„Synodalność jest lekarstwem na chorobę klerykalizmu. Fakt, że duchowni mieli trudności z włączeniem się w ten proces, tylko potwierdza, jak bardzo to synodalne nawrócenie jest konieczne, abyśmy lepiej pełnili naszą posługę wśród ludu Bożego. Synodalność to też brak podziału na tych, którzy prowadzą i tych, którzy są prowadzeni. Idziemy tą drogą wspólnie” – mówi w rozmowie z KAI niedawno goszczący w Polsce kard. Mario Grech. W wywiadzie sekretarz generalny synodu o synodalności odnosi się także m.in. do niemieckiej drogi synodalnej, której przebieg jego zdaniem nie wpłynie na synodalność całego Kościoła powszechnego.
KAI: Ksiądz Kardynał był gościem zebrania plenarnego polskich biskupów w Kamieniu Śląskim, którego głównym tematem był trwający synod o synodalności. O czym Eminencja do nich mówił i co przekazał całemu Kościołowi w Polsce?
Kard. Mario Grech: Odpowiedziałem pozytywnie na zaproszenie przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Stanisława Gądeckiego do złożenia wizyty w Polsce, bo chciałem być blisko polskich biskupów oraz potwierdzić wszelkie wysiłki, jakie Kościół w Polsce czyni na rzecz tego synodu. Zapoznałem się z polską syntezą krajową etapu diecezjalnego synodu o synodalności. Jest to dokument dobrze i obiektywnie prześwietlający sytuację Kościoła w Polsce. Z pewnością wniesie swój oryginalny wkład w synodalny proces słuchania, który został powierzony całemu Kościołowi powszechnemu.
KAI: Które zagadnienia wymienione w syntezie ogólnopolskiej zwróciły uwagę Księdza Kardynała? Są one tożsame z postulatami Kościoła w innych krajach w Europie?
- Jeśli chodzi o kwestie szczegółowe, widzę, że doświadczenie waszego Kościoła nie jest odmienne i dalekie od doświadczeń Kościołów w innych krajach. Jeśli miałbym wyróżnić jakieś wspólne cechy, to wśród nich jest wielka witalność całego Kościoła. Fakt, iż swoje syntezy krajowe przesłało Stolicy Apostolskiej aż 112 na 114 episkopatów z całego świata, mówi bardzo dużo o tym, jak wielką wagę przyłożono do procesu synodalnego. To rezultat bez precedensu. Traktuję to jako wyraźny sygnał, że zagadnienie synodalności jest w centrum uwagi całego Ludu Bożego. Widać zatem, że lud Boży naprawdę kocha Jezusa Chrystusa i Jego Kościół, w przeciwnym razie nie byłby tak obecny w tej pierwszej fazie synodu.
KAI: Co można powiedzieć o zaangażowaniu w konsultacje synodalne poszczególnych środowisk, jak choćby zgromadzenia zakonne czy osoby życia konsekrowanego?
- Jak już wspomniałem, otrzymaliśmy odpowiedź od prawie wszystkich konferencji episkopatów. To samo dotyczy instytutów życia konsekrowanego, których zaangażowanie zostało podsumowane w syntezie opracowanej przez Dykasterię ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego. Nie można pominąć pracy, jaką wykonały różne ruchy świeckie, a co zostało przedstawione Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia. Udział w pierwszej fazie synodu był zatem ogromny. Jednak na pytanie, czy i w jakim stopniu zaangażowali się w to świeccy, duchowni, zakonnicy itd., nie potrafię udzielić odpowiedzi wyczerpującej. Wiem, że niektórzy, także Kościół w Polsce, ubolewają, że ten udział ze strony duchowieństwa mógł być większy. Wszyscy zostaliśmy zachęceni do nawrócenia synodalnego. Synodalność jest lekarstwem na chorobę klerykalizmu. Fakt, że duchowni mieli trudności z włączeniem się w ten proces, tylko potwierdza jak bardzo to synodalne nawrócenie jest konieczne, także po to, abyśmy lepiej pełnili naszą posługę wśród ludu Bożego.
KAI: Wiernym świeckim w Polsce towarzyszył swego rodzaju entuzjazm, że mogą uczestniczyć w konsultacjach synodalnych, które pozwalają im zabrać głos, przedstawić wreszcie swoje postulaty, wejść w dialog między sobą oraz z duchowieństwem...
- To „wreszcie” trochę tu nie pasuje...
KAI: Być może, ale chcę dodać, że już to, co wskazano we wnioskach polskiej syntezy, pełne entuzjazmu nie jest. Świeccy chcą być bardziej współodpowiedzialni za to, się dzieje w parafiach, widać też potrzebę zmniejszenia dystansu dzielącego wiernych od ich proboszczów czy przezwyciężenie kryzysu wiary młodych.
- To prawda, że lud Boży bardzo docenił uwagę, z jaką pasterze chcą wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. Wtrąciłem uwagę co do tego „wreszcie”, bo to słowo mi się nie podoba.
KAI: Jest tu niewłaściwe?
- Nie, nie. Być może z punktu widzenia codziennego życia wiernych świeckich jest tak, jak pan mówi. Jako Kościół tak właśnie powinniśmy zwykle postępować. Kościół synodalny to Kościół, który słucha. Słucha nie tylko konkretnych opinii czy idei, ale przede wszystkim słucha Ducha Świętego. Wierzymy, że Duch Święty jest obecny we wszystkich ochrzczonych - choć nie tylko, bo także w tych nieochrzczonych, ale to w ochrzczonych tkwi Jego siła - i ma coś do powiedzenia Kościołowi. Gdy mówimy o synodalności, przychodzi nam na myśl proroctwo. Ochrzczony uczestniczy w proroczym posłannictwie Chrystusa, a rozeznanie w tej kwestii należy do pasterzy. To jest już owocem tego synodu: pasterze stali się bardziej otwarci na wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia lud Boży. Mam nadzieję, że także lud Boży wysłuchał swoich pasterzy. Słuchanie się nawzajem to rodzaj dialogu. Czasem mam obawy, gdy słyszę, że mówiąc o Kościele słuchającym ktoś ma na myśli wyłącznie to, aby słuchającymi byli pasterze. Powtarzam, tu chodzi o słuchanie wzajemne. I wydaje mi się, że w tej pierwszej fazie synodu to zadanie zostało przez wszystkich wypełnione prawidłowo.
KAI: W konsultacjach synodalnych u wiernych świeckich wybrzmiewały postulaty dotyczące tego, co się udaje lub nie udaje zrobić razem we wspólnocie parafialnej. Razem, czyli we współpracy świeckich i duchowieństwa. Okazało się, że ta potrzeba budowania wspólnoty jest wielka, ale nie zaspokojona.
- Doskonale to rozumiem. Synodalność oznacza właśnie brak podziału na tych, którzy prowadzą i tych, którzy są prowadzeni. Idziemy tą drogą wspólnie. Oczywiście, potrzeba przewodnika i jest nim kapłan, ale on też nie idzie sam, tylko słucha i podąża tą ścieżką razem ze swoją wspólnotą. Także kapłani nie idą w pojedynkę, ale razem ze swoim pasterzem. On wreszcie, jako biskup, bierze na siebie odpowiedzialność w prowadzeniu i utrzymywaniu w jedności Kościoła, który został mu powierzony. Czy zdarzają się problemy? Oczywiście, że tak. Ten proces się rozpoczął, ale nie oczekujmy, że jego efekty pojawią się natychmiast. Ojciec Święty mówi, że ta droga synodalna jest tym, czego Duch Święty chce dla Kościoła w trzecim tysiącleciu. Wierzę, że jeśli taka jest wola Pana, będzie to – choć my sami pewnie już tego nie doświadczymy – Kościół wzmocniony synodalnością i zdolny wspierać tak biskupów, jak i duchowieństwo w ich misji. Papież Franciszek powtarza, że nikt przecież nie zbawi sam siebie, nikt też nie jest w stanie płynąć sam w tej Piotrowej łodzi. Wie to i Ojciec Święty, i biskupi, i duchowieństwo, wszyscy.
KAI: Po tej pierwszej fazie synodu jesteśmy bliżsi zrozumienia, jak być bardziej Kościołem synodalnym i co uczynić, by ów synod nie stał się jednostkowym wydarzeniem, które zostanie otwarte i zamknięte?
- Proces synodalny rozpoczął się, trwa – jesteśmy nadal w fazie wsłuchiwania się – i nie będzie miał końca. To jest właśnie doświadczenie synodalne, którym żyjemy. Miejmy nadzieję, że z pomocą Ducha Świętego ten proces będzie postępował.
KAI: Czy niemiecka „Droga synodalna” może mieć, zdaniem Księdza Kardynała, negatywny wpływ na prace Synodu o synodalności zwołanego przez Franciszka?
- Mówimy o dwóch oddzielnych i odmiennych rzeczywistościach. Niemiecka „Droga synodalna”, który ma miejsce w Kościele niemieckim to proces wewnętrzny, krajowy, podczas gdy proces synodalny, który realizuje cały Kościół powszechny, także jest procesem osobnym. Nie można tych dwóch rzeczywistości ze sobą łączyć. Naturalnie, to, co odbywa się w Kościele w Niemczech, jest doświadczeniem synodalnym. Każdy taki proces czegoś nas uczy. Oczekuję, że Zgromadzenie Synodu Biskupów w październiku 2023 r. w Rzymie pozwoli nam zrozumieć, w jaki sposób mamy przeżywać doświadczenia synodalne na poziomie diecezjalnym czy krajowym.
KAI: Jednak negatywny odbiór niemieckiej „Drogi synodalnej” powodował niekiedy w Polsce – zarówno wśród księży jak i świeckich – sceptyczne podejście do synodu zainicjowanego przez Franciszka…
- Powtarzam, to są dwie kompletnie odmienne rzeczywistości. Niemiecka droga synodalna ma swój własny przebieg, ustanowiony przez niemieckich biskupów, i nie jest on tożsamy z procedowaniem synodu uniwersalnego. Nie zgadzam się z tymi, którzy stwierdzają, że to, co wydarzy się podczas synodu tego Kościoła partykularnego, wpłynie na synodalność całego Kościoła powszechnego.
KAI: Ma więc Eminencja nadzieję, że wizyta ad limina niemieckich biskupów w listopadzie w Watykanie może przywrócić właściwe znaczenie tego, czym jest synodalność zarówno w odniesieniu do Kościoła w Niemczech, jak i Kościoła powszechnego?
- Nie potrzebujemy czekać na tę wizytę, żeby stwierdzić, że wszystko jest jasne. Według mnie, połączenie obydwu tych doświadczeń byłoby dziwne i wprowadzałoby zamieszanie. Powtarzam, to są dwie różne rzeczywistości, dwa odmienne doświadczenia. Moim zdaniem, najważniejsze jest to, że niemieccy biskupi ustanowili dla tamtejszej drogi synodalnej własne reguły procedowania, podczas gdy dla Kościoła powszechnego są one inne.
KAI: Może zatem Ksiądz Kardynał jednoznacznie stwierdzić, że niemiecka droga synodalna nie stanowi problemu dla Kościoła powszechnego?
- Problemu? Co ma pan na myśli? Jeśli chodzi o sposób procedowania procesu synodalnego, to problemu nie ma. Tam powstały osobne metody działania. W przypadku Kościoła powszechnego takie zasady w odniesieniu do procedowania synodu biskupów zostały opisane w konstytucji apostolskiej „Episcopalis communio”. Poczekałbym zatem na przyszłoroczne Zgromadzenie Synodu Biskupów, które rzuci nam więcej światła na to, jak przeżywać synody w wymiarze diecezjalnym, lokalnym czy krajowym.
KAI: Jaki zdaniem Eminencji powinien być Kościół po przeprowadzeniu synodu o synodalności? Jakie powinny być owoce tego procesu?
- Powiedziałbym, że Kościół powinien zyskać lepszą pozycję do tego, by wypełniać swoją misję ewangelizacyjną. To jest bowiem cel ostateczny tego synodu: „Ku Kościołowi synodalnemu: komunia, uczestnictwo i misja”. Misja niesiona przez Światłość. Wierzę mocno, że jeśli w wymiarze spotkania stworzymy więcej przestrzeni do współpracy – taki jest Kościół synodalny – będziemy w stanie lepiej głosić Ewangelię.
KAI: Czego powinniśmy oczekiwać do fazy kontynentalnej synodu, która wkrótce ma się rozpocząć?
- Za kilka tygodni zostanie opublikowany dokument będący syntezą całego materiału przesłanego do Sekretariatu Generalnego Synodu. Staraliśmy się zebrać w nim głosy ludu Bożego wyrażone na poziomie Kościoła lokalnego, które są jednocześnie owocami nauczania pasterzy jako konferencji episkopatu. Ów dokument nie będzie stanowił wykładni nauczania czy przewodnika po doktrynie, tylko prezentację tego, co lud Boży zakomunikował w Kościele.
Dokument ten przedstawimy wszystkim biskupom diecezjalnym, zachęcając ich do refleksji nad jego treścią, to znaczy do zastanowienia się, czy powierzony im Kościół partykularny rzeczywiście w tym materiale jest obecny i czy wysłuchał ich głosu. Zachęcamy biskupów, aby zebrali wszystkie grupy synodalne, rady kapłańskie i rady duszpasterskie i zastanowili się czy chcą coś dodać. Niech przeczytają ponownie nie tylko to, co sami zamieścili, ale też zapoznają się z tym, co np. ma do powiedzenia Kościół w Oceanii czy Kościoły w Afryce. Nastąpi zatem swego rodzaju cyrkulacja treści synodalnych. Potem biskupi zakomunikują swoje uwagi konferencji episkopatu a ta przedstawi je podczas kontynentalnego zgromadzenia synodalnego. Takich zgromadzeń będzie geograficznie siedem oraz zgromadzenie Kościołów wschodnich.
KAI: Zobaczymy w ten sposób Kościół powszechny we wszystkich jego barwach?
- To pokazuje już dokument-synteza, o którym mówimy. Takich kontynentalnych syntez będzie siedem, w oparciu o które Sekretariat Generalny sformułuje „instrumentum laboris” na potrzeby Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów. To od pasterzy na nim zebranych będzie zależało, jakiego rozeznania dokonają.
KAI: Na etapie synodu, na którym jesteśmy, możemy już teraz stwierdzić, w jakim kierunku zmierza Kościół powszechny?
- Jest to Kościół, który pragnie być wciąż bardziej misyjny.
KAI: Tego potrzebujemy najbardziej?
- Tak, ale w wypełnianiu tego zadania, które powierzył nam Pan, uczestniczyć musi cały lud Boży. Słuchając ludu Bożego, nie tylko słuchamy Ducha Świętego, ale też uczymy się języka, który pomaga nam zrozumieć jak porozumiewać się ze światem. Słuchając ludu Bożego, zrozumiemy jakie są jego radości, problemy, troski, lęki i cierpienia, i będziemy umieli je odczytywać w świetle Ewangelii. Całe to bogactwo daje nam właśnie Kościół synodalny.
KAI: Zdaniem Eminencji, Kościół synodalny to Kościół bardziej uczestniczący w dialogu z niewierzącymi i wyznawcami innych religii? To pytanie dotyczy także relacji z młodym pokoleniem, przekonania go, że Kościół jest na nich otwarty.
- Kościół synodalny to Kościół ekumeniczny. To oznacza, że powinniśmy wchodzić w dialog ze wszystkimi ochrzczonymi, a przecież nie wszyscy oni są katolikami. To także Kościół wchodzący w dialog z innymi religiami oraz z tymi, którzy nie wyznają żadnej religii. Nikt zatem nie jest tu wykluczony.
KAI: Wspominam o tym otwarciu zwłaszcza na młodych, gdyż ich poziom praktyk religijnych w Polsce jest obecnie dramatycznie niski. W jakim stopniu synod może pomóc w pokazaniu im, że Kościół jest także przestrzenią, w której mogą żyć?
- Kościół synodalny to Kościół, który daje nadzieję. Wierni potrzebują, aby był dla nich jak latarnia, która przynosi im światło. Możemy im tę nadzieję nieść, ale nie dlatego, że wierzymy w nasze możliwości, tylko dlatego, że w centrum naszej misji i naszego życia jest Jezus Chrystus. Kościół synodalny może prowadzić ludzi do spotkania z Jezusem. I uważam, że tylko Kościół może to zaoferować ludzkości.
Rozmawiali Łukasz Kasper i Tomasz Królak / Warszawa