Smartfon w ręku dziecka: rodzice muszą uczyć sztuki wyboru i stawiania granic

Od czasu debiutu pierwszego smartfona upłynęło już ponad 15 lat. W tym czasie wyrosło całe pokolenie dzieci z telefonami w ręku. Jako rodzice nie byliśmy na to przygotowani. Czas na refleksję.

Jak zauważa holenderska pedagog specjalizująca się w mediach Henrieke Hoogendijk, smartfon wywiera coraz większy wpływ na nasze życie społeczne. Nie możemy ignorować tego faktu i nie możemy do niego podchodzić bezrefleksyjnie. Choć technologia jest nowa, problemy wychowawcze, jakie sprawia, są stare jak świat – i trzeba je nazwać po imieniu.

Próba eliminacji smartfonów z życia skazana jest na niepowodzenie – chyba, że chcielibyśmy stworzyć jakąś atechniczną chrześcijańską enklawę na podobieństwo amerykańskich Amiszów. Zarówno dorośli, jak i dzieci posługują się smartfonami w coraz większym stopniu. Dorosłym coraz trudniej wyobrazić sobie życie bez aplikacji bankowej, mobilnych płatności za bilety, aplikacji do konferencji online czy wyszukiwarki internetowej dostępnej w każdym momencie. Dla dzieci smartfon ma wymiar bardziej rekreacyjny – to przede wszystkim narzędzie do zabawy i komunikacji z rówieśnikami. Nie ma w tym nic złego. Smartfon to narzędzie - i jak każde narzędzie jest samo w sobie neutralne moralnie.

Henrieke Hoogendijk zwraca jednak uwagę na drugą, bardziej negatywną stronę smartfona. Smartfon może pomagać w codziennym życiu, może jednak stać się atrakcyjną alternatywą dla innych zajęć. W tym momencie zamiast być tylko narzędziem, staje się namiastką życia. Smartfon został zaprojektowany tak, aby utrzymać uwagę użytkownika jak najdłużej. Dźwięki, sygnały nieprzeczytanych wiadomości i wyświetlające się wątki WhatsApp nieustannie wymagają naszej uwagi i naszego czasu. Czas jednak mamy jeden – i musimy się nauczyć mądrze nim gospodarować.

Smartfony 15 lat temu i dziś

Na początku reakcje chrześcijańskich rodziców na smartfon w ręku dziecka były zazwyczaj skrajne: jedni całkowicie tego zabraniali, drudzy zgadzali się na wszystko. Jak mówi Hoogendijk, przez całe lata w rozmowach z rodzicami słyszała zdanie: „to się po prostu stało”, zdradzające ich bezsilność w podejściu do tego, jak dziecko korzysta z nowych technologii. Poprzednie pokolenia nie zastanawiały się zbytnio nad edukacją medialną. My jednak musimy uczyć dzieci, jak odpowiedzialnie korzystać z telefonów, choć nas samych tego nie nauczono. Jesteśmy więc jak ślepcy, którzy muszą wskazać swoim dzieciom drogę w świecie nowych kształtów i kolorów.

Powoli jednak postawa rodziców ulega zmianie. Zwłaszcza najmłodsze pokolenie rodziców samo doświadczyło już codziennego korzystania z mediów i smartfonów. Rozumieją, jak wielka jest siła przyciągania przez ekran. Zdają sobie sprawę, że edukacja medialna to nie wybór, ale istotny element rozwoju dziecka.

Gdy dziecko mówi: „mamo, odłóż ten telefon”

Zanim zaczniemy wychowywać nasze dziecko, być może najpierw trzeba wychować samego siebie. Większość z nas zaczęło korzystać ze smartfonów w późniejszym wieku. Wielu ciągle jeszcze jest na etapie na etapie oswajania się z tym urządzeniem. Inni dali się pochłonąć technologii do tego stopnia, że stała się dla nich uzależnieniem. Holenderska pedagog mówi, że nieraz to nie rodzice, ale dzieci zwracają uwagę na problem, wzdychając: "Mamo, odłóż ten telefon".

Jest jednak coraz więcej rodziców, którzy korzystają z nowych technologii w sposób świadomy. Przykładne zachowanie rodziców jest kluczowe. Dzieci potrzebują rodziców, którzy pokażą im, jak korzystać z mediów, nie będąc przez nie kontrolowanym; rodziców, którzy zdają sobie sprawę, że smartfon może być neutralnym narzędziem, ale może też wzbudzać w nas niewłaściwe pragnienia, być złodziejem czasu i naszej uwagi.

Edukacja medialna jest trudna, ale konieczna

Dobre korzystanie z mediów jest sztuką. I jak każdej sztuki – trzeba się tego uczyć. Korzystanie z mediów dotyka wszystkich dziedzin życia. Można to porównać do seksualności, która stanowi ważną część życia. Możemy jej ulec, możemy się jej przerazić, albo próbować ją stłumić. Możemy jednak także wychowywać naszą seksualność, tak aby była podporządkowana rozumowi i zgodna z celami, jakie stawiamy sobie w życiu.

Siła przyciągania smartfona może nie wydawać się tak wielka, tak biologiczna, jak popęd seksualny. A jednak jest z nim porównywalna. Telefon sprawia, że cały świat nagle staje się dostępny na wyciągnięcie ręki – z jego wszelkimi atrakcjami, ale także zagrożeniami. Tak jak seksualność zamiast służyć budowie trwałych więzi rodzinnych może stać się płytką rozrywką i źródłem uzależnień, tak też smartfon – zamiast służyć nam samym może zdominować nasze życie tym, co nieistotne, choć atrakcyjne.

Rodzice dostrzegają nieraz problem nastolatków, które zamykają się we własnym świecie mediów. Nie jest to jednak przecież nowy problem – zawsze okres między dzieciństwem a dorosłością wiązał się z trudem komunikacji z własnymi rodzicami. Zmieniła się forma, ale nie istota tego problemu. Kluczem jest to, aby rodzice w tym okresie pomimo nieuchronnych napięć nie rezygnowali z komunikacji, z dialogu z własnymi dziećmi. Dialog nie oznacza pouczania, ale rozmowę! Jeśli nie mamy czasu i siły na taką rozmowę jako rodzice, nie dziwmy się, że nasze nastoletnie dzieci zamykają się we własnym świecie. Smartfon jest tylko pretekstem.

W czym leży problem?

Szczególnym problemem związanym z korzystaniem ze smartfonów jest rozproszenie uwagi. Nigdy wcześniej żadne medium nie działało w ten sposób i nigdy wcześniej skala tego rozproszenia nie była tak duża. Dzieci łatwo przyzwyczajają się do ciągłego strumienia bodźców i nie widzą, jaki wpływ wywiera na ich psychikę. A jest to wpływ bardzo niekorzystny. Niekontrolowany zalew bodźców męczy nasz umysł, utrudnia czy wręcz uniemożliwia skupienie, a ciągłe pobudzenie wprawia nas w rozdrażnienie. W końcu zaś – znieczula, tak, że szukamy coraz mocniejszych bodźców. W ten sposób powstaje błędne koło, z którego trudno się wyrwać. Podobnie jak z innymi uzależnieniami, aby przerwać ten niekorzystny stan, trzeba go najpierw zobaczyć, nazwać i zrozumieć, że jest to coś, co psuje nasze życie, co odbiera mu dobrą jakość. Następnie zaś – trzeba postawić sobie granice. W przypadku smartfona w większości przypadków nie jest konieczne radykalne odcięcie od źródła uzależnienia. Smartfon to nie heroina czy nikotyna. Potrzebne jest jednak wyraźne postawienie granic: tyle minut dziennie, nie więcej – na gry, Facebooka czy Instagrama. Wyłączam powiadomienia ze wszystkich aplikacji, z wyjątkiem smsów. Odkładam telefon podczas obiadu czy spotkania z przyjaciółmi. Tego musimy uczyć się jako rodzice i tego musimy uczyć także nasze dzieci.

Gdy dziecko pierwszy raz dostanie wymarzonego smartfona, znacznie szybciej nauczy się korzystać z niego w wymiarze technicznym niż w psychicznym. Innymi słowy, nasze dziecko ma problem nie tyle ze smartfonem, co z własną psychiką, z własną dojrzałością. Samo nie poradzi sobie z tym problemem – to my jako rodzice i wychowawcy musimy go poprowadzić. Najpierw własnym przykładem, następnie zaś – mądrymi wskazówkami i stawianiem granic. Jasne jest, że dziecko odbiera wszelkie ograniczenia jako zamach na swoją wolność i będzie protestować. Jednak granice są konieczne i służą dobru naszego dziecka. Skoro potrafi się nauczyć kontrolowania swoich odruchów fizjologicznych, siadając na nocnik, skoro potrafi zapanować nad wybuchami dziecięcej złości, to potrafi też nauczyć się kontrolować swoje korzystanie ze smartfona.

Nie bójmy się stawiać granic naszym dzieciom, ucząc je samoopanowania. To, co może się wydawać trudem, przynosi dobre owoce. Granice w życiu każdego człowieka są konieczne i służą jego dobru. A przede wszystkim – miejmy czas dla własnych dzieci. To, że uciekają w świat rzeczywistości wirtualnej, jest bowiem zazwyczaj skutkiem tego, że w otaczającej je rzeczywistości realnej nie znajdują tego, czego najbardziej im potrzeba – troskliwej uwagi osób bliskich i wspólnie spędzanego z nimi czasu.

 

źródło: CNE, Reformatorisch Dagblad

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama