Odessa: Siostry Wcielonego Słowa na „froncie” miłosierdzia

„W Odessie, w ponad milionowym mieście portowym jest wiele kobiet, które mają problemy w swoich rodzinach i nie mają gdzie mieszkać z dziećmi. Postanowiliśmy więc stworzyć dla nich dom” - mówi siostra Maria ze Zgromadzenia Sióstr Wcielonego Słowa


„Mamy wojnę, nie wiemy, ile czasu potrwa, trzeba być z ludźmi i tym bardziej im pomagać. Kiedy przyjechaliśmy Odessa była «gorącym punktem» wojny, co raz wybuchały drony i rakiety. Jednak jesteśmy spokojne, że Bóg nas chroni, że działamy pomagając w odeskiej parafii Wniebowstąpienia Pańskiego, gdzie jest wiele osób potrzebuje wsparcia” - mówi siostra Maria od Nieustającej Pomocy ze Zgromadzenia Sióstr Wcielonego Słowa. Będąca od 20 lat w zakonie siostra jest przełożoną Domu Miłosierdzia w Odessie i apeluje o wsparcie, tych którzy chcą wesprzeć prowadzone przez siostry dzieła.

„Dziękuję Bogu za powołanie, to jest moje życie, żyję szczęśliwie z Bogiem. Pochodzę z prostej rodziny, w której wartości chrześcijańskie zawsze były cenione. Na pierwszym miejscu był Bóg i wartości rodzinne - mama i tata. Wartości rodzinne bardzo mi pomogły później w pracy w Domu Miłosierdzia” – mówi siostra.

Ukończyła studia inżynierii wydobycia ropy naftowej. „Wkrótce po studiach zrozumiałam, że Bóg wzywa mnie do klasztoru. Kiedy poznałam Zgromadzenie Sióstr Słowa Wcielonego, przekonałam się, że w życiu jest wiele ważnych rzeczy, ale najważniejsze jest bycie z Bogiem. Jestem szczęśliwa, że teraz, w tym dramatycznym czasie, mogę służyć Bogu i ludziom” – wyznaje zakonnica.

Siostra Maria od Nieustającej Pomocy wstąpiła do zakonu w Iwano-Frankowsku, a potem przez trzy lata studiowała we Włoszech. Pierwszą jej placówką była misja na Zakarpaciu, gdzie zajmowała się młodymi dziewczętami, maturzystkami, które w młodym wieku, za zgodą rodziców, chciały zamieszkać z siostrami. Następnie spędziła trzy lata w Odessie, pracując w sumie przez osiem lat w Domach Miłosierdzia z dziećmi i samotnymi matkami w różnych miejscach. Siostry prowadzą w Ukrainie trzy Domy Miłosierdzia: gdzie są dzieci, gdzie są matki z dziećmi i gdzie są osoby starsze wymagające opieki.

Siostry potrzebują wsparcia, aby ich Dom Miłosierdzia mógł przyjąć matki z dziećmi, żeby mieli, co jeść i godne warunki życia. Przygotowując się do zimy planują m.in. zakup agregatu prądotwórczego. Potrzebują wszelkich rzeczy, by przetrwać zimę.

W Domu Miłosierdzia w obwodzie iwano-frankowskim przebywa 10 matek i 25. dzieci. „Mały dom, pełen życia, w którym staramy się dać dzieciom radość, spokój, rozmawiać z matkami, aby miały psychiczny komfort i pełne wsparcie” – zaznacza siostra.

 

„W Odessie, w ponad milionowym mieście portowym jest wiele kobiet, które mają problemy w swoich rodzinach i nie mają gdzie mieszkać z dziećmi. Postanowiliśmy więc stworzyć dla nich dom. Ziemię pod jego budowę przekazała nam jedna rodzina. Rok temu abp Światosław Szewczuk poświęcił dom i mieliśmy już jedną matkę z chłopcem, ale z powodu wojny wyjechali do Czech. Sytuacja wojenna jest nadal trudna i czekamy na pokój, abyśmy mogły w pełni pracować” – mówi zakonnica.

Przypomina, że na obecną sytuację ma wpływ przede wszystkim wojna, ale też czas pandemii koronawirusa, który ją poprzedził, o czym się zapomina.

„Po wybuchu wojny zastanawiałam się, jak zareagować, przede wszystkim jako matka duchowa, że muszę ratować dzieci. Wojna nie oszczędza ludzi, ze względu na status społeczny, czy wiek. Trzeba chronić biednych ludzi, a przede wszystkim matki z dziećmi. Na początku marca pojechałyśmy do Szwajcarii na trzy miesiące, potem wróciłyśmy i zdałyśmy sobie w pełni sprawę, że mamy wojnę, nie wiemy, ile czasu potrwa, że trzeba być z ludźmi i tym bardziej im pomagać. Kiedy przyjechaliśmy Odessa była `gorącym punktem` wojny, co raz wybuchały drony i rakiety. Jesteśmy spokojne, Bóg nas chroni, działamy pomagając w odeskiej parafii Wniebowstąpienia Pańskiego, gdzie jest wiele osób potrzebuje wsparcia. Modlimy się też, aby Bóg dał nam trzeźwy umysł, abyśmy potrafiły odpowiednio reagować i pomagać ludziom” – wyznaje siostra Maria od Nieustającej Pomocy.

Siostra Maria wierzy, że wojna rychło się skończy. „Patrząc na odwagę naszych żołnierzy, walecznego ducha narodu ukraińskiego, widzialnych skutków działań Bożych interwencji, wierzymy, że zwycięstwo jest po naszej stronie. Widać, że Matka Boża jest z nami, widać, że Ukraina trwa oraz broni się i Bóg nam błogosławi” – wyznaje siostra Maria od Nieustającej Pomocy.

Ciekawe są losy sióstr Wcielonego Słowa z Odessy. Siostra Maria od Matki Zbawiciela jest w zakonie od 10 lat i wstąpiła do niego, gdy miała 52 lata. Ponad 30 lat żyła w Związku Radzieckim, gdzie jak mówi, nierealne było normalne myślenie o Bogu a życie wiarą, było wręcz zabronione. „Miałam cudowną babcię Julię. Odkąd byłam małą dziewczynką, powtarzała mi jedno zdanie: «pamiętaj, jest Ktoś, kto cię bardzo kocha i On ci pomoże». Wyszłam za mąż. Mam dwoje dzieci. Niestety osoba z którą związałam swoje życie nie rozumiała moich poglądów i nie mogliśmy być razem. Z dziećmi chodziłam do kościoła, braliśmy udział w pielgrzymkach, rozmawialiśmy na różne duchowe tematy. Moje dzieci często mówiły: «Mamo, nie mamy dzieciństwa, bo prowadzisz nas, gdzie ty chcesz». Potem, gdy moja młodsza córka osiągnęła pełnoletniość, wstąpiła do klasztoru, cieszyłam się i modliłam się, aby wytrwała. Z kolei druga córka wyszła za mąż, ma dzieci i szczęśliwe życie rodzinne” – wyznaje siostra Maria.

Kiedy życie córek się ustabilizowało zasugerowały mamie, aby pomyślała o swojej przyszłości. „Wykonałam ćwiczenia duchowe i doszłam do przekonana, że Bóg naprawdę mnie wzywa. Mimo wieku przygotowałam się i wstąpiłam do klasztoru. Bóg mnie powołał. Każdego dnia Bóg obdarza mnie darami i łaskami, których nie zawsze sobie uświadamiam, Za wszystko dziękuję Bogu. Żyję zgodnie z hasłem: «Dziękuję za wszystko, co było i co będzie, bo Bóg jest ze mną»” – wyznaje zakonnica.

Siostra Maria od Matki Zbawiciela jest z wykształcenia nauczycielką. Ukończyła Uniwersytet im. Iwana Franki we Lwowie. Pracowała w przedszkolu i szkole. Zanim została zakonnicą w Domu Miłosierdzia prowadziła katechezę dla dzieci.

Z kolei siostra Maria Bogu Dana jest w zakonie od siedmiu lat. Wcześniej studiowała na Uniwersytecie w Iwano-Frankowsku choreografię i ukraińskie tańce ludowe. „Pierwszy raz w życiu widziałam siostry zakonne w kościele znajdującym się w pobliżu uniwersytetu. Potem z grupą zaczęliśmy chodzić na msze św. Bardzo spodobały mi się siostry. Jeden z moich znajomych zaprosił mnie na ćwiczenia duchowe i okazało się, że siostry spotykane w kościele były w to zaangażowane. Po ćwiczeniach duchowych, dwa miesiące później, wstąpiłam do zakonu, choć nigdy wcześniej nie spodziewałam się, że mam powołanie zakonne. Wyjechałam na trzy lata do Włoch, gdzie studiowałam filozofię i teologię. W sumie studiujemy 2 lata po włosku i 3 lata po hiszpańsku, bo językiem naszego zgromadzenia jest hiszpański” – mówi siostra Maria.

Po ślubach pojechała do Rosji, do Omska na Syberii, a stamtąd do Kazachstanu, gdzie była pół roku. Kiedy zaczęła się wojna powróciła na Ukrainę, gdzie pracowała w Domu Miłosierdzia dla matek i dzieci. Potem przyjechała do Odessy.

Teraz siostry prowadzą zajęcia z dziećmi w parafii Wniebowstąpienia Pańskiego w Odessie: szkółkę niedzielną, katechezę, przygotowują dzieci do pierwszej Komunii św. W każdą sobotę wydają posiłki dla 120 ubogich osób, a we wtorki rozdają paczki żywnościowe.

Siostry oczekują jak najszybszego zakończenia wojny, aby mogły w swoim Domu Miłosierdzia w Odessie móc przyjmować matki z dziećmi w potrzebie.

Jeśli chcesz wesprzeć Siostry Wcielonego Słowa z Ukrainy i prowadzone przez nie dzieła oraz budowaną nową cerkiew św. Zofii w Bursztynie, to kliknij w link i wpłać wybraną kwotę: https://zrzutka.pl/yjn8r5


Krzysztof Tomasik / Odessa

« 1 »

reklama

reklama

reklama