„Postać Edmunda Wojtyły pokazuje, że jest wiele takich sytuacji, które wzywają, by zdać egzamin z naszego człowieczeństwa i naszego chrześcijaństwa” – mówi w rozmowie z KAI ks. dr Sławomir Oder, postulator w procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym Karola Wojtyły.
Istotny wątek rozmowy dotyczy prób „dewojtylizacji” Kościoła poprzez podważanie świętości Jana Pawła II. Znawca papieża wyraża zaniepokojenie tymi działaniami, które uznaje za klasyczną walkę dobra ze złem i jeden z dowodów na działanie szatana. „Jednak jestem przekonany, że prawda o Janie Pawle II jest prawdą, która sama się obroni!” – konkluduje.
Marcin Przeciszewski, KAI: Ostatnio wiele się pisze o Edmundzie Wojtyle, starszym bracie Karola Wojtyły, lekarzu, który w wieku 26 lat zmarł, zaraziwszy się szkarlatyną od swej pacjentki. Opiekował się nią w szpitalu w Bielsku ze świadomością zagrożenia dla własnego życia. Jakie refleksje budzi ta postać?
Ks. Sławomir Oder: To kolejny członek rodziny Wojtyłów, z którą Opatrzność mnie związała w szczególny sposób. Najpierw dzięki Janowi Pawłowi II, w którego procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym uczestniczyłem jako postulator, później dzięki rozpoczętemu procesowi beatyfikacyjnemu jego rodziców jak również poprzez zainteresowanie postacią Edmunda. W obszarze moich zainteresowań pojawił się on już dawno, przy procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II. Wówczas przekonałem się, że on był nie tylko postacią ważną dla św. Jana Pawła II, ale niezależnie od tego, był kimś wyjątkowym, przemawiającym do młodego człowieka także i dziś.
KAI: W jaki sposób?
Dzisiaj mamy już pewien dobrobyt i – po ludzku rzecz biorąc – nie jest wymagane bohaterstwo. Tymczasem postać Edmunda Wojtyły pokazuje, że jest wiele takich sytuacji, które wzywają, aby zdać egzamin z naszego człowieczeństwa i naszego chrześcijaństwa. Edmund Wojtyła zdał ten egzamin...
KAI: Jako wzorowy lekarz z pewnością. Ale czy to wystarcza do uznania świętości, o której – jak rozumiem - jest Ksiądz coraz bardziej przekonany? A chyba tym bardziej po lekturze wydanej ostatnio Książki Mileny Kindziuk „Edmund Wojtyła. Brat św. Jana Pawła II”.
Nie chcę się wypowiadać na temat świętości Edmunda, skoro Kościół jeszcze tego nie uczynił. Ale powiem, że jest to postać, która mnie fascynuje, która mnie inspiruje. I tak jak każdy święty jest on kimś, kto nas też zawstydza, zachęca, by się nawracać i podnosić się ze słabości, by wzrastać.
Fascynuje mnie, gdyż jest to człowiek, który był bardzo odpowiedzialny, doświadczony cierpieniem, doświadczony ubóstwem, a równocześnie zdeterminowany w dążeniu do celu, który sobie stawiał. I jak wiemy, był świetnym lekarzem. Miał też świadomość, że jego wybory wymagać będą poświęcenia, wielu wyrzeczeń i ofiary. On podjął to wyzwanie. Jako młody lekarz, już po roku praktyki był bardzo ceniony w środowisku medyków, był powszechnie szanowany, a to dlatego, że nie zadowolił się bylejakością.
A kiedy przyszła ta decydująca chwila, kiedy stanął wobec wyzwania ratowania życia ludzkiego, nawet narażając własne życie – on to wyzwanie podejmuje z całą świadomością. A podejmuje nie tylko ze względu na to, że jest prawdziwie oddanym lekarzem, nie tylko dlatego, że takie są obowiązki wynikające z przysięgi, ale dlatego, że jest bardzo głęboko wierzącym człowiekiem. Z jednej strony widać u niego chrześcijański „humus” wartości, na którym wyrosła cała jego osobowość, a z drugiej bardzo świadome przeżywanie wiary. Dostrzegamy to w jego wyborach, w jego postawie…
Podobny „humus” jest to coś, czego i dziś doświadczamy choćby w relacjach wobec Ukraińców, którzy przyjeżdżają uciekając przed wojną. I choć doświadczenie polsko-ukraińskich relacji historycznych jest trudne, widzimy otwarte serca i otwarte polskie domy. I to jest to pewne podglebie wynikające z chrześcijańskich wartości, jest to Ewangelia, która mimo że przez wielu została zapomniana, jawi się jako ważny element naszej tożsamości. A skoro takie postawy są u nas obecne, to z całą pewnością były obecne i naturalne u Edmunda, dzięki formacji jaką otrzymał w domu rodzinnym.
Jednak jego postawa życiowa, wybory jakich dokonał, znacznie wykraczają poza bagaż kulturowego doświadczenia. Wymagały bowiem determinacji i samookreślenia. To jest to, co widzimy w przesłaniu Jana Pawła II, który mówił młodym: „Wymagajcie od siebie, nawet jeśli nikt już od was nie wymaga” i apelował: „Miejcie własne Westerplatte!”. I te elementy, obecne w postawie Edmunda, wskazują na wyjątkowość postawy tego młodego lekarza z Bielska.
KAI: A czy w świetle tego, co Ksiądz mówi, możliwe jest rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Edmunda Wojtyły?
Uważam, że nie jest to wykluczone, a nawet, że jest to możliwe. A rozpoczęcie jego procesu beatyfikacyjnego byłoby bardzo cenne dla ukazania współczesnym tej postaci jako wzoru do naśladowania na drogach świętości. Ale nie zapominajmy, że proces beatyfikacyjny to bardzo wymagające procedury, jakie muszą zostać wypełnione.
Ewentualny proces prowadzony drogą „oblatio vitae”, jak niektórzy sugerują w przypadku Edmunda, wymaga udowodnienia, że podjęta decyzja o ofiarowaniu życia była jednoznacznie związana z miłością do Chrystusa. To nie jest takie proste. Może w tym miejscu warto przypomnieć, że 12 lipca 2017 roku został ogłoszony list apostolski w formie motu proprio, noszący tytuł „Maiorem hac dilectionem”, w którym Franciszek wskazywał, że heroiczne ofiarowanie życia, podyktowane i wspierane przez miłość, jest wyrazem prawdziwego, pełnego i przykładnego naśladowania Chrystusa, a zatem zasługuje na taki sam szacunek, jakim wspólnota wiernych zazwyczaj otacza tych, którzy dobrowolnie zaakceptowali męczeństwo krwi bądź w stopniu heroicznym praktykowali cnoty chrześcijańskie. W ten sposób pojawiła się nowa, trzecia droga, prowadząca do chwały ołtarzy. Aby ofiarowanie własnego życia było ważne do beatyfikacji, musi być dobrowolne i wynikać z miłości. Trzeba, by wiązało się rzeczywiście z przedwczesną śmiercią i z praktykowaniem cnót chrześcijańskich, przynajmniej w stopniu zwyczajnym. Winna mu towarzyszyć sława świętości, przynajmniej pośmiertna, a do beatyfikacji sługi Bożego, który ofiarował swoje życie, konieczny jest również cud przypisywany jego wstawiennictwu, jaki miał miejsce już po jego śmierci.
KAI: Jaki więc byłby podstawowy warunek rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego Edmunda Wojtyły?
Jak w każdym procesie jest to tzw. „fama sanctitatis” – czyli przekonanie o świętości osoby kandydata. Można powiedzieć, że ta opinia o świętości Edmunda towarzyszyła mu nie tylko bezpośrednio po śmierci, ale jest żywa do dziś.
KAI: Ale chyba tylko w ograniczonych środowiskach, gdyż w sumie jego postać nie jest szerzej znana?
Z całą pewnością opinia o świętości Edmunda Wojtyły jest obecna w tych środowiskach, które są jakoś związane z Janem Pawłem II. Mam z nimi bliski kontakt. Tam bardzo często mówi się o Edmundzie w odniesieniu do świętości Jana Pawła II i do jego rodziców. Jest to całkiem naturalne, gdyż świętość Jana Pawła II stanowi niejako „szkło powiększające”, przez które można zauważyć świętość jego rodziców i brata.
Złą rzeczą byłoby, gdybyśmy przekonanie o świętości Edmunda kreowali na siłę. Tymczasem widzę, że to przekonanie jest czymś zupełnie naturalnym i oddolnym.
KAI: Pytanie o dokumenty wymagane do przeprowadzenia procesu beatyfikacyjnego. Jakimi dokumentami potwierdzającymi świętość Edmunda Wojtyły dysponujemy? A jakie jeszcze możemy zdobyć?
Można powiedzieć, że swego rodzaju szczęściem jest to, że mamy do czynienia z osobą, która żyła pod zaborem austriackim. Tamtejsza administracja była bardzo skrupulatna. W wielu archiwach – czy to szkolnych, czy wojskowych, czy innych – możemy znaleźć dokumenty dotyczące samego Edmunda oraz rodziny Wojtyłów. Jest też ówczesna prasa, gdzie znajdujemy liczne świadectwa publikowane bezpośrednio po jego śmierci czy związane z pogrzebem.
KAI: A na jakim etapie znajduje się proces beatyfikacyjny rodziców Jana Pawła II?
Proces rozpoczął się dwa lata temu i znajduje się na etapie diecezjalnym w archidiecezji krakowskiej. W Krakowie prowadzone są przesłuchania polskich świadków.
Ale ciekawe jest, że w trakcie trwania tego procesu pojawiły się osoby, które modlą się za wstawiennictwem rodziców Jana Pawła II, a nie są związane z żadnym polskim środowiskiem. Miałem takie sygnały z Włoch, Stanów Zjednoczonych czy z Hiszpanii. Są to cenne głosy. W takim historycznym procesie, jakim jest proces rodziców Jana Pawła II, bardzo istotne jest przekonanie o świętości. I ci świadkowie, chociaż nie będą znali szczegółów życia Wojtyłów ani kontekstu rodzinnego czy historycznego, gdyż poznali ich dopiero przez osobę Jana Pawła II, to zafascynowali się tymi postaciami. Modlą się za ich wstawiennictwem i jest to najistotniejsze w takim procesie.
KAI: Kiedy proces diecezjalny Wojtyłów może się zakończyć?
Gdyby chodziło o takich „modlitewnych” świadków wyłącznie z Polski, to bylibyśmy bardzo blisko zamknięcia procesu. Natomiast ci świadkowie zza granicy pojawili się stosunkowo niedawno, były to sygnały, jakie otrzymałem jako postulator. Wiąże się to teraz z koniecznością przedłużenia etapu diecezjalnego mniej więcej o rok.
KAI: Mówimy o świętości Jana Pawła II, która – choć to paradoks – przez pewne środowiska poddawana jest dziś w wątpliwość. Do niedawna wydawało się, że cały świat, zarówno ten związany z Kościołem, jak i ten daleki od Kościoła, żywi przekonanie, że Karol Wojtyła był świętym, co zresztą zostało potwierdzone poprzez proces beatyfikacyjny jak i kanonizacyjny. Teraz widzimy, że został zainicjowany nurt, który stawia sobie za cel „dewojtylizację” Kościoła bądź raczej „desanktyfikację” Jana Pawła II. Chodzi o znalezienie takich zarzutów, które skutecznie poddałyby w wątpliwość świętość Jana Pawła II. Jak postrzega to Ksiądz, który jako postulator był tak bardzo zaangażowany w udowodnienie świętości Karola Wojtyły?
Widzę to w dwóch aspektach. Jeden jest to aspekt stricte proceduralno-kościelny. I tu nie ma problemu. Wielokrotnie mówiłem, że proces beatyfikacyjny został przeprowadzony w sposób bardzo skrupulatny, bez owijania w bawełnę jakichkolwiek trudnych tematów. Wszystkie problemy czy zarzuty, jakie można było sobie wyobrazić, zostały podjęte i zostały przedstawione autorytetowi Kościoła. A Kościół po przeprowadzeniu rzetelnych badań ustami Ojca Świętego, najpierw Benedykta XVI, a potem Franciszka, dał zielone światło do beatyfikacji, a potem do kanonizacji Jana Pawła II.
Pamiętajmy, że warunkiem zarówno beatyfikacji, jak i kanonizacji były dwa wydarzenia niewytłumaczalne z naukowego punktu widzenia. Ich charakter, dynamika i przebieg czasowy, są dla mnie potwierdzeniem swego rodzaju przynaglenia z wysoka. Uznany do beatyfikacji cud uzdrowienia z choroby Parkinsona, miał miejsce praktycznie w kilka tygodni po śmierci Jana Pawła II, natomiast niewytłumaczalne z punktu widzenia medycyny zniknięcie tętniaka w mózgu mieszkanki dalekiej Kostaryki, dokonało się podczas mszy beatyfikacyjnej.
Orzeczenie papieża o kanonizacji ma charakter nieomylny. Kanonizacja wypełnia te elementy, które warunkują nieomylną wypowiedź papieża. Dla mnie jako człowieka wierzącego i człowieka Kościoła, sprawa jest całkowicie zamknięta. I to nie tylko z punktu widzenia formalno-prawnego. A skoro uczestniczyłem w tym osobiście jako postulator, jestem głęboko przekonany, że są to konkluzje jak najbardziej słuszne.
KAI: A konkretnie jak przebiegały te badania dotyczące różnych wątpliwości, o których Ksiądz wspomina?
W procesie tym, jak w każdym procesie papieskim, mamy do czynienia z pewnymi trudnościami. Polegają one chociażby na trudności dostępu do najświeższego archiwum. Wiadomo, że istnieją dokumenty, które są objęte pewnego rodzaju embargiem czasowym. Po prostu się ich nie udostępnia, a może to nastąpić dopiero po kilkudziesięciu latach. Ale do tego została powołana specjalna komisja historyczna. Jej celem było przebadanie całej istniejącej dokumentacji.
KAI: Rozumiem, że komisja historyczna, o której Ksiądz mówi, miała prawo zapoznania się z wszelkimi niezbędnymi dokumentami znajdującymi się w watykańskich tajnych archiwach?
To nie jest tak, że może to zrobić człowiek z zewnątrz. Kwerenda była dokonywana przez pracowników archiwum na wniosek komisji historycznej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Obowiązują tam takie same procedury jak w innych podobnych archiwach. A przebiegało to tak: komisja historyczna sformułowała pytania związane z pewnymi trudnymi kwestiami wymagającymi wyjaśnienia. Pytania te zostały przekazane najpierw Kongregacji Spraw Świętych, która skierowała je do odpowiednich organów Stolicy Apostolskiej z prośbą o przeprowadzenie kwerendy w swych archiwach. Chodziło głównie o Sekretariat Stanu, gdyż tam znajdują się archiwa i tam są osoby, które są kompetentne. Ponadto pracownicy archiwum działają pod przysięgą, że nic nie będą zatajać ani zmieniać. Ich zadaniem jest obrona Boga, ale i prawdy historycznej. To nie jest tak, że można by cokolwiek ukryć czy powiedzieć, że nie istnieje. Byłaby to kompromitacja, która wcześniej czy później wyszłaby na jaw. Jest to sprawa zupełnie oczywista.
To tyle odnoście do procedur. A dlaczego mamy – jak Pan to nazywa – tę próbę „dewojtylizacji” Kościoła, poprzez podważenia świętości Jana Pawła II? Jako człowiek wierzący jestem głęboko przekonany, że diabeł istnieje i posługuje się ludźmi po to, żeby zasiewać niepokój i wątpliwości. Jest to niemal stereotypowy scenariusz walki dobra ze złem. A to, co się dziś dzieje z Janem Pawłem II, jest kolejnym tego przykładem i dowodem. Jest on bowiem potężnym orędownikiem ludzi przed Bogiem. Prawdziwy, wielki święty.
Czy można się dziwić, że diabeł denerwuje się, mając takiego przeciwnika? Miałem wiele próśb ze strony egzorcystów, którzy proszą o relikwie Jana Pawła II, bo w świetle doświadczeń ich pracy, kiedy w modlitwie pojawia się imię Jana Pawła II, jest to jeden z silniejszych egzorcyzmów.
Po ludzku jest mi po prostu przykro, że ktoś poważa świętość Jana Pawła II, nie potrafię tego zrozumieć. I co najsmutniejsze, że robi się to mówiąc o prawdzie. Ale prawda została pokazana, prawda została odsłonięta poprzez bardzo wiele publikacji, a także w samym procesie beatyfikacyjnym.
Jeśli chodzi o osobę Jana Pawła II, mamy do czynienia z wielką transparencją i nikt nie chce niczego ukrywać. Jeżeli człowiek w uczciwy sposób spojrzy na jego wypowiedzi, na jego działalność, na jego zachowania wobec pewnych gorszących sytuacji w Kościele, np. pedofilii, to głośniejszego głosu niż ten Jana Pawła II za jego czasów nie było. A w sprawie wykorzystywania seksualnego małoletnich przez księży ten stanowczy głos Jana Pawła II pojawił się już w 1992 r. w przemówieniu do biskupów amerykańskich. A powiedział on wówczas, że dla tego typu przestępców, którzy krzywdzą najsłabszych, nie ma miejsca w Kościele. Nikt poza Janem Pawłem w ówczesnym świecie tego tak ostro nie mówił. Oskarżanie go o sprzyjanie czy „zamiatanie pod dywan” przestępstw na tle pedofili jest zupełnym absurdem, a przede wszystkim przeczy faktom.
Proszę mi powiedzieć jak to możliwe, że w godzinę po ukazaniu się raportu o sprawie McCarrica, raportu, który ma prawie 700 stron, pewne osoby mówiły, że została tam dokonana całkowita „dewastacja” Jana Pawła II. A jest to kompletna bzdura. A pisali tak ci, którzy nie byli w stanie przeczytać raportu. Nie jest przecież możliwe przeczytanie 700 stron tekstu w ciągu godziny. Były to więc z góry założone tezy, dla których ogłoszenia publikacja raportu była tylko pretekstem. A sam raport stwierdzał zupełnie co innego. Przecież raport ten dowodził uczciwości Jana Pawła II. Ten, kto go przeczytał, nie ma co do tego wątpliwości.
Jestem przekonany, że prawda o Janie Pawle II jest prawdą, która sama się obroni!
KAI: A jak jest z cudami, które dokonują się na skutek modlitwy za pośrednictwem Jana Pawła II. Czy świadectwa o kolejnych cudach wciąż docierają do Księdza?
Kontakt ze mną jest bardzo utrudniony, gdyż biuro postulatora w Rzymie już nie istnieje, a ja pracuję teraz w Toruniu. Trudno mnie odnaleźć, by przekazać informację o jakimś cudownym wydarzeniu przypisywanym wstawiennictwu św. Jana Pawła II.
Obecnie na świecie istnieją liczne sanktuaria św. Jana Pawła II i to są naturalne punkty odniesienia dla takich spraw. Świadectwa o nowych cudach zbiera m. in. sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Generalnie rzecz biorąc, po kanonizacji takich informacji dociera mniej, ale to wcale nie znaczy, że nie dzieją się wielkie rzeczy.
KAI: A w czym – jeśli można tak powiedzieć - św. Jan Paweł II jest specjalistą jeśli chodzi o owoce modlitwy wstawienniczej za jego pośrednictwem?
Najbardziej adekwatnym przykładem jest cud, jaki został wykorzystany w procesie beatyfikacyjnym. Było to uzdrowienie z choroby Parkinsona, a dotyczył kobiety z Francji, zakonnicy i osoby, która całkowicie jest oddana kwestii obrony życia. Jan Paweł II jest orędownikiem na rzecz ochrony życia ludzkiego, od poczęcia aż do śmierci. W czasie kanonizacji papież Franciszek ukazał go jako papieża rodziny. Te kwestie zresztą są związane ze sobą, bo rodzina jest naturalnym miejscem, w którym pojawia się i rozwija życie oraz się kończy. Odniesienie do rodziny i do życia ludzkiego jest tym, co najbardziej charakteryzuje tę „specjalność” Jana Pawła II.
Rozmawiał Marcin Przeciszewski
Marcin Przeciszewski / Toruń