Włoska diecezja Viterbo zawiesiła na dwa lata funkcje rodziców chrzestnych i świadków bierzmowania. Jak pisze ks. Włodzimierz Lewandowski (wiara.pl), „argumenty, na które wskazywał tamtejszy ordynariusz, każą zastanowić się, czy nie warto byłoby pokusić się o podobny eksperyment u nas”.
Pierwszy argument to wybór rodziców chrzestnych i świadków bierzmowania „w innym celu i z innych powodów niż wymagane przez ich szczególną rolę”. Jak zauważa ks. Lewandowski, często kryterium wyboru rodzica chrzestnego staje się status materialny, a nie przywiązanie do wiary. Jak podaje Kodeks Prawa Kanonicznego, najważniejszych zadaniem rodzica chrzestnego jest „pomagać, żeby ochrzczony prowadził życie chrześcijańskie odpowiadające przyjętemu sakramentowi i wypełniał wiernie złączone z nim obowiązki” (KPK 872).
„Co oczywiście nie musi oznaczać, że rodzice dziecka mają szukać do tej roli kandydata świętego. Wystarczy, by był «człowiekiem drogi». To znaczy wzrastał w wierze, żył Ewangelią i karmił się Eucharystią” – tłumaczy ks. Lewandowski.
Drugim argumentem wskazanym przez włoskiego biskupa są przeszkody kanoniczne i problemy, kiedy ksiądz odmawia przyjęcia kandydata na rodzica chrzestnego. Jak zaznacza ks. Lewandowski, problem dotyka też rodziców, którzy są świadomi, jaką rolę powinni odgrywać chrzestni. Coraz częściej nie mogą znaleźć odpowiedniego kandydata w kręgu swoich bliskich czy znajomych.
„Rodzice coraz częściej argumentują, że dziecko musi mieć chrzestnego, a oni innego kandydata nie mają. Otóż nie musi. We wspomnianym kanonie 872 czytamy: «Przyjmujący chrzest powinien mieć, jeśli to możliwe, chrzestnego». Z czego można wyciągnąć wniosek, że w przypadku braku takiej możliwości, nie musi mieć. Co nie oznacza braku potrzeby kogoś, kto rolę chrzestnego przejmie, stanowiąc wsparcie na drodze do dojrzałej wiary (nie mylić z bierzmowaniem!). Zwłaszcza w sytuacji, gdy proszący o chrzest rodzice też chodzą po kościelnych peryferiach” – pisze ks. Lewandowski.
Kto więc w miejsce chrzestnego? Ks. Lewandowski odpowiedź na pytanie widzi w opublikowanym ostatnio liście „Antiquum ministerium”, w którym papież Franciszek ustanawia posługę katechety.
„Misja, jaką Kościół chce im powierzyć w dużej mierze pokrywa się z zadaniami, jakie powinni, a nie zawsze wypełniają rodzice chrzestni” – zauważa.
Jak czytamy we wspomnianym liście: „Katecheta powołany jest przede wszystkim po to, by wyrazić swoje kompetencje w posłudze duszpasterskiej przekazywania wiary, która rozwija się na różnych swych etapach: od pierwszego głoszenia, które wprowadza w kerygmat, przez nauczanie, które czyni świadomymi nowego życia w Chrystusie i przygotowuje w szczególności do sakramentów inicjacji chrześcijańskiej, aż po formację stałą, która pozwala każdemu ochrzczonemu być zawsze gotowym «do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei» (1 P 3, 15). Katecheta jest zarazem świadkiem wiary, mistrzem i mistagogiem, towarzyszem i pedagogiem, który naucza w imieniu Kościoła. To tożsamość, która tylko poprzez modlitwę, studium oraz bezpośredni udział w życiu wspólnoty może rozwinąć się w odpowiedni sposób i z odpowiedzialnością”.
Ks. Lewandowski zwraca przy tym uwagę na różnicę między ustanowioną przez Franciszka posługą a znanymi nam ze szkół katechetami. Szkolni katecheci mają misję kanoniczną od biskupa, ale jest ona czasowa. Posługa katechety, związana, podobnie jak lektorat i akolitat, z liturgicznym błogosławieństwem, jest stała. Katecheta-nauczyciel przekazuje uczniom wiedzę określoną w programie nauczania i ich z tego rozlicza. Natomiast katecheta ustanowiony obrzędem liturgicznym pełni posługę w swojej wspólnocie.
„Dlatego musi brać «bezpośredni udział w życiu wspólnoty» i angażować się na każdym etapie rozwoju wiary, poczynając od głoszenia kerygmatu (ewangelizacja), poprzez przygotowanie do sakramentów inicjacji chrześcijańskiej, «aż po formację stałą» (mistagogia). Czyli ma być apostołem narodów i świętym Cyrylem Jerozolimskim, ewangelizatorem i mistagogiem w jednej osobie” – zaznacza ks. Lewandowski.
Według niego zawieszenie funkcji rodziców chrzestnych i świadków bierzmowania „nie musi oznaczać braku. Może być dla samych ochrzczonych i bierzmowanych szansą na rozwój”. Jest jednak warunek: we wspólnotach muszą być prawdziwi katecheci – mężczyźni i kobiety „o głębokiej wierze i dojrzałości ludzkiej”, będący „uważnymi głosicielami prawdy wiary” i mający „już wcześniejsze doświadczenie katechezy”.
„W cywilizacji o której trudno mówić, że jest jeszcze chrześcijańska, ich stała posługa to dla Kościoła szansa. Którą możemy stracić gdy powiemy: przecież mamy zastępy katechetów w szkole…” – podkreśla ks. Lewandowski.
Źródło: wiara.pl