Kard. Bo: Birmańczyków nie zadowoli częściowa demokracja

Wojsko Birmy planuje w przyszłym roku przeprowadzić wybory. Taka kontrolowana demokracja, nie znajdzie jednak uznania u Birmańczyków, zwłaszcza młodego pokolenia. Niestety, mimo starań liderów religijnych, trwa impas, który nie pozwala wojskowym i opozycjonistom zasiąść do rozmów. „Przyszłość demokracji nie jest optymistyczna. Ale mamy nadzieję, a to inna rzecz” – powiedział kard. Charles Bo, metropolita Rangunu.

W rozmowie z agencją Crux duchowny wyraził sceptycyzm wobec możliwości podjęcia dialogu między stronami. Choć bezpośrednio po zamachu stanu dokonanym przez wojskowych ludzie demonstrowali pokojowo, to później przemoc wzięła górę i polała się krew. Obecnie, cała Birma jest ogarnięta wojną. „Ta wojna nie ma zwycięzcy. Pochowaliśmy już ponad tysiąc osób. Musimy zatrzymać tę spiralę śmierci” – stwierdził hierarcha i zaznaczył, że walki były niepotrzebne. „To problemy stworzone przez ludzi i przez ludzi można  było rozwiązać, bez sięgania po broń. Tak wiele zła można było uniknąć dzięki dialogowi. Niestety, tak się nie dzieje”.

Jakiś czas temu, wojsko zapowiedziało wprowadzenie, jak to określono, „zdyscyplinowanej” demokracji. Wybory mają odbyć się w przyszłym roku. Kard. Bo zaznaczył jednak, że takie działania nie mogą być skuteczne na dłuższą metę. „To oznaczałoby demokrację ograniczoną” – ocenia metropolita Rangunu i przypomina, że obecnie wśród zatrzymanych przez wojsko jest ponad 500 członków Narodowej Ligi na rzecz Demokracji. Birmańczycy są zbyt przywiązani do wolności demokratycznych, stąd pozorne rozwiązania nikogo nie zadowolą.

Armia w swoich planach musi stawić czoła przede wszystkim nowemu pokoleniu Birmańczyków, którzy w ciągu 5 lat rządów częściowo demokratycznych zasmakowali wolności słowa, krytycznej edukacji, prawa do wolnych zgromadzeń. Mogli zobaczyć, że Birma ma wiele do zaoferowania Azji i światu. „Oni widzą możliwości jakie daje wolność. Że miliony wyszły z nędzy w innych krajach Azji Południowo-Wschodniej. Wojskowi to wiedzą i muszą się z tym liczyć”.

Według kard. Bo, przywódcy religijni cały czas działają, by przygotować grunt pod rozpoczęcie rozmów. Niestety, obecnie brak jest woli kompromisu. „Nikt nie odłoży broni tak łatwo. Zwłaszcza wojskowi. Wszystkie wojny, które prowadziła birmańska armia przez ostatnie 70 lat, były skierowane przeciwko jej własnemu narodowi. Widziano w nich korzyści ekonomiczne. Wojskowi muszą wreszcie zrozumieć, że rynek i otwarta gospodarka daje więcej korzyści dla wszystkich” – ocenił kardynał. Wskazał także na zagranicznych podżegaczy wojennych i ich interesy geostrategiczne. Ocenił, że wielkie i znaczące kraje, jak Chiny i Japonia, powinny nakłonić wojsko do negocjacji, bo im także powinno zależeć na stabilnym regionie.

Hierarcha docenił wkład Papieża Franciszka w informowanie o dramacie Birmy i jego ciągłą modlitwę o pokój. Z kolei lokalny Kościół ciągle towarzyszy ludziom. „Nie widzimy jednak jeszcze rezultatów rozmów między głównym przywódcą armii i liderami religijnymi. Chrześcijanie nadal cierpią, tysiące ludzi jest wysiedlanych, a kościoły nadal atakowane. Pomoc humanitarna jest ciągle blokowana. Ale kontynuujemy nasze wysiłki”. To właśnie Kościół został z ludźmi, gdy inne organizacje pozarządowe uciekły. Chociaż sam ucierpiał, to, jak zakończył kard. Bo, „zraniony Kościół musi być uzdrowicielem”.

Autor natchniony „dostrzega w sposób wzniosły nieuchronną prawdę o miłosnej solidarności Boga z grzesznikami oraz o Jego pragnieniu ich zbawienia”. Prorok Jonasz, choć wydaje się zamknięty oraz posługuje się groźbą boskiej kary, a potem oburza na samego Boga za jego łaskę wobec poszczących Niniwitów, ostatecznie cieszy się z przemiany, jaka dokonała się także dzięki jego przepowiadaniu. „Księga Jonasza uczy nas ufać miłosierdziu Bożemu, modlić się za innych i cieszyć się z ich skruchy, zamiast się smucić. To przesłanie do wszystkich” – dodał duszpasterz. 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama