Fragmenty książki "Jak profesor Ulipispirus wymyślił język zrozumiały dla wszystkich"
o. Tomasz Špidlik Jak profesor Ulipispirus wymyślił język zrozumiały dla wszystkich |
|
Za siedmioma górami, za siedmioma zielonymi lasami, za siedmioma rzekami, na środku siódmej polanki stał opuszczony zamek, w którym mieszkał samotny rycerz. Nikogo do siebie nie zapraszał, nikt go nie odwiedzał. Czasami jednak, kiedy ktoś przypadkowo przechodził koło zamku, słyszał, jak rycerz głośno mówi. Chodził po korytarzach, gestykulował, obracał się to w lewo, to w prawo. Zachowywał się tak, jakby był szalony.
Pewnego razu stało się coś dziwnego. Rycerz ucichł, przestał krzyczeć. Poprosił starego gajowego, który mu codziennie przynosił jedzenie, aby przyprowadził najlepszego malarza w mieście. Za kilka dni zgłosił się na zamek mistrz Pędzelek i zapytał, jaki obraz ma namalować.
Stary rycerz popatrzył nieufnie na mistrza Pędzelka i powiedział przez zęby:
— Mam tu dla ciebie pracę, ale wydaje mi się, mistrzu, że jesteś zbyt młody i mało doświadczony.
Pędzelek prawie się obraził. Zmarszczył brwi, poskrobał się nerwowo po brodzie i odpowiedział:
— Przestudiowałem już wszystkie formy ciała i kształty przedmiotów, umiem przygotować każdą barwę. Nie wiem, czy jest coś, czego bym nie potrafił namalować.
— Zobaczymy — powiedział rycerz i zaprowadził Pędzelka do wąskiego korytarza.
— Jeden koniec jest ciemny, a drugi jasny. Chcę, abyś mi w środku namalował świętego Antoniego Pustelnika, po jego prawej ręce anioła, a po lewej diabła. Przypominam, mistrzu Pędzelku, że anioł ma być naprawdę aniołem, diabeł naprawdę diabłem. Nie chcę żadnych maszkar z rogami i skrzydłami, chcę widzieć oblicza, które wyrażają konkretną rzeczywistość.
— Jeżeli chodzi tylko o to — machnął ręką malarz — to szybko uporam się z pracą.
Pędzelek podkasał rękawy, rozłożył małą drabinę, przygotował farby i zaczął malować świętego Antoniego. Już tego samego dnia wieczorem pojawiło się na ścianie malowidło przedstawiające starca z białą brodą i dobrymi oczami. Przypominał starego pasterza z Rusinowa, różnił się jedynie aureolą wokół głowy. Rycerz przyszedł popatrzeć na malowidło i powiedział wyrozumiale:
— Wprawdzie to nie jest święty, ale ujdzie!
Mistrz Pędzelek milczał wyniośle.
Drugiego dnia mistrz przystąpił do pracy z jeszcze większą gorliwością i namalował anioła. Wieczorem znowu przyszedł stary rycerz i zmarszczył brwi:
— Powiedziałem, że chcę mieć na ścianie namalowanego anioła. Tę pannę można podarować na wystawę zakładu krawieckiego.
Pędzelek się rozzłościł. Rycerz nie wdawał się z nim w dyskusję i odszedł w milczeniu do swoich komnat.
Malarz przez chwilę się gniewał, potem jednak popatrzył uważnie na swój obraz i szukał tego, co można w nim zmienić. Siedział tak aż trzy dni. A potem stało się to, czego sam nie oczekiwał. Jemu także obraz przestał się podobać. „Stary rycerz jest dziwakiem, ale ma rację. To nie jest anioł! Jak jednak mam namalować anioła? Jego oblicze powinno jaśnieć dobrem, prawdą i pięknem” — pomyślał. Malarz Pędzelek rozłożył wszystkie papiery ze swymi studiami. Starał się połączyć najpiękniejsze kształty, jakie znał. Rozmyślał, poszukiwał. Nawet nie wiedział, jak długo pracuje. Ciągle mu się coś nie podobało.
W końcu przyszedł stary rycerz:
— Mistrzu Pędzelku, sam widzisz, że dotychczas nie udało ci się namalować anioła. Mimo to nie trap się tym! To już nie będzie lepsze. Zacznij teraz malować po drugiej stronie diabła!
Malarz się trochę złościł, jednak w końcu musiał przyznać, że rycerz znowu ma rację. Przesunął więc małą drabinę do drugiego końca korytarza i namalował wstrętnego diabła.
— Będą się go przynajmniej wszyscy bali — powiedział z zadowoleniem.
Ale stary rycerz śmiał się do rozpuku:
— Nigdy w życiu nie widziałem śmieszniejszej maszkary. Wiesz co, mistrzu Pędzelku, jeśli ktoś chce namalować diabła, musi wiedzieć, czym jest zło. Nie zapomnij o tym!
A mistrz znowu siedział i myślał, i myślał, ale nic nie wymyślił. Zamazał pierwszy obraz, namalował drugi, następnie trzeci, potem czwarty. Może ten spodoba się rycerzowi? Diabeł był podobny do zabójcy, którego kiedyś malarz naszkicował przed wykonaniem wyroku. Tym razem rycerz się nie śmiał, jednak zadowolony nie był.
— Popatrz, mistrzu Pędzelku, to jest człowiek ubogi, nikczemnik, sprośny, lecz przecież to nieborak. Kiedy patrzę na niego, wierzę, że Bóg będzie dla niego miłosierny, to nie jest diabeł.
Mistrz Pędzelek powoli tracił siły i cierpliwość. Już miał ochotę rzucić pędzlem i uciec z zamku, gdy stary rycerz przyszedł i znów mu poradził:
— Jeżeli nie potrafisz namalować diabła, namaluj mi na tej drugiej stronie dokładnie takiego samego anioła!
Rycerz chyba sobie nie uświadomił, jak bardzo poniżył mistrza. Czyżby on naprawdę czegoś nie umiał! W duchu mu coś podpowiadało, że to prawda.
Zaczął więc znowu malować anioła. Kopiował własny obraz z dziwnym niepokojem i dużym oporem wewnętrznym. Linię za linią, kolor za kolorem przenosił na drugą stronę ściany i przeklinał dzień, w którym zgodził się pracować na zamku. W końcu zakończył pracę.
Drugi anioł był taki sam jak ten pierwszy. Jednakże mimo podobieństwa to nie był on! Mistrz Pędzelek przeraził się, kiedy na niego popatrzył:
— Mój Boże, to przecież nie jest anioł, to sam diabeł!
Przyszedł także stary rycerz i pokiwał głową z uznaniem:
— Tak, tak, to właśnie jest diabeł.
— Ale przecież starałem się namalować drugiego anioła!
— Właśnie dlatego! Zło bowiem to nie koszmarna brzydota, to nie słabość i nędza. Zło jest pięknem, którego poszukujemy z nienawiścią i wstrętem. To sobie, malarzu, dobrze zapamiętaj!
Potem rycerz sowicie zapłacił Pędzelkowi i odesłał go do domu.
opr. aw/aw