Dziś państwa Europy Środkowej są atakowane za to, że go bronią w swoich konstytucjach i w prawodawstwie. Inną taką „stereotypową rolą” jest macierzyństwo, również chronione w Polsce jako wartość konstytucyjna. Tymczasem przywódcy Parlamentu Europejskiego otwarcie oświadczyli po przyjęciu rezolucji popierającej konwencję stambulską, że dziś tzw. aborcja staje prawem na skalę europejską. To było oficjalna deklaracja pani Revault d’Allonnes-Bonnefoy, sprawozdawczyni projektu, po jego przyjęciu.
Artykuł 14 decyduje, że edukacja publiczna ma uczyć niestereotypowych ról płciowych, czyli w konsekwencji – wymienności płci. Według takiego ujęcia dojrzewająca dziewczynka nie jest związana swą kobiecością, a chłopiec męskością.
Artykuł 4 natomiast zakłada, że wszystkie działania podjęte w imię Konwencji Stambulskiej muszą być traktowane jako zgodne z prawami człowieka, więc nie można ich kwestionować w oparciu o prawa człowieka – na przykład w odniesieniu do wychowawczych praw rodziny.
Wreszcie, artykuł 17 Konwencji Stambulskiej zakłada, że mamy żyć w otoczeniu wzorców przemocowych i dyskryminacyjnych, skoro do ich ograniczania w mediach poprzez „samoregulację” można jedynie „zachęcać”, oczywiście „z należytym szacunkiem” dla niezależności i wolności mediów. Dzieci i rodziny należy zaś uczyć „radzenia sobie w środowisku informacyjnym i komunikacyjnym zapewniającym dostęp do poniżających treści o charakterze seksualnym lub brutalnym”.
Ostatnim wreszcie elementem jest to, że konwencja ta wprowadza kolejny system zagranicznej kontroli nad naszym państwem (poprzez nadzorujący komitet GREVIO), a my uważamy, że tych form nadzoru nad naszym krajem mamy już dość. Czas, żebyśmy wreszcie my, wspólnie z państwami, z którymi naprawdę dzielimy wartości – zaczęli podmiotowo uczestniczyć w debacie na temat sprawiedliwości i praw człowieka.