W listopadzie minęła 80. rocznica śmierci lwowskiego arcybiskupa greckokatolickiego Andreja Szeptyckiego. Ta wybitna postać jest praktycznie nieznana na Zachodzie, a i w Polsce rzadko bywa wspominana. Przypomniał o nim George Weigel, wskazując na jego gorliwość połączoną z roztropnością i ekumeniczna postawą jako wzór dla współczesnych. Autor nie wspomina jednak o niektórych kontrowersjach dotyczących arcybiskupa.
Weigel w 80. rocznicę śmierci abpa Andreja Szeptyckiego: niezwykły świadek wiary, nieznany na Zachodzie
Abp Andrzej Szeptycki zmarł 80 lat temu, 1 listopada 1944 r. Jego życie przypadło na szczególnie trudny czas – dwie wojny światowe, stalinowski terror, czas Wielkiego Głodu na Ukrainie i wielokrotne zmiany władzy na terenach, na których posługiwał. Dziś słowa „terror stalinowski” i „wielki głód” nie budzą już tych emocji, co kiedyś, nie wolno jednak o nich zapomnieć. Jeśli historia zapamiętała okrucieństwo Dżyngis-Chana jako przestrogę dla potomnych, tym bardziej powinna jako ostrzeżenie zachować to, co działo się w Związku Radzieckim w okresie rządów Stalina. Liczba ofiar sowieckiego dyktatora liczona jest bowiem w dziesiątkach milionów, w tym – ponad sześć milionów Ukraińców zmarłych z głodu na wskutek grabieżczej polityki radzieckich władz w latach 1930-tych.
Hrabia Roman Aleksander Maria Szeptycki urodził się w 1865 roku we wsi niedaleko Lwowa w Galicji (zabór austriacki) w rodzinie wywodzącej się z ruskiej i polskiej szlachty. Przez ponad półtorej dekady jego studia zaprowadziły go do Lwowa, Krakowa i Wrocławia; podróżował także do Kijowa, Moskwy i Rzymu, gdzie w 1888 roku spotkał papieża Leona XIII. Kilka miesięcy po tym spotkaniu Szeptycki wstąpił do greckokatolickiego zakonu bazylianów św. Jozafata, przyjmując imię zakonne Andrzej. Wyświęcony na kapłana w 1892 roku, uzyskał doktorat z teologii, a w 1898 roku założył wspólnotę zakonną opartą na regule św. Teodora Studyty, której celem była reforma ukraińskiego monastycyzmu greckokatolickiego. Rok później został mianowany biskupem, a pod koniec 1900 roku Leon XIII wyraził zgodę na jego mianowanie metropolitą halickim, arcybiskupem lwowskim i biskupem kamienieckim. Swoje funkcje objął w styczniu 1901 roku, w wieku trzydziestu sześciu lat.
Jego posługa metropolity dokonywała się w niezwykle trudnych okolicznościach, gdy Ukraina zmagała się ze swą tożsamością narodową wśród nacisków ze strony Rosji i Polski, a później - podczas brutalnej okupacji nazistowskiej. Podróżując w przebraniu, starał się odbudować Kościół greckokatolicki (zwalczany przez rosyjskie władze) w Imperium Rosyjskim przed 1917 rokiem. W tym samym czasie starał się łagodzić konflikty narodowościowe między Polakami a Ukraińcami w burzliwych ostatnich latach imperium Austro-Węgier, ożywiając Kościół greckokatolicki na tych terenach. We wszystkich przypadkach i wobec wszystkich stron na rozdartych frakcjami ziemiach ukraińskich wzywał do ducha braterskiej miłości i ekumenicznej wrażliwości. Jego słowa budziły często sprzeciw u słuchaczy, którzy skłaniali się ku skrajnym postawom nacjonalistycznym i konfesyjnym.
Patriotyzm Szeptyckiego wyrażał się szczególnie dobitnie w jego trosce o tworzenie i zachowanie instytucji kulturalnych, aby zapewnić, że Ukraina zachowa kulturową ciągłość ze swym chrześcijańskim dziedzictwem, a nie ulegnie tendencjom faszystowskim i laickim. Jako duszpasterz starał się pogłębiać wiarę swojego ludu poprzez skuteczną katechezę, zachęcał do duszpasterstwa młodzieży i wniósł trwały wkład w życie religijne Ukrainy, wspierając monastycyzm studytów i zapraszając do swoich diecezji redemptorystów obrządku bizantyjskiego.
Po wkroczeniu do Lwowa sowieckich wojsk we wrześniu 1939 r. metropolita doświadczył z całą mocą stalinowskiego terroru. Dwa lata później, po inwazji hitlerowców na ZSRR, Lwów znalazł się w rękach niemieckich. W pierwszej chwili Szeptycki przyjął ten fakt z ulgą, mając nadzieję, że będzie to lekarstwo na potworności stalinizmu. Szybko jednak okazało się, że lekarstwo gorsze jest od choroby. Lwowski metropolita nie milczał, ale wśród tych okropności głosił odważnie prawdę, a w lutym 1942 napisał list do Reichsführera-SS Heinricha Himmlera, aby zaprotestować przeciwko rzezi Żydów. Jego pismo nie przyniosło żadnych efektów, ale arcybiskup nie poprzestał na słowach. Współpracując ze swoim bratem Klemensem, mnichem studytą beatyfikowanym w 2001 r., uratował setki żydowskich dzieci, ukrywając je w greckokatolickich instytucjach, osobiście zaś udzielił schronienia w swojej rezydencji synowi czołowego rabina lwowskiego. W sierpniu 1942 r. wysłał list do papieża Piusa XII, opisując masowe mordy dokonywane przez nazistów, przyznając jednocześnie, że pierwotnie błędnie odczytał intencje Hitlera na Ukrainie; trzy miesiące później wydał list pasterski „Nie zabijaj”, publicznie protestując przeciwko niemieckiemu panowaniu terroru i ekskomunikując jego sprawców. Jeden z tych, których uratował, David Kahane, został później naczelnym rabinem izraelskich sił powietrznych.
Pomimo swojej odwagi i wielkich zasług, Szeptycki pozostaje postacią niemal zapomnianą zarówno w Polsce, jak i na całym świecie. Dlaczego? Jednym z powodów jest jego nonkonformizm, pójście pod prąd tendencjom tamtych czasów. Nie był postacią wygodną dla Ukraińców, tym bardziej zaś – dla Polaków. Tak jak każdy człowiek, popełniał błędy, ale potrafił się do nich przyznać. Kontrowersje (o których nie wspomina amerykański myśliciel) wzbudza jego zachowanie w czasie rzezi wołyńskiej oraz koncyliacyjna postawa w pierwszym okresie po zajęciu przez hitlerowców Ukrainy w 1941 r. Nie można jednak abstrahować od historycznych okoliczności: frontalna konfrontacja z niemieckimi okupantami w praktyce oznaczałaby zagładę Kościoła greckokatolickiego. Faktu mianowania kapelanów dla ukraińskich oddziałów SS oraz UPA nie można z całą pewnością interpretować jako poparcia dla którejkolwiek z tych formacji. Była to próba przeciwdziałania demoralizacji żołnierzy, a nie polityczna deklaracja. Najbardziej kontrowersyjna jest postawa arcybiskupa wobec rzezi na Wołyniu – napisał on wprawdzie dwa listy pasterskie wzywające do powstrzymania przemocy, jednak – jak się wydaje – nie dostrzegał jej faktycznej skali i nie podjął bardziej stanowczych kroków dla jej zapobieżenia. Z drugiej strony pamiętać należy, że grekokatolicy stanowili niewielki odsetek mieszkańców Wołynia (zaledwie 0,5%), a na prawosławną większość abp Szeptycki nie miał żadnego wpływu – traktowany był jako przedstawiciel obcego wyznania.
Niezaprzeczalnym faktem jest to, że Kościół greckokatolicki przetrwał na Ukrainie najciemniejszy okres dziejów i jest to w dużej mierze zasługa Szeptyckiego. Jak pisze Weigel:
Dziedzictwo metropolity Andrzeja — głęboka pobożność, głębia intelektualna, wyrafinowanie kulturowe, dojrzały patriotyzm, ekumeniczna i międzyreligijna miłość — żyje w żywotności dzisiejszego Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie. Teraz, gdy Ukraina walczy o swoje przetrwanie i wolność Zachodu, powinniśmy uszanować pamięć tego wielkiego chrześcijańskiego świadka i modlić się o jego wstawiennictwo.
Źródło: www.georgeweigel.com
Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.