Kiedy sztandarowa publikacja ruchu konserwatywnego zamieszcza na okładce oświadczenie „W to wierzymy”, jak ostatnio zrobił to „National Review”, wiadomo, że pojawił się problem. Jednak nie jest on nowy.
Latem ubiegłego roku dwutygodnik „The American Conservative” opublikował specjalne wydanie poświęcone pytaniu: „Czym jest amerykański konserwatyzm?”. W numerze wykorzystano eseje kilkudziesięciu samozwańczych konserwatystów, z których każdy próbował zdefiniować ruch. Czytając je, można odnieść wrażenie, że konserwatyzm to nie jeden punkt widzenia, ale ich cały szereg. Jednak istnieje tylko jeden ważny, intelektualny rozłam na prawicy, na który warto zwrócić uwagę – pomiędzy tymi, którzy przyjmują dziedzictwo europejskiego Oświecenia, a tymi, którzy je odrzucają.
Oświecenie, czyli „wiek rozumu” – było rewolucją przeciwko instytucjom etatyzmu i przesądom, która w XVI i XVII wieku wyzwoliła ludzkie umysły i relacje międzyludzkie. Jak trafnie zauważył Steven Pinker, wolne umysły i wolne rynki, które były wynikiem tej rewolucji są powodem względnego dobrobytu i bezpieczeństwa, a z tego i dzisiaj korzystamy.
Mogę sobie tylko wyobrazić, jak ekscytujące i wyzwalające musiało być życie w czasach, gdy David Hume, Adam Smith, Thomas Jefferson i ojcowie założyciele Ameryki obalali stare intelektualne i polityczne porządki oraz tworzyli nowe. Lubię myśleć, że musiało to być podobne do lat osiemdziesiątych Margaret Thatcher i Ronalda Reagana. Wtedy idee takie, jak podatek liniowy, bony szkolne, prywatne konta zabezpieczenia społecznego, deregulacja i prywatyzacja przetaczały się przez świat, promowane z wyczuwalną energią i entuzjazmem przez szereg nowo powstałych, konserwatywnych zespołów ekspertów.
Dekadę później, gdy XX wiek zbliżał się ku końcowi, komunizm i rządy były w odwrocie, a reformy wolnorynkowe wszędzie zyskiwały na popularności. Niestety, w XXI wieku nastąpiło znaczne uwstecznienie, które przyczyniło się do wzrostu znaczenia tych, którzy stoją po drugiej stronie konserwatywnej schizmy – ludzi, którzy odrzucają dziedzictwo Oświecenia.
Ta szkoła myślenia została trafnie przedstawiona w publikacji „What Is Conservatism?”, klasycznym zbiorze esejów pod redakcją Franka Meyera, który ukazał się nieco ponad 55 lat temu i podejmuje próbę odpowiedzi na pytanie „Czym jest konserwatyzm?”. Niedawno ponownie przeczytałem tę książkę, szukając w niej czegoś, co mogłoby zaangażować politycznie agnostyka z college'u i sprawić, że zapragnie on stać się częścią ruchu konserwatywnego. Niestety, niczego nie znalazłem.
Konserwatyzm promowany na łamach „Czym jest konserwatyzm?” nie tylko nie zdobywa nowych zwolenników, ale nie jest też przygotowany do rozwiązywania rzeczywistych problemów. Mniej więcej w tym samym czasie, w którym ukazała się książka Meyera, Milton Friedman opublikował „Kapitalizm i wolność”. Te dwie książki różnią się niczym noc i dzień. Podczas, gdy eseje Meyera są skierowane w przeszłość, książka Friedmana jest skierowana w przyszłość. Podczas, gdy pierwszy z nich ubolewał nad zmianami, drugi wzywał do zmian, które wyzwalają ludzi i czynią ich życie lepszym.
Friedman doskonale zdawał sobie sprawę, że jego podejście do polityki publicznej bardzo różni się od tego, które prezentują klasyczni konserwatyści. Unikał nawet nazywania siebie „konserwatystą” – woląc identyfikować się z tradycją klasycznego liberalizmu. Ale jego idee i tak zdominowały amerykański konserwatyzm, przynajmniej do czasu, gdy doszło do obecnego rozłamu w tym ruchu. A dla tych z nas, którzy wciąż w te idee wierzą, jest w przyszłości wiele pracy do wykonania.
W każdym dużym mieście, wiele rodzin o niskich dochodach jest zmuszona żyć w niespełniających norm mieszkaniach oraz posyłać swoje dzieci do upadających szkół. W mniejszym stopniu korzystają oni z prawie wszystkich usług publicznych – od transportu, opieki zdrowotnej, edukacji po bezpieczeństwo publiczne. Odmawia się im również możliwości pracy przez średniowieczne prawa dotyczące licencji na wykonywanie zawodu. Miasta te są prawie zawsze zarządzane przez Demokratów, zazwyczaj liberalnych Demokratów. Konserwatywny program reformatorski opowiadałby się za swobodnym wyborem szkół, uwolnieniem rynku mieszkaniowego i rynku pracy oraz za prywatnymi alternatywami dla podstawowych usług miejskich.
Analogicznie, zbyt wielu amerykańskich seniorów jest uwięzionych w przestarzałych systemach ubezpieczeń społecznych, które powinny być wstydem dla cywilizowanego społeczeństwa, takiego jak nasze. Są oni codziennie wprowadzani w błąd przez biurokratów z systemu ubezpieczeń społecznych, którzy zachęcają ich do przechodzenia na wcześniejszą emeryturę, rezygnując ze świadczeń, które każdego roku rosną z 3% rzeczywistą stopą zwrotu. Następnie, gdy podejmują pracę w niepełnym wymiarze godzin, stają w obliczu najwyższych progów podatkowych. W niektórych przypadkach sięgają one aż do 95%. Seniorzy korzystający z Medicare są jedynymi ludźmi w kraju, którzy nie mogą mieć konta oszczędnościowego lub bieżącego oraz całodobowego dostępu do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, jako alternatywy wobec pogotowia ratunkowego. Jak twierdzę w mojej książce „New Way to Care”, rozpaczliwie potrzebujemy zreformować zabezpieczenie społeczne, Medicare, Medicaid, system dla osób niepełnosprawnych i inne formy ubezpieczeń społecznych, które zostały utworzone w innym wieku, aby zaspokoić całkowicie inne potrzeby.
To tylko wybrane sposoby za pomocą, których konserwatywni aktywiści mogliby wyzwolić ludzi i rynki, zreformować instytucje i uczynić świat lepszym dla najbardziej bezbronnych spośród nas. Jednak, aby tak się stało, ruch konserwatywny będzie musiał najpierw zdecydować, czy chce przyjąć swoje oświeceniowe korzenie, czy też je odrzucić.
Źródło: National Review