Modlitwa za zmarłych wiąże się z wiarą w przemieniająca moc miłości — mówi ks. prof. Robert Woźniak z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.
Jak wyjaśnia ks. Woźniak, jeśli ktoś jest kochany — jemu też łatwiej kochać i otwierać się na miłość. Otaczając naszych zmarłych miłością i troską, pomagamy im przybliżać się do Boga, na którego oglądanie czekają w czyśćcu.
Czy naszym zmarłym zależy na posprzątanych grobach?
- Tego nie wiem. Zależy im na naszej modlitwie. Zależy im, żebyśmy o nich pamiętali i podtrzymywali stały kontakt z nimi. W Kościele wierzymy w świętych obcowanie. To jedna z podstawowych prawd wiary. Mówi o tym, że śmierć nie niszczy naszych ziemskich relacji, tylko je przemienia. Możemy nadal być w relacji z tymi, którzy umarli, szczególnie w sposób duchowy, poprzez modlitwę i wymianę dóbr duchowych. Choć posprzątane groby to też pewien aspekt pielęgnowania tych relacji.
Dlaczego zmarłym zależy na naszej pamięci?
- Kościół naucza o czyśćcu, czyli dochodzeniu człowieka do doskonałej miłości koniecznej do osiągnięcia szczęścia w niebie. Tradycyjnie formułowano te naukę w ten sposób, że popełnione grzechy, odpuszczone w sakramencie pokuty, pociągają jeszcze za sobą karę, którą dana osoba musi ponieść w czyśćcu. Nie powinniśmy jednak patrzeć na to tylko w kategoriach formalno — prawnych. Karę tę należy raczej rozumieć jako umożliwienie pewnego procesu dojrzewania. Kara wynika z godności tego, kto popełnił jakieś przestępstwo; jest wyrazem troski o niego. Kościół naucza też, że my, żyjący, możemy pomagać ludziom oczyszczającym się w czyśćcu. Możemy przyczyniać się do darowania ich kar, innymi słowy pomagać im w dojrzewaniu do nieba. Pomaga im nasza osobista modlitwa, ofiarowana Msza św., uzyskany odpust pod warunkami ustanowionymi przez Kościół. Ta pomoc jest bardzo konkretna, realna.
Co to jest odpust?
- Odpust to darowanie kar, o których mówiłem wcześniej — kar za grzechy już odpuszczone. To pomoc w oczyszczeniu. Odpust może być zupełny lub cząstkowy. Może być ofiarowany za osoby żyjące lub zmarłe. Nauka o odpustach wiąże się z naszym uczestnictwem we wspólnocie Kościoła. Kościół to wspólnota świętych. Należą do niej nie tylko ci, co pielgrzymują na ziemi, nie tylko ci, co oczyszczają się w czyśćcu, ale też ci, co są już w niebie. Zasługi, dobre uczynki, modlitwy tych wszystkich ludzi — to wszystko jest pewnym skarbem, pewną pozytywną, Bożą energią, którą dysponujemy i która może nam pomagać. Może ona również pomagać oczyszczać się tym osobom, które w czyśćcu oczekują na oglądanie Boga. Kościół ustanawia warunki uzyskania takich odpustów, korzystając z władzy otrzymanej od Pana Jezusa. Powiedział On do Piotra: ”Tobie dam klucze Królestwa Niebieskiego”. Można powiedzieć, że dał Piotrowi i jego następcom klucze do Swojego Domu. Warunki uzyskania odpustu mają sprawić, by dany człowiek bardziej kochał, bardziej dojrzał, bardziej przybliżył się do Boga, był bardziej odpowiedzialny, bardziej relacyjny. Może przez to pomagać też innym.
W jaki sposób zasługi innych ludzi mogą pomagać tym, którzy są w czyśćcu?
- To jest bardzo trudne do zrozumienia dziś. Współcześni ludzie myślą bardzo indywidualistycznie. „Sam sobie zasłużyłem”, „sam sobie zarobiłem”, „sam sobie kupiłem”. Natomiast istnieje bardzo duża zależność miedzy losami jednostki a losami wspólnoty. Jeśli znajduję się we wspólnocie, która jest dojrzała, pełna miłości — to również mnie dotyczy, to również ja na tym korzystam. Miłość otaczająca człowieka przemienia go. Odpusty to nie jest coś, za co można zapłacić, to nie są magiczne rytuały. To musi być rozumiane na zasadzie relacji międzyosobowych. Jeśli te relacje się odpowiednio układają, jeśli człowiek ma wokół siebie ludzi świętych i dobrych — to przemienia też jego, pomaga mu dojrzewać.
Nie powinno się zatem myśleć o odpustach w kontekście warunków, które trzeba spełnić i zadań, które trzeba wykonać, by w zamian coś uzyskać — dla siebie lub dla zmarłego.
- Raczej powinniśmy na to patrzeć w kontekście pogłębiania naszych relacji miłości. Proszę spojrzeć, jakie to są warunki i zadania. Żeby uzyskać odpust, trzeba być w stanie łaski uświęcającej, przystąpić do komunii świętej, jeśli to konieczne — wcześniej do sakramentu pokuty. Należy też odmówić Ojcze nasz, Zdrowaś Mario i Wierzę w Boga w intencjach, w których modli się papież. W Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny warunkiem uzyskania odpustu w intencji zmarłych jest dodatkowo pobożne nawiedzenie kościoła lub kaplicy a od 1 do 8 listopada — nawiedzenie cmentarza. By uzyskać odpust zupełny, czyli całkowite darowanie kar, należy też decyzją woli odciąć się od przywiązania od jakiegokolwiek grzechu, zjednoczyć się z Bogiem, mówiąc Mu: chcę iść Twoją drogą, chcę pragnąć tego, czego Ty chcesz. Są to zatem warunki, które przede wszystkim mnie samego odwracają od grzechu i przybliżają do Pana Boga. Przybliżają nas one również do Kościoła, choćby przez złączenie naszych modlitw z modlitwą Ojca Świętego.
Warunki uzyskania odpustu kierują nas w stronę pogłębiania naszych międzyosobowych relacji. Sami chcemy bardziej kochać Boga i innych ludzi. Chcemy też w naszą miłość włączyć te osoby, za które ofiarowujemy odpust.
Miłość i dobroć zmienia człowieka. Czasami ludzie się skarżą: „Nikt mnie nie kochał! Dlatego popełniłem tyle zła, bo próbowałem sam kochać siebie...”. Praktyka odpustów wynika z wiary w przemieniającą moc miłości, którą możemy otaczać człowieka, również po śmierci. Otaczamy człowieka naszą własną miłością, ofiarowujemy mu wielką miłość, która jest w Kościele, po to, by ta miłość pomogła mu otworzyć się bardziej na Pana Boga. To trochę tak jak w rodzinie. Jeśli jest w niej wiele kochających osób, które dużo robią i wiele wnoszą do tej rodziny, wszyscy członkowie tej rodziny mają w pewnym sensie łatwiejszy start.
W kluczu tej przemieniającej mocy miłości powinniśmy zresztą patrzeć nie tylko na odpusty ale też inne formy modlitwy i pamięci za zmarłych.
Tu jedna uwaga — człowiek idzie do nieba, jeśli chce. Mamy wolność. Pan Bóg nikogo do tego nie zmusza, nawet jeśli ofiarowujemy za kogoś odpust, Mszę św. czy modlitwę.
W Kościele istnieje praktyka tzw. Mszy św. gregoriańskich, odprawianych za zmarłego codziennie przez 30 dni. Warto zamawiać takie Msze? Czy są one w jakiś sposób „lepsze” od innych?
- Msze św. gregoriańskie to jest tylko pewien zwyczaj w Kościele. Ale zwyczaj bardzo piękny i trwający już 15 wieków. Jak najbardziej warto go praktykować! Każda Msza św. ma oczywiście wartość nieskończoną. My jednak żyjemy w czasie i nasza liturgia, choć łączy się z liturgią w niebie, jest liturgią tu na ziemi. Uczestnictwo w Mszach św. nas zmienia. Proszę zobaczyć, jaki to jest piękny gest miłości i troski o tego, kto odszedł — przez 30 dni odprawiamy za niego Eucharystię i uczestniczymy w niej. Oczywiście to nie jest obowiązkowe dla nikogo. Można też przyjść i na jedną Mszę. Ja jednak jako ksiądz obserwuję, jak ludzie do tego podchodzą, jak bardzo im zależy. I wcale nie myślą o tym zabobonnie. Walczą o to, by w Mszach św. gregoriańskich uczestniczyć, by codziennie przystępować do komunii św. To naprawdę bardzo piękny zwyczaj, który nie tylko pomaga temu człowiekowi, który odszedł, ale też tym, którzy zostali na ziemi. Należy ten zwyczaj polecać.
A praktyka wypominków? — jakie to ma duchowe znaczenie?
- Przede wszystkim chodzi o pamięć. Wzrusza mnie, gdy idę do kościoła a ksiądz proboszcz czy wikariusz czyta wypominki i przypomina wszystkim imiona zmarłych. To sprawia, że mamy świadomość, iż ci, którzy odeszli, nadal uczestniczą w życiu Kościoła. Jest to oczywiście połączone z modlitwą. To piękna forma pamięci o tych ludziach, otoczenia ich troską, dobrym życzeniem i błogosławieństwem. W to okazywanie miłości, która może zmienić człowieka, wpisuje się też sprzątanie na grobach.
Co więcej — jeśli kochamy i kochamy też człowieka po jego śmierci — to bardzo zmienia nas samych. Jest to też wyraz naszej wiary w życie wieczne, w to, że Pan zwyciężył śmierć, że więzi, które nas łączyły z bliskimi nie zostały przez śmierć zniszczone. Pamięć o zmarłych to zatem również przygotowywanie się na naszą własną śmierć.
A jeśli nasi zmarli są już w niebie? Czy nasza modlitwa może się „zmarnować”?
Nie, w Kościele nic się nie marnuje - żadne dobro, żadna świętość, żaden akt miłości do Boga. Dzięki temu w Kościele wzrasta temperatura miłości, troski, dobrego życzenia sobie. Tworzy się „skarbczyk”, z którego mogą czerpać kolejne potrzebujące osoby.