Rozprawianie, że teraz Urban z Popiełuszką sobie gawędzą, to – delikatnie mówiąc – duża niestosowność – pisze ks. Dariusz Kowalczyk w felietonie dla tygodnika „Idziemy”.
Zwraca uwagę na twitterowy wpis jednego z duchowych, który brzmiał: „Na serio i bez ironii. Wierzę, że Jerzy Popiełuszko powie teraz Jerzemu Urbanowi, jaka była i jest Prawda. Ufam, że będą mieli teraz dużo czasu na pogawędki”. Takie podejście ks. Kowalczyk nazywa „chłystkowatym pseudochrześcijaństwem i karykaturą miłosierdzia”.
Zaznacza również, że zgadza się z tym, że o zmarłym mówi się albo dobrze, albo wcale, ale zasadę tę odnosi tylko do samego pogrzebu. Jest to bowiem uroczystość, na której niestosowne by było krytykowanie zmarłego. W każdej innej sytuacji jednak można, a nawet trzeba mówić prawdę o postawie i czynach zmarłej osoby, zwłaszcza jeśli jest to osoba publiczna.
Ks. Kowalczyk przytoczył dwie wypowiedzi dotyczące Jerzego Urbana. Pierwsza to słowa Jana Hartmana, który napisał: „Odszedł zasłużony dziennikarz, przemiły człowiek. Zawsze płynący pod prąd. W swoim długim życiu zdarzało mu się pobłądzić, ale (…) swoją pełną pasji działalnością antykościelną naprawił z nawiązką szkody, jakie wyrządził życiu publicznemu epoki stanu wojennego”.
Takie wypowiedzi powinny motywować do mówienia tego, jak było naprawdę, jak to zrobiła druga zacytowana przez ks. Kowalczyka osoba – „Kataryna”. Napisała ona, że Urban był „w stanie wojennym skończoną szmatą. Przez wszystkie kolejne lata nie udało mu się zrobić Kościołowi większego świństwa niż wtedy, gdy szczuł na ks. Popiełuszkę, a po brutalnym pobiciu i przypalaniu papierosami ks. Isakowicza-Zaleskiego przez SB insynuował, że ksiądz po pijaku przewrócił się na świecznik. Inteligencja Urbana przywoływana jako okoliczność łagodząca tylko go obciąża – dyrygent nagonek musiał rozumieć i akceptować, że przygotowuje grunt pod zbrodnie, a potem kryje ich sprawców”.
„Trzeba o tym mówić m.in. dlatego, że część młodego pokolenia, które nic nie wie o latach 80., gotowa jest przyjąć tyleż absurdalną, co nikczemną narrację Hartmana” – podkreśla ks. Kowalczyk.
Zwraca jednak uwagę, że ta sytuacja pokazuje głębszy problem – co w ogóle z perspektywy religijnej mówić, kiedy umiera ktoś, kto czynił wiele zła. Przypomina, że Kościół nigdy definitywnie nie wypowiada się, kto jest potępiony, bo wierzy, że Bóg walczy o człowieka do samego końca i nikt nie wie, co dzieje się między daną osobą a Bogiem w momencie śmierci. Kościół także modli się za wszystkich zmarłych, również tych, którzy umarli bez sakramentów.
„Kościół wie jednak, że nic nie dzieje się tutaj automatycznie i że człowiek może w swej zatwardziałości odrzucić nieodwołalnie Boże miłosierdzie. Gdyby sprawa nie była poważna, to Jezus nie musiałby umierać na krzyżu, tylko by ogłosił, że po śmierci to wszystko będzie fajnie i każdy z każdym poklepie się od razu po plecach” – tłumaczy ks. Kowalczyk.
Opierając się słowach Benedykta XVI dodaje, że nie można odrzucać sprawiedliwości, która nie jest wykluczana przez łaskę. Jak pisał Ratzinger: „Na uczcie wiekuistej złoczyńcy nie zasiądą przy stole obok ofiar, tak jakby nie było między nimi żadnej różnicy”.
„Rozprawianie, że teraz Urban z Popiełuszką sobie gawędzą, to – delikatnie mówiąc – duża niestosowność. Lepiej wzywać do poważnej modlitwy za tych, którzy zmarli pogrążeni w złu, które czynili, i przypominać piękną katolicką prawdę o czyśćcu, czyli o tym, że wystarczy szczelina otwarcia się na miłosierdzie, aby Bóg sam oczyścił grzesznika i przygotował go do «pogawędek» w niebie” – podsumowuje ks. Kowalczyk.
Źródło: „Idziemy”