Czy to prawda, że służby były przygotowane do tej akcji, zanim wydane zostało postanowienie prokuratora, a wręcz zanim nadszedł anonim? – pyta w mediach społecznościowych Marcin Romanowski, odnosząc się do policyjnego przeszukania klasztoru dominikanów.
Po wybuchu skandalu związanego z wejściem policji do klasztoru dominikanów w Lublinie ścigany przez władzę Marcin Romanowski zadał w mediach społecznościowych kilka pytań.
„Czy to prawda, że prokuratura zorganizowała wysłanie do siebie anonimu zawierającego fałszywe informacje, w tym o moim rzekomym pobycie w Berlinie i Hiszpanii, aby następnie na tej podstawie wnioskować o ENA oraz o czerwoną notę Interpolu?” – pyta Marcin Romanowski.
I dalej:
„Czy to prawda, że prokuratura zorganizowała wysłanie do siebie anonimu zawierającego fałszywe informacje o moim rzekomym pobycie w Lublinie, aby w wyniku tego móc zorganizować medialny pokaz siły opiłowywania katolików i walki z kościołem?”
Były wiceminister pyta też:
„Czy to prawda, że służby były przygotowane do tej akcji, zanim wydane zostało postanowienie prokuratora, a wręcz zanim nadszedł anonim?”
Romanowski ostrzegł też funkcjonariuszy, aby żaden z nich „nie ulegał naciskom i nie zgadzał się na antydatowanie jakichkolwiek notatek czy dokumentów”.
„Całość materiału w sprawie będzie w przyszłości starannie zbadana i przeanalizowana” – podsumował.
***
Oczywiście Marcin Romanowski – jako strona całej sprawy – nie jest obiektywny. Jeśli jednak jego wersja nie jest prawdziwa, to która jest? Najazd policji na lubelski klasztor jest co najmniej kuriozalna. Dlaczego funkcjonariusze weszli akurat do dominikanów z Lublina, a nie np. do franciszkanów z Kłodzka? Romanowski i środowisko Suwerennej Polski nie ma za wiele wspólnego z Zakonem Kaznodziejskim; już więcej sensu (co nie znaczy, że dużo) miały historie o tym, że ukrywa się w ośrodkach Opus Dei – akurat do Dzieła były wiceminister naprawdę należał.
W teorii mogło być i tak, że chodziło bardziej o słynne „opiłowywanie” katolików – czyli o to, żeby wejść do klasztoru – a Marcin Romanowski był tylko pretekstem. Ale i to bez sensu, bo jeśli obecna władza chciała uderzyć w jakieś środowisko kościelne, to znalazłaby niejeden lepszy cel – grupę bardziej zaangażowaną politycznie, mocniej sympatyzującą z prawicą itp.
Tłumaczenia śledczych są mocno niespójne. Z jednej strony mamy europejski nakaz aresztowania, wydany ponoć po informacjach o rzekomym pobycie Romanowskiego w Hiszpanii. Z drugiej – przeprowadzany w tym samym czasie nalot na klasztor. A na koniec były wiceminister odnajduje się na Węgrzech, co podobno śledczy wiedzieli dzień wcześniej, czyli przed wydaniem ENA i przed wejściem do domu zakonnego.
W całej sprawie trudno się doszukać logiki, choćby gangsterskiej. Przynajmniej na razie.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.