Męczeństwo św. Szczepana to także narodziny – narodziny dla nieba

Chrystus, i o tym nie wolno nam zapomnieć, przychodzi na świat po to, aby nas zbawić. Zbawienie to dokonuje się przez męczeńską śmierć. Dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że drugi dzień świąt Bożego Narodzenia kieruje naszą uwagę ku Szczepanowi, wiernemu świadkowi Chrystusa – aż do śmierci, pisze ks. Przemysław Krakowczyk w dzisiejszym komentarzu liturgicznym.

Dlaczego tuż po Uroczystości Narodzenia Pańskiego obchodzimy święto św. Szczepana – męczennika? Być może przyzwyczailiśmy się do tego, ale warto zastanowić się nad głęboką wymową świadectwa, które złożył Szczepan i odnieść go do dzisiejszych czasów – w których chrześcijanie coraz częściej prześladowani są za swoją wiarę.

Błogą atmosferę świąt Narodzenia Pańskiego nagle przerywa męczeństwo św. Szczepana. W drugi dzień świąt słuchamy Ewangelii o prześladowaniach uczniów Chrystusa. A przecież nie nacieszyliśmy się jeszcze świątecznym klimatem i nowonarodzonym Dzieciątkiem.

Naszym celem nie jest wygodne, bezpieczne i łatwe życie, ale zbawienie:

Chrystus, i o tym nie wolno nam zapomnieć, przychodzi na świat po to, aby nas zbawić. Zbawienie to dokonuje się przez męczeńską śmierć. Od tego momentu każde przelanie chrześcijańskiej krwi nie będzie już nazywane śmiercią, bo została ona pokonana, ale – paradoksalnie – narodzinami… dla Nieba.

Więcej w dzisiejszym komentarzu liturgicznym.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama