25 maja 1948 w mokotowskim więzieniu został zamordowany rtm. Witold Pilecki. Wielki Polak i bohater, zginął jak męczennik. Jego życie to świadectwo oddania Bogu i Polsce. Jak pisał o ucieczce z Auschwitz: „Przede wszystkim byłem wierzący i wierzyłem, że jak Bóg zechce pomóc, to wyjdę na pewno”.
Był to człowiek o wyjątkowym charakterze i głębokiej duchowości. Jak pisze Anna Mandrela, autorka książki „Duchowość i charakter Witolda Pileckiego – sylwetka ochotnika do Auschwitz”:
„Gdy dokładnie przestudiujemy biografię rtm. Witolda Pileckiego, zrozumiemy, że jego postawa wynikała z głębokiej religijności, ale nie była to pobożność czysto zewnętrzna, a raczej oparta na rozważaniach dotyczących spraw najważniejszych. Osobowość Pileckiego ukształtowały trudne losy Polski i jego własnej rodziny”.
Jedną z najważniejszych jego cech była z pewnością wiara, która motywowała go przez całe życie do czynienia dobra. Czuł wielką wdzięczność i ufność do Boga. Kiedy pisał o intencji swojej pieszej pielgrzymki z Lidy do podwileńskiej kalwarii, zaznaczył, że nie traktuje takiej pobożności jak targowania się po kupiecku z Panem Bogiem na zasadzie:
„Ja dla Ciebie, Boziu, pójdę do Kalwarii, a Ty mnie za to daj to i tamto, lecz wprost uważam, że tych kilka dni i trochę zmęczenia przyniesionych w ofierze jest bardzo małą cząstką wdzięczności za wszystko, co od Boga mam. Za słońce, kwiaty, lasy, za przyjemne i przykre, które znosząc, staję się lepszym, i najwięcej za to zrozumienie właśnie tego, że i przyjemność, i zmartwienie w gruncie rzeczy jest dobre […]”.
Człowiek, który miał w sobie tak głęboką pobożność, stał się jednym z największych bohaterów, kiedy zgłosił się jako ochotnik do Auschwitz. W dramatycznych warunkach obozu koncentracyjnego nie stracił zaufania do Boga.
„Gdy oświadczył jednemu ze współwięźniów, że zamierza uciec z obozu, ten zapytał go: «Ale czy można, kiedy się chce, przyjeżdżać i wyjeżdżać z Oświęcimia?». «Można» – odpowiedział krótko więzień ukrywający się pod nazwiskiem Tomasz Serafiński. Czy w tej odpowiedzi nie kryją się brawura lub zbyt wielka pewność siebie? «Przede wszystkim byłem wierzącym i wierzyłem, że jak Bóg zechce pomóc, to wyjdę na pewno» – napisał w 1945 r., wspominając przygotowania do ucieczki z obozu. Jak wielka musiała być jego wiara i ufność w Boga!” – pisze Anna Mandrela.
W warunkach, które były skrajnie dramatyczne i które doprowadziły wielu ludzi do zwątpienia w Boga, Pilecki zachował wiarę. Składał swoje życie w Boże ręce i ta ufność dawała mu siłę. Była to postawa, którą pielęgnował całe życie.
„Około 15 lat przed udaniem się do obozu Pilecki napisał w jednym z listów: «Gdybym nawet nie miał kawałka chleba raptem ot tak, bo się Bozi tak zechciało, tobym i wtedy pewności siebie nie stracił, a jeślibym stracił, tobym był ostatnim osłem». Czyżby już wtedy mentalnie przygotowywał się do swojej życiowej misji?” – pisze autorka.
Zwraca też uwagę na jego wielką miłość do innych ludzi, na poświęcenie i empatię, czego przykładem jest jego zachowanie w obozie.
„W «Raportach z Auschwitz» Pilecki opisał jedno ze swoich najtrudniejszych przeżyć w obozie. Miał wtedy gorączkę, a nocą trudno było zasnąć z powodu ogromnej liczby wszy, które z każdej strony gryzły jego ciało. Gdy wreszcie nastąpiło odwszawianie, więźniowie spędzili całą noc, siedząc nago w parnej sali. Rano rozdano im ubrania i pognano na mróz. Wtedy Witold Pilecki zdjął swój płaszcz i oddał go koledze, który również był wtedy chory. Ilu ludzi w podobnej sytuacji zdecydowałoby się na tak hojny gest?”
Wiara Pileckiego była bardzo głęboka i towarzyszyła mu przez całe życie. Była jego częścią i rotmistrz nigdy się jej wstydził ani nie bał wyznawać. Jak pisał:
„Widziałem takich (szczególnie mężczyzn), którzy niby są wierzący, a wstydzą się wyraźnie przeżegnać i robią coś w rodzaju namiastki znaku krzyża. Jest to doskonały przykład psychozy wstydu i lęku, żeby jakiś bałwan z tłumu – kolega – nie «podeśmiał». Raczej gnuśnieć w tłumie baranów, byleby się nie narazić na wytknięcie palcem, jako człowiek niezrozumiały dla przeciętniaków. Wcale nie znaczy to, że chciałbym siebie ponad innych wynieść – przeciwnie! Chciałbym wstrząsnąć każdym, żeby z tego dorośniętego tylko do pewnego znormalizowanego poziomu tłumu wystrzeliły, jeśli nie można wszędzie – to przynajmniej tu i ówdzie – pędy myśli, czynu”.
Szlachetność charakteru Witolda Pileckiego i jego duchowość były przesiąknięte wiarą, która owocowała odwagą, pokorą, a także zgodą na wolę Bożą, a więc także na śmierć. Człowiek, który żył w bardzo trudnych czasach i poświęcił swoje życie dla ojczyzny, może być wzorem tak naprawdę dla każdego. Jak pisze Mandrela:
„Ksiądz prałat Józef Maj powiedział, że rtm. Witold Pilecki mógłby stać się patronem od dokonywania trudnych życiowych wyborów. Rzeczywiście, gdy przyjrzymy się jego biografii, dostrzeżemy, że niemal przez całe życie podejmował trudne decyzje, a za każdym razem wybierał trudniejszą drogę. W warunkach niewyobrażalnego stresu i presji nie dał się złamać, nie utracił swojego ideału”.
Także dzisiaj więc jego postać powinna przypominać, że „każdą trudną chwilę można wykorzystać do przełamywania siebie, do walki ze swoim charakterem, do naśladowania Chrystusa”.
Źródło: „Do Rzeczy”