Więzień w Guantanamo Bay ma więcej praw niż oskarżony ksiądz w Ameryce dzisiaj

Surowe procedury wprowadzone w USA wobec księży oskarżonych o nadużycia seksualne to klasyczny przypadek „dziecka wylanego wraz z kąpielą”. Surowość nie idzie bowiem w parze ze sprawiedliwością, a oskarżenie, także bezpodstawne, często traktowane jest jak wyrok.

Pisze o tym Thomas Guarino na portalu „First Things”. Obecny stan rzeczy jest pokłosiem decyzji podjętych na początku XXI wieku, kiedy to amerykańscy biskupi w reakcji na skandale seksualne przyjęli tzw. Kartę Ochrony Dzieci i Młodzieży, potocznie zwaną Kartą z Dallas. Ówczesny przewodniczący amerykańskiego episkopatu, kard. Wilton Gregory określił zatwierdzenie Karty przez episkopat jako „kluczowy moment” dla Kościoła katolickiego, w którym „lud Boży odetchnął z ulgą”, że biskupi w końcu podjęli działania. 

Niestety działania te nie do końca były przemyślane. Owszem, jak pisze Bill Donohue, w pouczającej książce The Truth about Clergy Sexual Abuse, amerykański Kościół zrobił więcej niż jakakolwiek inna instytucja, aby przezwyciężyć plagę nadużyć. Niestety wylano dziecko wraz z kąpielą, ignorując wymogi sprawiedliwości i prawo do obrony dobrego imienia często niesłusznie oskarżanych księży. Donohue ze smutkiem stwierdza:

„Przeciętny więzień w Zatoce Guantanamo ma dziś więcej praw niż przeciętny oskarżony ksiądz w Ameryce”.

Chodzi przede wszystkim o brak uczciwego procesu, w którym księża mogliby dowodzić swojej niewinności. Thomas Guarino zauważa, że sytuacja ta

„otworzyła ziejącą przepaść między biskupami a księżmi. National Study of Catholic Priests, dochodzenie przeprowadzone przez Catholic Project na Catholic University of America, świadczy o tej przepaści. Kolejne wywiady potwierdzają, że księża żyją w chorobliwym strachu przed fałszywym oskarżeniem. W rezultacie tylko 24 procent księży katolickich ufa amerykańskiemu episkopatowi. Ten poważny rozdźwięk między księżmi a biskupami jest niezdrowy dla życia Kościoła.

Panika moralna to nie sprawiedliwość

Panika moralna, jaka towarzyszyła wdrażaniu Karty, nie miała wiele wspólnego ze sprawiedliwością. Wobec nieustannych oskarżeń i ataków na Kościół biskupi wdrożyli procedury, które były przesadne, „w niewielkim stopniu oparte na teologii katolickiej lub naturalnej sprawiedliwości”.

Już wtedy przed takim postępowaniem przestrzegał kard. Avery Dulles, jeden z najwybitniejszych amerykańskich teologów. Zwracał uwagę, że procedury wynikające z Karty były tak surowe, że między biskupami a księżmi zapanuje „przeciwstawna relacja”. Biskupi, jak ubolewał, „zdecydowali się na ekstremalną reakcję”. Przytoczył kilka problemów wynikających z Karty: sam termin „wiarygodnie oskarżony” był bardzo nieprecyzyjny, zaburzona była proporcja między przestępstwem a karą; a księża – także niesprawiedliwie oskarżeni – byli wykluczeni z posługi przez dłuższy czas i pozostawieni sami sobie, co Dulles nazwał „przymusową laicyzacją”.

Oskarżony nie znaczy sprawca

W wielu diecezjach standardową praktyką stało się zawieszanie w posłudze każdego księdza, przeciwko któremu wystosowano cywilne oskarżenie, niezależnie od tego, jak słabe czy wręcz dziwaczne były jej podstawy. Oznaczało to, że bez żadnych dowodów kapłan wzywany był do kurii, zabierano mu prawo do posługi, odbierano mieszkanie przy parafii i wszelkie sprawowane funkcje. De facto stało to w sprzeczności z postanowieniami samej Karty, która mówi, że „księdzu lub diakonowi oskarżonemu o wykorzystywanie seksualne nieletniego przysługuje domniemanie niewinności podczas dochodzenia w sprawie zarzutu”. W rzeczywistości wielu księży było i nadal jest usuwanych z posługi na podstawie samego oskarżenia – i to na wiele lat – bez jakiegokolwiek dochodzenia.

Zamiast domniemywać niewinności, przyjmuje się domniemanie winy. Oskarżony to nie to samo, co sprawca, tymczasem w praktyce stawia się znak równości. Czy „zero tolerancji” ma oznaczać piętnowanie sprawców, czy też piętnowanie wszystkich oskarżonych, niezależnie, czy są faktycznie winni, czy też nie? Jeśli księża w taki sposób traktowani są przez własnych biskupów, trudno się dziwić, że zaufanie księży do episkopatu jest najniższe w historii.

Problemem jest też prawna nieprecyzyjność terminów „wiarygodny” i „uzasadniony”. W każdej diecezji są one interpretowane inaczej. Nie jest jasne, na jakich podstawach można uznać oskarżenie za wiarygodne. A „wiarygodne” niekonieczne znaczy „uzasadnione” – może się zdarzyć, że ktoś w wiarygodny sposób opowiada o czymś, co jest jedynie wytworem jego własnej psychiki.

Co z prawem do zachowania dobrego imienia?

Amerykański episkopat zignorował też prawo do zachowania dobrego imienia kapłanów, o którym wyraźnie mówiła Stolica Apostolska. W większości przypadków „wiarygodne oskarżenie” oznaczało publikację nazwiska duchownego w internecie. Co jednak w przypadku, gdy oskarżenie okazało się fałszywe? Kto i w jaki sposób przywróci kapłanowi dobre imię, naruszone przez publikację jego danych w kontekście skandalu seksualnego? Wiadomo, że w internecie nic nie ginie i nieraz po latach, po oczyszczeniu z zarzutów, czytelnicy dalej będą znajdować informację o rzekomych przestępstwach duchownego.

Skąd tak radykalna postawa amerykańskich biskupów, niezgodna z wymogami sprawiedliwości i rozsądku? Według Guarino jednym z powodów jest to, że znajdowali się pod niezwykłą presją ze strony wielu grup, w tym polityków i mediów. Biskupi zostali oskarżeni o powszechne nadużycia – a intensywna presja społeczna na nich wywarta wywołała panikę, a następnie nadmierną reakcję. Dlatego też apeluje o ponowne przyjrzenie się kwestii nadużyć seksualnych oraz Karcie z Dallas, bowiem:

dziś najbardziej bezbronnymi członkami Kościoła Katolickiego są jego księża, którzy – w mgnieniu oka i przy braku jakichkolwiek dowodów – mogą zostać odsunięci od nieskazitelnej, bezinteresownej, trwającej całe życie posługi. Amerykańscy biskupi muszą znaleźć odwagę, aby zmienić Kartę i jej procedury, pomimo krytyki, z jaką niewątpliwie się spotkają. Tylko wtedy sprawiedliwość zostanie właściwie wymierzona, a zaufanie do episkopatu przywrócone.

Moralna panika to nie sprawiedliwość. Wzburzenie nie jest dobrym doradcą, gdy chodzi o dociekanie prawdy. Zamiast niego potrzebne jest trzeźwe myślenie, roztropność i umiejętność podjęcia środków adekwatnych do danej sytuacji. W przeciwnym razie walcząc z wielkim złem możemy spowodować jeszcze większe.

Źródło: First Things

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama