Dobro dziecka? Nieistotne. Dobro matki? Nieważne. Ostatecznie argumenty propagatorów aborcji sprowadzają się do względów ekonomicznych. Taki wniosek można wyciągnąć po wystąpieniu Chelsea Clinton, wiceprezeski Fundacji Clintonów.
Chelsea Clinton pojawiła się niedawno na panelu proaborcyjnym na South by Southwest (SXSW) 2025, w towarzystwie prezesa Centrum Praw Reprodukcyjnych Nancy Northup, oraz dyrektora internetowej platformy randkowej Bumble Elizabeth Monteleone i prezesa Institute for Women's Policy Research Jamili K. Taylor.
Ekonomia oderwana od demografii
Z wielką swadą mówczynie starały się wskazać, jak wiele negatywnych skutków niesie ze sobą obalenie wyroku Roe przeciwko Wade (w oparciu o niego zalegalizowano aborcję w USA), argumentując, że konieczna jest legalizacja aborcji. Co najbardziej szokujące, ciężar ich argumentacji dotyczył przede wszystkim kwestii ekonomiczno-społecznych. To nastawienie zdradzał nawet sam tytuł panelu: „Wolność reprodukcyjna: dobra dla pracowników, dobra dla biznesu”. Według propagatorek zabijania dzieci, jest ono konieczne, aby nie hamować kariery zawodowej kobiet, aby nie zabrakło ich na rynku pracy. To rzekomo ma być prawdziwe dobro społeczeństwa. Mówczynie nie zadały sobie jednak pytania, dla kogo ma być ten rynek pracy i komu ma służyć cała gospodarka, jeśli zabraknie dzieci, jeśli nie będzie kolejnych pokoleń.
Chelsea Clinton jest wiceprzewodniczącą Fundacji Clintona i doktorem stosunków międzynarodowych. Jest także producentką filmu dokumentalnego „Zurawski v. Texas”, który powstał w następstwie pozwu wniesionego przez kilka kobiet w Teksasie – w tym Amandę Zurawski – które twierdziły, że odmówiono im niezbędnych aborcji. Niezbędnych? Żadna z kobiet nie potrzebowała aborcji ze względów medycznych. Ciąża nie zagrażała ich życiu ani zdrowiu. Owszem, lekarze przyspieszyli poród u pani Zurawski, ale czymś zasadniczo innym jest indukcja porodu i urodzenie żywego dziecka, a czymś innym – zabicie dziecka w łonie matki. Tego zdają się nie dostrzegać propagatorki aborcji.
To nie aborcja otworzyła rynek pracy dla kobiet
Wobec braku ważkich argumentów medycznych Clinton odwołuje się do racji ekonomicznych. Według niej dostęp do aborcji „to nie tylko kwestia zdrowia i dobrego samopoczucia pacjentek, to kwestia zdrowia społeczeństwa, gospodarki i podatków”. Już wcześniej stwierdziła, że „amerykańskie kobiety wchodzące na rynek pracy w latach 1973-2009 dodały do ekonomii trzy i pół biliona dolarów”.
Jej argumentacja sprowadza się do tego, że porzucenie macierzyństwa i zabijanie nienarodzonych dzieci jest uzasadnione, aby „amerykańska gospodarka” mogła się rozwijać. U podstaw tych stwierdzeń leży przekonanie, że matki, które decydują się pozostać w domu, aby wychowywać dzieci, nie wnoszą takiego wkładu w społeczeństwo, jak kobiety, które rezygnują z wychowania dzieci. Sugeruje to, że niemożliwe jest pogodzenie kariery zawodowej z wychowaniem dzieci. To oczywista nieprawda. Nawet jednak, gdy faktycznie dochodzi do kolizji i trudno pogodzić jedno z drugim, w interesie społeczeństwa nie jest bynajmniej rezygnacja z urodzenia i wychowania dzieci, tylko zapewnienie kobiecie odpowiedniego wsparcia, czy to w formie zasiłków wychowawczych, czy poprzez zapewnienie opieki przedszkolnej i innej.
Taylor twierdziła podczas panelu, że Teksas traci 16 miliardów dolarów rocznie z powodu ograniczeń dotyczących zabijania nienarodzonych dzieci, a całe Stany Zjednoczone tracą z tego powodu 68 miliardów dolarów rocznie. Ale jak pisze autorka Live Action News Kristi Burton Brown:
Argumentacja, że to legalizacja aborcji otwarła rynek pracy dla kobiet, jest z gruntu fałszywa. Kobiety były aktywne zawodowo na długo przed uchwaleniem ustawy Roe w 1973 roku. W rzeczywistości proces angażowania kobiet w role zawodowe trwał już od czasów II wojny światowej. Wiele kobiet podjęło pracę z konieczności w czasie wojny; Amerykański Departament Pracy określa właśnie II wojnę światową jako punkt zwrotny dla wzrostu zatrudnienia kobiet poza domem.
Dowodzi tego oficjalny rządowy raport:
„Gdy mężczyźni wyruszyli na wojnę przez Atlantyk i Pacyfik, kobiety zostały wezwane do zajęcia ich miejsca na linii produkcyjnej. War Manpower Commission, federalna agencja powołana w celu zwiększenia produkcji materiałów wojennych, miała za zadanie rekrutować kobiety do pracy niezbędnej do prowadzenia działań wojennych.”
Nawet jednak gdyby zignorować ten fakt, pozostaje pytanie: dlaczego pani Clinton nie przyszło do głowy, że ponad 63 miliony dzieci, które padły ofiarą aborcji w USA od 1973 roku również wniosłyby olbrzymi wkład ekonomiczny w ten kraj? Argumentacja, którą posługuje się jedna z najbardziej prominentnych propagatorek aborcji, jest po prostu żenująco słaba i nie da się jej obronić nawet z punktu widzenia ekonomii. Ostatecznie nie chodzi więc ani o dobro dzieci, ani o dobro matek, ani nawet o gospodarkę, ale jedynie o pieniądze, które zarobią placówki aborcyjne.
Źródło: Live Action